"Przede wszystkim mają się z czego cieszyć bankowcy, bo oni będą w stanie udzielać kredytów szybciej i na większą skalę niż do tej pory" - komentuje decyzję KNF o łatwiejszym udzielaniu kredytów analityk finansowy Paweł Cymcyk. Dodaje jednak: "Aż tak prosto, miło i przyjemnie nie będzie. Banki będą zobowiązane do tego, aby kontrolować w miarę możliwości nasze zdolności do spłaty zobowiązania."
Krzysztof Berenda: Komisja Nadzoru Finansowego zdecydowała, że kredyty w bankach będą praktycznie od zaraz łatwiej udzielane. Mają wrócić np. kredyty na dowód osobisty do kwoty kilkunastu tysięcy złotych. Jest się z czego cieszyć?
Analityk finansowy Paweł Cymcyk: Myślę, że przede wszystkim mają się z czego cieszyć bankowcy, bo oni będą w stanie udzielać kredytów szybciej i na większą skalę niż do tej pory. Niestety w dobie spowolnienia gospodarczego, mniej tych kredytów braliśmy, co automatycznie uderzało w zyski banków.
A jak to będzie wyglądało w praktyce? Idziemy do banku, pokazujemy dowód osobisty i dostajemy kilkanaście tysięcy złotych. Nikt nas nie sprawdzi?
Aż tak prosto, miło i przyjemnie nie będzie. Banki będą zobowiązane do tego, aby kontrolować w miarę możliwości nasze zdolności do spłaty zobowiązania. No i na pewno będą pobłażliwi i lepiej będą traktować tych, których już znają. A więc mówiąc wprost: im lepiej bank nas zna, im dłużej z nim współpracujemy, tym bank chętniej i szybciej będzie mógł nam dać mały, gotówkowy kredyt do wysokości 6 albo 12-miesięcznej przeciętnej pensji.
A nie ma tutaj ryzyka, że przyjdę do banku, skłamię, że zarabiam 10, 20, 50 tys. złotych i dostanę kilkadziesiąt, a nawet 100 tys. zł kredytu?
Oczywiście oświadczenia mają swoją wadę. Można w nich oświadczać, co się tylko żywnie podoba, ale w praktyce banki będą miały dostęp do zewnętrznych baz danych, które będą gromadziły informacje o tych, którzy najbardziej tę swoją finansową rzeczywistość naciągali. Taka recydywa będzie zapewne dosyć skrupulatnie analizowana. Nikt nie pozwoli na to, żebyśmy faktycznie mogli sobie brać tylko pieniędzy, ile tylko byśmy chcieli. Bank będzie to weryfikował i też sprawdzał, czy rzeczywiście jesteśmy w stanie tyle spłacić.
No dobrze, ale jeżeli nigdy nie oszukiwałem w banku, a nikt poza skarbówką nie wie, ile naprawdę zarabiam - bo mogę zarabiać w różnych miejscach - to jak to będzie sprawdzane?
Sprawdzane będzie na podstawie konta. Mówiąc wprost - bank na dzień dobry będzie w stanie udzielić mniejszego kredytu, bez żadnego konkretnego zaświadczenia na oświadczenie, ale tylko do wysokości czterokrotności średniej pensji. I jeżeli chcemy więcej, to musimy z bankiem współpracować przynajmniej 6 a najlepiej 12 miesięcy, a wtedy bank mając taką historię widzi dokładnie, ile i jakimi pieniędzmi dysponujemy.
Dobrze, to nie mówimy już o sytuacjach wyjątkowych, tylko normalnych. Czym kredyt na dowód będzie się różnił od zwykłej pożyczki, którą teraz możemy dostać w banku? Będzie droższy, bo będzie większe ryzyko. Bank nie ma wszystkich informacji, ale co jeszcze?
Na pewno taki kredyt będzie bardzo szeroko promowany, będziemy o nim słyszeli, bo banki na nim zarabiają. Ale też będzie to taki pieniądz, który będzie częściowo reklamowany jako szybki, ratujący, łatwy i przyjemny do zrealizowania naszych bieżących potrzeb. Trudno powiedzieć, żeby taki kredyt był przełomem w działaniu, bo oczywiście chodzi tutaj, zwyczajnie o kredyt gotówkowy.
Ale to i tak będą lepsze oferty od tych, które są w firmach lichwiarskich, w parabankach?
Właśnie największą różnicą będzie to, że w przypadku banków możemy być pewni, iż nie będzie tam aż tak drakońskich odsetek, tak gigantycznych oprocentowań jak w instytucjach parabankowych, które to niestety - biorąc pod uwagę fakt, że znaczna część kredytu może być niespłacona - wymagają od klientów gigantycznych odsetek liczonych nierzadko w setkach procent.
Ale to nie sprawi, że znowu będziemy się zadłużać jak szaleni? Że weźmiemy kredyty, których nie będziemy w stanie spłacić?
Myślę, że na tę chwilę można śmiało powiedzieć, że Polacy wciąż lubią kredyty, ale nie lubią być "przekredytowani." Czujemy, że nasze odsetki będą wpływać na nasz domowy budżet i z pewnością jeszcze w tej chwili, nie ma takiego zagrożenia, iż będziemy mieli gigantyczne zadłużone społeczeństwo, jak chociażby w Stanach Zjednoczonych. Ale wraz z rozwojem koniunktury, wraz z lepszą sytuacją makroekonomiczną na pewno kredyty i problem "przekredytowania" powróci, bo to zwyczajny cykl gospodarczy.
Pytam o to, bo w 2008 roku, kiedy wybuchał kryzys, to właśnie ten nieskrępowany dostęp do kredytów to powodował. Tutaj nie widzi pan tego ryzyka?
Na razie takiego ryzyka w polskim systemie bankowym z pewnością nie ma.
Ale za kilka lat?
Oczywiście za kilka lat, jeżeli faktycznie koniunktura gospodarcza poprawi się i będziemy chętniej kupować znowu mieszkania, telewizory, samochody na kredyt. To jest trochę ludzka chęć posiadania, która rośnie w miarę czasu i tutaj problem "przekredytowania" znowu wystąpi, bo to zwyczajny cykl gospodarczy. Tak to działa, że najpierw się musimy zachłysnąć tą gotówką, aby potem rzeczywiście przyszedł czas recesyjny, kiedy trzeba trochę otrzeźwieć i wrócić do finansowej rzeczywistości.
Czyli trochę pesymistycznie.