Jeśli naprawdę mamy oszczędzać, to przykład musi płynąc z góry - mówi prof. Witold Kieżun, ekspert w dziedzinie reformy administracji. Konieczna jest likwidacja patologii luksusomanii na najwyższym szczeblu - uważa gość Faktów RMF.

REKLAMA

Tomasz Skory: Pod hasłem oszczędności w administracji zwalniane są osoby, które biorą odprawy i po tygodniu z powrotem pracują w resorcie, tyle tylko, że na innym stanowisku. To pana dziwi, oburza czy też podziwia pan zdolności naszych biurokratów?

Witold Kieżun Nie, moim zdaniem to jest stara historia, to jest tzw. patologia fikcji organizacyjnej. Tworzy się pewne sytuacje fikcyjne, które bardzo pięknie realizują pewne ważne hasła, a potem okazuje się, że to było działanie na niby. To jest historia znana. Tak było kiedyś, gdy likwidowaliśmy Urząd Rady Ministrów.

Tomasz Skory: Ale tak jest teraz pod szyldem planu Hausnera.

Witold Kieżun Jeśli chodzi o plany Hausnera, więc nie ulega najmniejszej wątpliwości, że istnieje w tej chwili naprawdę krytyczna sytuacja, niesłychanie groźna sytuacja, że w bardzo szybkiej perspektywie osiągniemy ten konstytucyjny limit 60 proc. długu publicznego w stosunku do dochodu narodowego i wtedy to trzeba stworzyć ten budżet równowagi. To jest klęska zupełna, bo praktycznie rzecz biorąc, jest to sytuacja Argentyny. Zasada generalna jest taka: w tej chwili trzeba dokonać bardzo poważnych cięć, jeśli chodzi o zadłużenie publiczne, jeśli chodzi o koszty utrzymania państwa, które u nas są bardzo wysokie. Natomiast plan Hausnera jest planem niewystarczającym. Tutaj nie będę mówił o cięciach takich jak np. dotyczących PKP czy górnictwa, ale administracji. Trzeba sobie zdawać sprawę z jednej rzeczy – my nie jesteśmy w stanie utrzymać tak rozbudowanej administracji; nie jesteśmy w stanie utrzymać czegoś takiego, jak np. powiat. Powiaty to w tej chwili 40 tys. pracowników. Powiaty w ogóle są niepotrzebne.

Tomasz Skory: Ale to będzie 40 tys. bezrobotnych.

Witold Kieżun A tam bezrobotnych. Na tym właśnie cały dowcip polega – jak teraz ich zagospodarować. To jest inny problem, ale o tym nie będziemy szczegółowo teraz mówić. Proszę państwa, w tej chwili w teorii organizacji jest niesłuchanie popularna koncepcja bunch markingu. Co to jest? To jest szukanie na całym świecie wzorów, gdzie coś się udało. Udało się w Kanadzie. Tam zwolniono, ale w jaki sposób. Zaangażowano ich w działalność gospodarczą. Ale mało tego, myśmy kiedyś to robili – w roku 1957. 3 tys. ludzi zostało zwolnionych z pracy, dostali kredyt – wówczas, za komuny – na drobną działalność gospodarczą – sklepik, działalność rzemieślniczą, jakąś drobną produkcję owoców. To dało bardzo dobre rezultaty przez 3 lata. Po 3 latach to zostało zlikwidowane ze względów ideologicznych.

Tomasz Skory: Panie profesorze, wracając do pańskiej myśli, że nie stać nas na utrzymanie biurokracji, jesteśmy na tropie innej administracyjnej zdumiewającej dość historii. Czy pan widzi powód do wydawania kilkunastu milionów złotych na remont, rozbudowę, modernizację np. pałacyku w Wiśle, należącego do prezydenta?

Witold Kieżun Ja muszę powiedzieć, ja tę sprawę stawiałem bardzo dawno. Konieczna jest niesłychanie daleko idąca oszczędność, to jest ta likwidacja tego, co ja nazywam patologią luksusomanii na najwyższym szczeblu. To jest kwestia Kancelarii Prezydenta, Premiera, kwestia ministerstw itd., itd. Tu w dalszym ciągu rozrzutność jest bardzo daleko posunięta i ona stoi w rażącej sprzeczności powiedzmy właśnie z bunch marketingiem. I znów Kanada. Ja byłem nieskończenie zaskoczony, jak działając w Kanadzie, zastałem zaproszony przez premiera na wielką uroczystość 1 lipca – święto narodowe – na przyjęcie w parku, w pięknym ogrodzie premiera. To było w południe. Moja żona mówi, to my specjalnie dużo śniadania nie będziemy jeść, bo się najemy tam. A co tam było? Tam były 2 kieliszki wina i paluszki. I to było wszystko.

Tomasz Skory: Gdyby to było przyjęcie organizowane przez prezydenta Polski w Wiśle, to mógłby pan popływać w basenie.

Witold Kieżun Muszę powiedzieć, że rozmawiałem na ten temat z Nowakiem-Jeziorańskim, który powiedział, że w Białym Domu jest tak samo. Przyjęcia w Białym Domu to jest kieliszek, dwa kieliszki i coś bardzo skromnego i koniec. Na każdym kroku oszczędność na najwyższym szczeblu. Bo widzi pan, tu jest problem taki – jeśli naprawdę mamy oszczędzać, a musimy oszczędzać, to przykład musi płynąc z góry. Ten sam prezydent Kwaśniewski 2 lata temu proponował obniżenie o 2 tys. pensji posłów. Straszna była histeria. Teraz ta głupia „trzynastka”. Ile było awantur. A mało tego. Pierwsze decyzje samorządu powiatowego to było ustalenie sobie horrendalnych pensji. O to chodzi, że przykład nie idzie z góry. Cóż z tego, że my nawołujemy wszędzie, usiłujemy robić oszczędności, trzeba zacząć od siebie. Taka pierwsza rzecz – zrezygnowałem z tego, zrezygnowałem z tego i to się robi w środowiskach, w których panuje jakaś atmosfera solidarności.

Tomasz Skory: Tam, gdzie atmosfera solidarności jest, takie rzeczy się udają. Dziękuję za rozmowę.