Nie ma powodów, dla których PO miałaby obawiać się wcześniejszych wyborów – mówi Jan Rokita. Jednocześnie gość Kontrwywiadu Kamila Durczoka w RMF FM zaznacza, że wybory w marcu czy kwietniu nie rozwiążą w istotny sposób polskich problemów.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Jan Rokita: Wiedzy, czego chce prezydent Rzeczpospolitej nie jako brat swojego brata, ale jako głowa państwa wybrana w ostatnich wyborach; innymi słowy: czy zamierza doprowadzić do przyśpieszonych wyborów, czy też zamierza przyczynić się do ustabilizowania władzy, której jego brat nie potrafi od 3 miesięcy w sposób rozsądny poprowadzić. Prosta rzecz.
Kamil Durczok: A gdyby tak się zdarzyło, że efektem tej rozmowy będzie utwierdzenie się w przekonaniu – a obserwacja sceny politycznej jest dowodem na to – że jest wysoce prawdopodobne, że będą przedterminowe wybory, to co może zrobić Platforma oprócz tego, że będzie się do nich przygotowywać?
Jan Rokita: Nic. A to jest bardzo dużo.
Kamil Durczok: Nic? To jest bardzo dużo?
Jan Rokita: Precyzyjniej – nic więcej, a to jest bardzo dużo. Czyli przygotować się dobrze do wyborów.
Kamil Durczok: Ale PO boi się tych wyborów?
Jan Rokita: Można te wybory, w moim przekonaniu, wygrać. Mi się wydaje, że tych wyborów boją się w Polsce wszyscy poza PiS-em, PO, Samoobroną. Nie ma istotnych powodów, dla których PO miałaby się tych wyborów obawiać. Ja nie wierzę, że te wybory w szybkim czasie – marcu czy kwietniu – rozwiązałyby w istotny sposób polskie problemy. Po wyborach będziemy mieć te same problemy co przed. Jednym słowem chaos będzie trwał. Nie wierzę, aby wybory w Polsce były jakimś rozwiązaniem.
Kamil Durczok: Panie pośle, ale z drugiej strony trudno sobie wyobrazić, że chaos – jak pan to określił – da się utrzymać na dłuższą metę.
Jan Rokita: Absolutnie ma pan rację. Problem polega na tym, że aby rozwiązać sytuację chaosu w polityce – bo nie ma chaosu w Polsce, ludzie żyją normalnie i nie podlegają procesom chaosu – natomiast politycy poszaleli po raz kolejny. Ten chaos udaje się usunąć w parlamencie jedynie poprzez zdolność współpracy tych, którzy wybory wygrywają, z innymi – czyli w dzisiejszej sytuacji poprzez zdolność Jarosława Kaczyńskiego i jego współpracowników z PiS-u z innymi politykami, innymi ugrupowaniami, z ludźmi reprezentującymi inne grupy społeczne. Ponieważ ta zdolność kooperacji jest dzisiaj zerowa, a ostanie tygodnie pokazały, że PiS ma zerową zdolność współpracy z innymi politykami – potrafi tylko prowadzić grę, która ma na celu ich ogranie. W związku z tym stabilizacja w tych warunkach nie jest możliwa.
Kamil Durczok: Można jeszcze tę sytuację opisać tak, że to PiS dostał w wyborach ten plik kart, którymi się rozgrywa. I okazuje się, że nie jest w stanie przeprowadzić partii z żadnym z ugrupowań, które w Sejmie znajdują, bo po prostu jest im nie po drodze. Czy wtedy wyjściem nie są przedterminowe wybory?
Jan Rokita: Precyzyjnie pan to opisał. Tylko jak się oddaje władzę ludziom, którzy następnie nie potrafią zbudować większości do faktycznego sprawowania władzy, to to oznacza jakiś olbrzymi błąd. To oznacza nieuchronny chaos. Być może wybory są potrzebne w takiej sytuacji, że Jarosław Kaczyński nie jest w stanie z nikim w Polsce współpracować. Tylko jeśli PiS po tych wyborach utrzyma swoją silną pozycję. A wszystko na to wskazuje – choć nie sądzę, aby te wybory wygrał – to i tak bez Jarosława Kaczyńskiego następnego rządu zrobić się nie da. Innymi słowy – Polska może się rozbijać tak przed wyborami, tak i po wyborach o program, który się nazywa: Jarosław Kaczyński i jego niezdolność do współpracy z innymi; jego skłonność do permanentnej gry i ogrywania wszystkich. Jarosław Kaczyński i jego drybling – to jest śmieszne.
Kamil Durczok: Pan się będzie spodziewał od prezydenta odpowiedzi, czy 1 lutego to jest termin, w którym on może zdecydować o rozwiązaniu parlamentu?
Jan Rokita: Wiemy o tym, że są prawnicy, którzy pracowali na zlecenie Kancelarii Prezydenta i którzy twierdzą, że w odniesieniu do ustawy budżetowej nie obowiązuje zasada tzw. dyskontynuacji, czyli, że liczy się ten pierwszy termin, w którym Marek Belka wniósł ustawę budżetową – jako początek.
Kamil Durczok: I wówczas te 4 miesiące upływają pod koniec stycznia
Jan Rokita: Termin wniesienia budżetu był 30 września i 30 stycznia upływa 4-miesięczny termin, w którym – jak mówi konstytucja – można skrócić kadencję Sejmu. Chciałbym wiedzieć, którą interpretację konstytucji uznaje Lech Kaczyński. Byłoby niedobrze gdyby się okazało, że parlament żyje w przekonaniu, że jedna interpretacja obowiązuje, a 1 lutego prezydent ku zaskoczeniu wszystkich, że druga interpretacja obowiązuje.
Kamil Durczok: Dzisiaj „Gazeta Wyborcza” pisze, że Zbigniew Wassermann zbiera informacje o osobach publicznych, których nazwiska przewijają się w aferach ostatnich lat. „Jak państwo zobaczycie różnego rodzaju dokumenty, to zobaczycie także co się z winy tych ludzi wyprawiało” – tak Jarosław Kaczyński mówił w sobotę. Czy pan znał wcześniej te informacje?
Jan Rokita: Nie, wiem to z gazet. Zawsze traktuje je z lekkim powątpiewaniem, bo w przeszłości parę razy podobne informacje – np. że jeden z ministrów spraw wewnętrznych tworzy listę homoseksualistów w MSW – okazały się brednią. Wolę podchodzić do tego ostrożnie.
Kamil Durczok: A PO w tym kontekście miałaby się czego obawiać?
Jan Rokita: Gdyby pan minister ds. służb specjalnych rzeczywiście zbierał w swoim gabinecie taśmy z podsłuchów nagrywanych w Polsce, dla własnej ciekawości, to byłby to sygnał zły. Na to powinna paść wyraźna odpowiedź ministra Wassermanna tak czy nie.
Kamil Durczok: W "Gazecie" jest jeszcze opinia jednego z doradców PiS-u, który mówi, że prezes miał na myśli przygotowywane do odtajnienia dokumenty na temat inwigilacji prawicy, gdzie zamieszanych jest część rządzących wówczas, a dziś będących politykami PO. Pan na początku lat 90. był szefem URM-u w gabinecie Hanny Suchockiej.
Jan Rokita: Jeśli chodzi o inwigilację prawicy i groźby pana Jarosława Kaczyńskiego pod adresem bliżej nieokreślonych polityków PO, to po pierwsze – w sprawie inwigilacji prawicy uważam, że im szybciej akta zostaną odtajnione, tym wcześniej będzie wiadomo, co w nich jest; tylko jawność może zapewnić tutaj odpowiedzialność ludzi winnych. Jakby było jawne, to prezes nie mógłby nimi grać. Natomiast w kwestii tych pogróżek – uważam, że one deprawują życie publiczne, że są brzydkie; kwalifikują się do potępienia. Natomiast znamy pogróżki Jarosława Kaczyńskiego od lat i wiemy, że nic za nimi nie stoi, dlatego nie sądzę, aby się ktoś czegoś bał.
Kamil Durczok: Dziękuję za rozmowę.