Islandia pozostaje najspokojniejszym krajem na świecie – według Global Peace Index. Pierwsze miejsce w światowym rankingu spokoju ten wyspiarski kraj na Oceanie Atlantyckim zajmuje już od 2008 roku. Kolejne miejsca w tegorocznym zestawieniu zajmują Nowa Zelandia, Austria, Portugalia, Dania, Kanada, Singapur, Słowenia, Japonia i Czechy. Najmniej spokojnym krajem na świecie jest obecnie Afganistan, który zastąpił Syrię, teraz drugą od końca. Do kryteriów oceny w Global Peace Index (GPI) zaliczane są między innymi: aktywność terrorystyczna, nasilenie konfliktów, wzrost politycznego napięcia i rosnąca liczba uchodźców.
Dziennikarz RMF FM Bogdan Zalewski miał przyjemność doświadczyć osobiście sielskich uroków Islandii, posmakować arkadyjskiego spokoju tej wyspy szczęśliwej.
Spędził tam z rodziną niezapomniany tydzień lata w 2016 roku dzięki parze przyjaciół - Joannie i Robertowi, który - jako jeden z wielu pracujących na wyspie Polaków- zorganizował ten pobyt. Służył też za niezastąpionego przewodnika po najbardziej fascynujących miejscach Ultima Thule. Zdjęcia z tych turystycznych peregrynacji posłużą teraz za ilustrację wywiadu Bogdana Zalewskiego z wybitnym reporterem Piotrem Milewskim.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Bogdan Zalewski: Moim i państwa gościem jest Piotr Milewski - wędrowiec, pisarz i fotograf. Witam Pana bardzo serdecznie.
Piotr Milewski: Dzień dobry.
Przypomnę, że miałem już przyjemność rozmawiać z panem na temat dwóch wcześniejszych książek: "Transsyberyjska. Drogą żelazną przez Rosję i dalej" oraz "Dzienniki japońskie. Zapiski z roku Królika i roku Konia". A tym razem chcę wziąć na tapet najnowszy pański tom "Islandia albo najzimniejsze lato od pięćdziesięciu lat". Pozwoli pan na początek na taką moją małą prywatę?
Oczywiście.
Przed trzema laty spędziłem właśnie o tej porze tydzień na Islandii i polarny dzień zostawił we mnie niezatarte wrażenie. Słoneczne światło świecące nieprzerwanie dniem i nocą to zjawisko, dla mnie przynajmniej, absolutnie niepowtarzalne. Zgodzi się pan ze mną?
Jak najbardziej, tak. To jest dla nas, osób które przylatują tam, czy przypływają z kontynentalnej Europy, coś do czego musimy się przyzwyczaić. I często nie jest to takie łatwe. Ten dobowy rytm, dzień-noc / noc-dzień, nagle przestaje istnieć i czasami zdarza się, że nasze umysły zaczynają wariować.
Jak pan sobie z tym radził?
Myślę, że pomagało mi bardzo zmęczenie, każdego dnia. Bo każdy dzień był bardzo intensywny i to ze względu na samą podróż, ale też dlatego, że Islandia jest takim miejscem, ze względów pogodowych chociażby, które wystawia nas na prawdziwe próby. Nawet latem możemy doświadczyć prawdziwego zimna, niskiej temperatury, wiatru. To wszystko sprawia, że wieczorem, który właściwie wieczorem nie jest, bo dookoła wygląda wszystko tak samo jak w południe, jednak czułem się zmęczony i to mi bardzo pomagało. Zasypiałem. Udawało mi się całkiem dobrze tam spać. Pomagało mi też doskonałe, czyste, islandzkie powietrze. Myślę, że klimat był też takim czynnikiem, który bardzo w tym pomagał.
A długo pan siedział, do późna w nocy, a raczej dnio-nocy?
Często spoglądałem na zegarek. Patrzyłem, że jest na przykład pierwsza w nocy i ciągle jest jasno. Mogę czytać książki, mogę obserwować wszystko dookoła, dłużej niż zwykle.
Zasłaniał pan rolety?
