Moskiewskim obchodom nadano charakter, który jest nie do zaakceptowania dla Polaków i dlatego prezydent nie powinien tam jechać - uważa Jacek Saryusz-Wolski. 9 maja to także dzień jedności europejskiej i należy świętować go w europarlamencie – dodaje.

REKLAMA

Tomasz Skory: „Byłoby rzeczą nienormalna, gdyby w tym nie uczestniczyć” – tak o udziale prezydenta Kwaśniewskiego w moskiewskich uroczystościach 60. rocznicy zakończenie II wojny światowej mówi szef polskiej dyplomacji, minister Rotfeld. Wg pana decyzja prezydenta, żeby do Moskwy jednak jechać, świadczy o normalności?

Jacek Saryusz-Wolski: Ja uważam, że nie powinien jechać. Nadano tej rocznicy takie znaczenie, którego my nie możemy zaakceptować. Mam na myśli manipulację historyczną, która mówi, że Jałta i to, co potem było, jest ok. Nie mówiąc już o pomniku „czterech armii”. To jest po prostu niezgoda na taką interpretację historii. To nie oznacza, że nie powinniśmy świętować, podkreślać rocznicy zakończenia II wojny świtowej, w tym przyznawać to, co należy przyznać – rolę radzieckiej armii w tej materii. Wystąpiliśmy do przewodniczącego Parlamentu Europejskiego o zorganizowanie tegoż 9 maja uroczystej sesji parlamentu, ponieważ Europa to jest najlepsza odpowiedź i wyciągniecie wniosków z lekcji II wojny światowej. Tam powinno być miejsce polskiego prezydenta.

Tomasz Skory: Sądzi pan, że Europa się na to zdecyduje po tym, jak w poniedziałek, kiedy to polscy parlamentarzyści zaproponowali uczczenie pamięci ofiar Katynia…

Jacek Saryusz-Wolski: Ja tych dwóch rzeczy nie wiązałbym. Kwestia naszego wniosku ws. Katynia to jest pewny incydent – dla nas bardzo przykry wynikający z innego postrzegania historii. Ale debata historyczna tutaj najprawdopodobniej będzie się toczyła jeszcze przez najbliższych 10 lat. Te dwie rzeczy są rozdzielne. Natomiast trudno mi sobie wyobrazić, żeby 9 maja w święto zjednoczenia Europy, Dzień Schumana, aby wszyscy – a zwłaszcza eurodeputowani z nowych krajów członkowskich, dla których tak naprawdę II wojna skończyła się w 1989 roku, a tak naprawdę w dniu wejścia do UE – nie mogli tego świętować w Parlamencie Europejskim, abyśmy nie mogli zaprosić do Strasburga szefów rządów i państw. Kto przyjedzie, zobaczymy.

Tomasz Skory: Większość szefów rządów i państw będzie jednak w Moskwie. Tak przynajmniej wynika z zapowiedzi, które znamy dziś. To dość kłopotliwe, będą dwie konkurencyjne uroczystości.

Jacek Saryusz-Wolski: Być może taki kłopot jest na miejscu, być może niektórzy powinni takiego wyboru dokonać. Przecież reprezentacja państw występuje na różnym szczeblu. Można sobie bardzo dobrze wyobrazić sytuację, że w Strasburgu na uroczystej sesji jest szef państwa, a minister spraw zagranicznych jest w Moskwie. Jakby ktoś miał taki dylemat.

Tomasz Skory: Z jednej strony, Polskę spotykają dość prowokacyjne zachowania Rosji – jak np. odmowa udostępnienia wszystkich akt katyńskich, kuriozalne oświadczenie na temat układu jałtańskiego czy paktu Ribbentrop-Mołotow. Ale z drugiej strony, Europa dość wstydliwie milczy w niektórych sprawach – choćby ws. Katynia. Czy nie powinniśmy bardziej liczyć na Europę?

Jacek Saryusz-Wolski: Po pierwsze, dzisiaj Europa to my, a nie oni. Poza tym nie utożsamiajmy Europy z kilkoma krajami, kilkoma przywódcami tej Europy. Poza tym nie mam innego wyboru, jak protestować przeciwko fałszowaniu historii czy tę interpretację wyprostowywać.

Tomasz Skory: Ale Polska nie zareagowała jakoś na jawnie głoszone kłamstwa przez prezydenta Putina ws. \"obronnego i wymuszonego przez okoliczności historyczne\" paktu Ribbentrop-Mołotow. Bardzo cieniutko pisnęła też Polska ws. oświadczenia dotyczącego Jałty. Zachowujemy się w sposób niezupełnie taki, jaki pan opowiada.

Jacek Saryusz-Wolski: Pan mówi o reakcjach oficjalnych. Ja znam tę reakcję polskiego MSZ-u, że jest to głos tak niskiej rangi, że nawet nie należy na to reagować. Wydaje mi się, że to, co nie zostało drogą oficjalną załatwione, wykonały polskie media i chwała im za to.

Tomasz Skory: Klamka chyba zapadła. Prezydent Kwaśniewski do Moskwy pojedzie. Zapowiada jednak, że będzie tam głosił swoją ocenę tego, co stało się po II wojnie świtowej. Ta swoja ocena to może być ocena byłego wysokiego działacza PZPR i oficjela PRL-u albo potoczna ocena Polaków. Pan czego się spodziewa?

Jacek Saryusz-Wolski: Nam powinno zależeć na jak najlepszych stosunkach z Rosją, ale nie możemy z powodu tego celu reinterpretować – wbrew temu, co myślimy, w co wierzymy – historii. Miejsce Prezydenta RP i jego rola jest, aby to głośno powiedzieć. Natomiast uważam, że powinien to powiedzieć i ten głos zabrzmi dużo głośniej, jeśli przyjmie zaproszenie na 9 maja do Parlamentu Europejskiego, a do Moskwy pojedzie przedstawiciel dyplomatyczny dużo niższej rangi.

Tomasz Skory: Szykuje się gigantyczny skandal z tego, co pan mówi.

Jacek Saryusz-Wolski: Nie skandal. To jest pewna propozycja. Wydaje nam się – tu z perspektywy Parlamentu Europejskiego i nas od niedawna członków UE – że nasze miejsce jest w Unii, bo ona kończy definitywnie Jatę i stanowi odpowiedź na lekcję II wojny światowej. My jako UE, jako Europa powinniśmy to głośno mówić.

Tomasz Skory: Dziękuję za rozmowę.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio