Maciej Pałahicki: Dzisiaj goszczę w domu Stanisława Bobaka. Rozmawiam z jednym z najlepszych skoczków w historii Polski. Jest Pan wymieniany jednym tchem z Adamem Małyszem, Piotrem Fijasem, Wojtkiem Fortuną, czy Stanisławem Marusarzem. Czy patrząc teraz na to, co robi Adam Małysz widzi Pan siebie te dwadzieścia, dwadzieścia parę lat temu?
Stanisław Bobak: Takie mam odczucie. Gdybym się wrócił o te dwadzieścia lat do tyłu, to mam nadzieję, że byłaby to rywalizacja między mną, a Małyszem. Po prostu ja mam już tak zakodowane w sobie, że jakby mi padło narty założyć teraz, to jeszcze bym dał radę skoczyć. Tak psychicznie jestem nastawiony, że jeszcze mógłbym poradzić z nimi.
Maciej Pałahicki: Analogie są spore, bo podobnej postury, podobnego wzrostu. O Panu mówiło się, że miał Pan „wybicie, jak dynamit”, niesamowite „wyczucie powietrza” w locie, no i tę niesamowitą wolę walki.
Stanisław Bobak: Z tym się zgodzę, że miałem tę dynamikę w nogach. Strasznie lubiłem walczyć. Nie tylko z wiatrem walczyłem, ale walczyłem i z metrami i z wszystkimi przygodami, które się łączą w skokach.
Maciej Pałahicki: Dla tych, którzy nie pamiętają, bo o Panu mówi się trochę mniej, niż o innych naszych znakomitych skoczkach: trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Ile wygranych konkursów w Pucharze?
Stanisław Bobak: Wygrałem w Zakopanem. Na drugi dzień wygrał Piotrek Fijas i do tego czasu dopiero Adam Małysz wygrał w Zakopanem. No, a do tej pory nie było takiej rywalizacji, żeby walczyć w tym Pucharze Świata. Wiadomo, że ja startowałem w pierwszym Pucharze Świata, gdzie w latach 79-80 łącznie byłem trzeci w Pucharze Świata. Była to rywalizacja może większa niż na olimpiadzie w 1980 roku, gdzie uczestniczyłem i najbardziej to sobie chwalę to trzecie miejsce i dziesiąte miejsce na olimpiadzie też się liczy.
Maciej Pałahicki: No i był Pan o krok od podium podczas Turnieju Czterech Skoczni.
Stanisław Bobak: Byłem takim skoczkiem, że miałem tę dynamikę w nogach. No i stało się, co się stało – przeskoczyłem cztery, czy sześć metrów skoczni. Rekord był tam 108, ja skoczyłem 112 i to było na skoczni w Bisofshoffen, to już był ostatni konkurs. Przez upadek, który tam miałem nie przedostałem się na trzecie miejsce, tylko zostałem na czwartym, ex-aequo z Austriakiem.
Maciej Pałahicki: Dwukrotnie Pan startował w olimpiadach. Nie do końca jednak się udało. Co się stało?
Stanisław Bobak: Psychika człowieka jest całkiem inna, bo za dużo robi się komentarzy, że to można zdobyć, tamto można zdobyć. Takie pieniądze są za to, za tamto. Po prostu człowiek całkiem inaczej się nastawia. Tego nie mogę zrozumieć.
Maciej Pałahicki: Pan przecież też był bardzo popularny. Ja pamiętam ze swojego dzieciństwa, że z kolegami wszyscy byliśmy „bobakami”. Sam skakałem, nawet nartę złamałem sobie na jakimś drzewie. Nie chodziło się na skoki, chodziło się na Bobaka. Pan też czuł taką popularność i presję tej popularności?
Stanisław Bobak: Tak odczuwałem i byłem bardzo z tego zadowolony, że przychodzą kibice, proszą mnie o autograf. Bardzo lubiłem porozmawiać, pożartować z kibicami.
Maciej Pałahicki: Czy teraz, kiedy ogląda Pan skoki Adama, przeżywa Pan jeszcze raz swoje skoki sprzed lat, te same emocje?
Stanisław Bobak: Te same emocje. Wiadomo, że człowiek siedzi przed telewizorem, ale cały czas mam odczucie, że tak jakbym walczył z nimi. Człowiek jest jakoś tak psychicznie nastawiony, że gdyby tam był, to albo by im doradził, albo by im pomógł, po prostu zapiął narty i skoczył tak samo jak oni skaczą.
Maciej Pałahicki: Czyli nadal czuje się Pan zawodnikiem?
Stanisław Bobak: Cały czas.
Foto: Maciej Pałahicki, RMF