Niestety w namiocie nie miałem rolet, a głównie nocowałem jednak na polach namiotowych. I rzeczywiście to światło było takie samo podczas zasypiania i kiedy się budziłem.
Tak, bo pańską metodą podróżowania był autostop.
Taki sposób podróżowania wybrałem na Islandii, bo chciałem przede wszystkim też spotkać ludzi - Islandczyków- i doświadczyć tego zimna islandzkiego, tej pogody, jej nieprzewidywalności. Tak najbardziej, jak się da.
Pan mówi o chłodzie, a ja chciałbym przywołać taką idylliczną cechę wyspy. Potwierdza to najnowszy globalny indeks. Islandia zajmuje pierwsze miejsce w aktualnym rankingu najspokojniejszych państw na świecie. Dla porównania Polska jest 29. na tej liście. A Stany Zjednoczone 128. Rzeczywiście Islandia to według pana taka wyspa szczęśliwa?
Tak! Zresztą czy szczęśliwa czy nie - to jest kwestia otwarta. Chociaż jest to wyspa nieduża i z małą stosunkowo populacją, to jednak tych "naj" jest na niej naprawdę wiele. Jest ona nie tylko najbezpieczniejsza, ale także najbardziej ekologiczna dzisiaj na świecie. Poza tym to wyspa, gdzie jest najwyższy współczynnik czytelnictwa. Wyspa, na której praktycznie prawie każdy obywatel w ciągu życia pisze i wydaje jedną książkę, co najmniej. Dlatego jest to miejsce, które faktycznie może nas zaskoczyć, także pod względem bezpieczeństwa. To bezpieczeństwo jest. Jeszcze kilkanaście lat temu Islandczycy w ogóle nie zamykali domów, wychodząc z nich, nie zamykali samochodów. Teraz to się troszeczkę zmieniło, ale ciągle na Islandii tak naprawdę największym niebezpieczeństwem są siły natury: wybuchające wulkany, trzęsienia ziemi, bardzo sile wiatry. I to jest coś, czego możemy się obawiać. Natomiast ludzie - przeciwnie.
Do natury jeszcze wrócimy, bo chciałbym podjąć ten wątek literatury, o którym pan mówił. Ja zanim poleciałem samolotem na Islandię, przeczytałem między innymi kilka islandzkich powieści. Od świetnego kryminału Arnaldura Indriðasona pt. "Jezioro", przez brawurowe opowieści Hallgrímura Helgasona "101 Reykjavik", "Poradnik domowy kilera" i "Kobieta w 1000°C" , po awangardowy thriller "Kobiety", który napisał Steinar Bragi. Ja się zanurzyłem we współczesności. Pan wybrał dla siebie inny literacki przewodnik po Islandii. Aż z siedemnastego wieku. Co to za dzieło?
Tak, to jest niesamowita historia, jeśli mogę tak powiedzieć. Jest pierwsza polskojęzyczna książka o Islandii, napisana przez Morawianina i wydana w Lesznie.
Podkreślmy: po polsku.
Oczywiście, po polsku. Wydana po polsku, napisana po polsku. Ukazała się w 1638 roku, dokładnie 25 lat po podróży tegoż Morawianina, który nazywał się Daniel Vetter i który osiadł po tej podróży w Lesznie, w mieście w owych czasach bardzo międzynarodowym. Tam prowadził drukarnię. 25 lat po swojej pamiętnej podróży wydaje książkę "Islandia albo Krótkie opisanie wyspy Islandyji". I jest pierwsza książka, która się ukazała w Polsce, po polsku o Islandii.
I bardzo popularna w Europie, prawda? Rozsławiła nie tylko Islandię, ale także Polskę.
Tak, bo ta książka w bardzo krótkim czasie stała się bestsellerem i to, jak na owe czasy, bardzo dużym. Ukazały się szybko tłumaczenia na język niemiecki, angielski, czeski, później też na islandzki, na języki krajów skandynawskich. Tak, że ta książka rzeczywiście w tamtym czasie była wielkim hitem, a dzisiaj jest białym krukiem.
Festiwali literatury jeszcze wtedy nie mieli, ale druk już pokazał swoją potęgę.
Oczywiście, tak. Mimo że nie było wtedy mediów społecznościowych, to wieści o tej książce rozeszły po Europie bardzo szybko i myślę, że jej autor sam był bardzo zaskoczony, jak dużym odzewem ta książka się wtedy cieszyła. Zresztą do dzisiaj, trzeba powiedzieć, "Islandia" Vettera jest książką uznawaną przez badaczy za najbardziej wiarygodną relację XVII-wieczną o tej wyspie. I do dzisiaj jest ona ciągle przedmiotem badań. Uczeni powołują się na nią, cytują i rzeczywiście warto o niej wspominać.
No, to zacytujmy Vettera. "Wyspa ta od samey rzeczy w języku Niemieckim jmię swoje ma mianowićie od tego słowa Eisz, to jest Lod, ktorego tam dostatek bywa." Czy Islandia przywitała Pana lodem i solą ... oceaniczną?
Ta historia nazwy Islandii jest rzeczywiście bardzo ciekawa i odrobinę myląca. Jeden z pierwszych osadników, który przybył na Islandię, trafił tam w okresie wiosennym. Spędził lato. Wyspa była piękna, więc z jego relacji wiemy, że troszeczkę zaniedbał przygotowania do zimy. Później doświadczyła go ona bardzo srogo. Stracił swoje stado owiec. Właściwie cudem przeżył. Wrócił później do Norwegii, do swojego kraju rodzinnego, ale z jego relacji wiemy, że jednak ta wyspa zrobiła na nim wrażenie. Na tyle, że później znów się na wyspie pojawił. I nadał jej nazwę "Islandia" czyli "Kraina Lodu". Ta nazwa się przyjęła i pozostała. Rzeczywiście Islandia jest tym krajem w Europie, który ma prawdopodobnie najwięcej lodowców. 10 procent powierzchni Islandii zajmują lodowce, więc podróżując po jej terenie właściwie nie sposób przeoczyć lodowiec. Natomiast oczywiście te miejsca, gdzie mieszkają ludzie podczas wiosny, lata i części jesieni są pozbawione lodu.
Wprawdzie pisze pan w książce "o najzimniejszym lecie od pięćdziesięciu lat", ale to lato na Islandii jest rzeczywiście niezwykle kolorowe. Islandia pokrywa się nieprawdopodobnie bogatą roślinnością, kwiatami. Jest tam mnóstwo barwnych mchów, porostów. To zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Kiedy wysiadłem z samolotu to roztaczał się wokół mnie trochę marsjański krajobraz, ale po pewnym czasie z tej takiej dziwnej mgły i szarości wydobyła się zupełnie rajska kraina.
Ja miałem bardzo podobne wrażenie, tę pierwszą impresję po wyjściu z samolotu na lotnisku pod Reykjavikiem. Otoczyła mnie mgła i miejsce, które jest oczywiście polem lawy wulkanicznej, dlatego przypomina właśnie krajobrazy marsjańskie czy księżycowe. Natomiast wystarczy, że ta mgła opadła, wystarczyło, że troszeczkę oddaliłem się od tego miejsca, rzeczywiście zrobiło się na Islandii nie tylko kolorowo, ale też bardzo ciekawie, czy pod względem geograficznym, czy krajobrazów, które Islandia nam oferuje.
Powiedzmy teraz o kulturze, bo przecież natura to nie wszystko. Wprawdzie to istotny element tej wyspy, ale nie jedyny. Islandczycy mają długą historię i tradycję. Demokracja na Islandii to jest kwestia wielowiekowa. Althing uznawany jest za najstarszy parlament. Co pan czuł spoglądając na tę demokratyczną kolebkę - równinę Þingvellir?
Tam czułem coś, co rzeczywiście trudno opisać słowami, bo to jest miejsce, w którym siły natury widoczne są naszym gołym okiem. Nie tylko można je zobaczyć, można ich wręcz dotknąć. To miejsce, gdzie widzimy tak zwany ryft - miejsce, szczelinę, która rozdziela dwie wielkie płyty tektoniczne. Możemy, tam będąc, stanąć na ziemi niczyjej, w takim miejscu, które leży pomiędzy kontynentami. Muszę przyznać, że ugięły się pode mną nogi, kiedy tam trafiłem. Nie dziwi wybór tego miejsca na zebrania, czy walne zgromadzenia narodu islandzkiego, które później przekształciły się w parlament - Althing- liczący ponad 1000 lat. To właściwe miejsce, z tą "Skałą Prawa", gdzie oni co roku ogłaszali nowe prawa, wydawali wyroki sądowe i rozsądzali spory. Gdy jesteśmy na równinie Þingvellir, rzeczywiście czujemy, że jesteśmy gdzieś, gdzie dzieją się wielkie sprawy. I jesteśmy pod wielkim wrażeniem tego, co widzimy.
Pan już mówił o tym zetknięciu się płyt tektonicznych - eurazjatyckiej i północnoamerykańskiej. Ja, kiedy tam byłem, pomyślałem sobie o pewnej metaforze. Te płyty tektoniczne to także geopolityka. Ale geopolitycznie tego raczej na Islandii nie widać, żeby te płyty - eurazjatycka i północnoamerykańska- się stykały. To chyba bardziej widać w Polsce. Pod tym kątem to bardziej nasz kraj jest w strefie "zgniotu"?
No, Islandia też ma oczywiście pewien dylemat. Geograficznie leży de facto między dwoma kontynentami i prawie w równej odległości od obu - od Europy i od Ameryki Północnej. Kulturowo Islandczykom dużo bliżej jest do Europy, właściwie są częścią kultury europejskiej. Natomiast wiele wzorców czerpali i czerpią do dziś ze Stanów Zjednoczonych. Podróżując po Islandii możemy chociażby zobaczyć wielkie amerykańskie trucki, samochody używane przez północnoamerykańskich farmerów. To jest też powód do dumy dla Islandczyków. Sprowadzenie takiego pojazdu kosztuje fortunę i jest wyznacznikiem sukcesu oraz pewnej pozycji.
Przypomnijmy też "zimną wojnę" i obecność amerykańskich wojsk na wyspie. To był taki amerykański "lotniskowiec" w tych czasach.
Dokładnie tak. Te bazy amerykańskie na Islandii odgrywały bardzo ważną, strategiczną rolę. Gdy podróżujemy po Islandii, możemy trafić do takiego miejsca, gdzie możemy obejrzeć wrak samolotu USA, który tam nieszczęśliwie spadł, nie udało mu się wylądować. Mimo że te amerykańskie bazy dzisiaj właściwie nie funkcjonują na Islandii, to jednak ich wpływ był bardzo, bardzo duży dla historii tego kraju, chociażby dla historii gospodarczej.
Mówimy o tych metaforach, o tych płytach tektonicznych- militarnych, cywilizacyjnych - które tam na Islandii się schodzą. Wróćmy jeszcze do konkretu. Chciałbym powrócić do relacji Vettera. On tak opisał tę słynną równinę Þingvellir: "Mieysce ná ktore śię zchodzą jest niemal w poisrzodku tey Prowinciy, to jest łąka jedna piękna, źielona y okrągła, jednák miedzy srogiemi opokami, á około niey potok z wysoki bárzo opoki ná doł spadájący." Uwiecznił pan to wszystko na zdjęciach?
Tak. Islandia jest rajem dla fotografów. Właściwie każdy, kto ma aparat, powinien chociaż raz w życiu na Islandię się wybrać. Myślę, że niezależnie od tego, czy trafi na najzimniejsze, czy na najcieplejsze lato, zimą na pewno wróci z mnóstwem pięknych fotografii, które można zrobić tylko tam.
Chociaż natura islandzka bywa tak ulotna i nieuchwytna jak gejzer.
No, tak. I jak wulkany i częściowo jak lodowce, które są właściwie żywymi tworami, istotami. Lodowce się "cielą", lodowce cały czas pracują, cały czas żyją. Na przykład w momencie wybuchu wulkanu, który znajduje się pod lodowcem, następują wielkie powodzie glacjalne. Sprawiają one, że wygląd krajobrazu i to w wielkiej skali potrafi się dosłownie z dnia na dzień zmienić.
Krajobraz to także rzecz człowieka. Bo on ma przecież jakiś wpływ, może znikomy na Islandii, to jednak bardzo surowy pejzaż, ale jednak ma. Daniel Vetter w swoim dziele napisał: "Kośćioły też, do ktorych śię ná słuźbę Bożą zchadzáją z więtszey częśći pod ziemią wybudowáne mają jako y wszytkie Domy prywatne swoje." Kościół to dziś metaforycznie schodzi do podziemia, nie tylko w Islandii, ale zabytkowe podziemne szałasy można tam realnie podziwiać. Byłem zaskoczony w jak prymitywnych warunkach mieszkali autochtoni. Mamy XXI wiek, ale ta surowość tam pozostała, prawda?
Podróżowałem po Islandii z lekturą Vettera. Wziąłem go ze sobą i podczytywałem nocami, czy wieczorami i muszę przyznać, że oczywiście bardzo wiele się zmieniło. Vetter pisze chociażby o tym, że za jego czasów nie było tam żadnych dróg, co było zresztą prawdą. Podróżowano głównie konno, albo statkami wzdłuż wybrzeża. Jeśli konno, to traktami, które się zmieniały w zależności od tego, czy następowały jakieś powodzie, czy wzbierały rzeki. Czy też trzęsienia ziemi zmieniały przebieg tych traktów. Co się nie zmieniło, to krajobraz w dużej skali. To było dla mnie przeżycie na granicy metafizycznego. Mogłem oglądać świat, który widział Vetter 400 lat temu. Właściwie niejeden raz miałem wrażenie, że widzimy to samo.
Oprócz na przykład tuneli, które są wydrążone w skałach, żeby skrócić sobie drogę przez fiordy.
Dokładnie, tunele a także droga nr 1, najbardziej znana, sztandarowa inwestycja islandzka, droga, która obiega Islandię dookoła ...
... ale jeszcze nie do końca wyasfaltowana.
Do dziś nie do końca wyasfaltowana. Ma jeszcze ciągle odcinki, które są szutrowe.
No, cóż. Wszystkie drogi prowadzą na Islandię, przynajmniej takich zapalonych fanatyków tej wyspy jak my. Ultima Thule to dla nas rzeczywiście bardzo ciekawa propozycja na wakacje. Zaprosiłby pan naszych słuchaczy do odwiedzenia Islandii?
Jak najbardziej. Myślę, że dzisiaj już nawet nie trzeba zapraszać. Tam można w prosty sposób dotrzeć. Islandia przyjmie nas na pewno bardzo ciepło, nawet mimo zimnej aury. I jednego jestem pewien, że wrócimy z Islandii z postanowieniem, że chcielibyśmy tam koniecznie chociaż raz wrócić.
Przemieniła Pana ta wyspa? Podobnie jak Japonia, a wcześniej Rosja i Daleki Wschód?
Myślę, że tak. Islandzka przyroda, a także podejście Islandczyków do życia, ich swoisty dystans. Przy pewnym ich wycofaniu, mają umiejętność czerpania radości z życia, pomimo trudnych warunków, zmieniającej się aury, zimna, krótkiego dnia w czasie zimy. To zrobiło na mnie duże wrażenie, a także dało mi dużo do myślenia. Tak, myślę, że Islandia nas zmienia.
To, jeszcze tak na koniec, który kierunek teraz pan obierze, jako obieżyświat?
Teraz znowu ciągnie mnie na wschód. Prawdopodobnie wrócę do Japonii na jakiś czas. Będę zajmował się Japonią. A potem chciałbym pojechać troszkę dalej na północ, na Grenlandię.
Bardzo panu dziękuję za tę rozmowę. Życzę szczęśliwych podróży.
Dziękuję uprzejmie.