"Prostym wytłumaczeniem obecności trotylu na pokładzie tupolewa jest przewożenie żołnierzy do Afganistanu. Należy przyjąć za pewnik, że żołnierze takie ślady zostawiają i mogą być to ślady tego pochodzenia" - mówi w rozmowie z RMF FM pułkownik Leszek Artemiuk, specjalista w zakresie materiałów wybuchowych. "Taki ślad pozostaje na ubraniu i jest wnoszony do samolotu, ale jest to trotyl niezdetonowany. Ślady pochodzące z ładunku zdetonowanego są zupełnie inne. Każdy śledczy, który specjalizuje się w śledztwie powybuchowym jest w stanie je odróżnić" - dodaje.


Mariusz Piekarski: Panie pułkowniku, proszę powiedzieć, czy pan znajduje wytłumaczenie, skąd na pokładzie prezydenckiego tupolewa mógł znaleźć się trotyl?

Płk Leszek Artemiuk: Mówimy o śladach trotylu. Wytłumaczeniem takim prostym jest przewożenie żołnierzy do Afganistanu. Należy przyjąć za pewnik, że żołnierze takie ślady zostawiają i mogą być to ślady tego pochodzenia.

To jest tak, że będąc na poligonie, uczestnicząc gdzieś w manewrach żołnierze wsiadają do samolotu w tych samych mundurach, ocierają się i zostawiają te ślady? To jest tak przenoszone?

Tak, absolutnie tak. Nawet historia niektórych samolotów prezydenckich również w Polsce dowodzi tego, że takie ślady w takie sposób były przeniesione i później wykryte przez służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo. Często byłem kontrolowany z racji swojej profesji na lotniskach. Nawet na garniturze miałem tego typu ślady.

Tylko że Oficerowie Biura Ochrony Rządu, przedstawiciele BOR-u mówią, że badania przed tym lotem nie wykazały, że tam są materiały wybuchowe. Samolot był kontrolowany chociażby przez psy i psy też tego nie wykazały. To jest możliwe, że to były tak małe ślady, że polskie urządzenia tego nie wykryły, psy tego nie wykryły, a dopiero teraz, po ponad dwóch latach od katastrofy dowiadujemy się, że tam mogły być ślady trotylu?

Nie wiem, jak było naprawdę i nie chcę mówić autorytatywnie, jak było. Jeżeli samolot jest wykorzystywany do wielu funkcji, m.in. do wożenia wojska, to w przypadku wykrycia śladów obecności materiałów wybuchowych prowadzi się dalsze sprawdzenia na wykrycie bomby. Same ślady to za mało. Jeżeli się bomby nie wykrywa, to trudno taki samolot zawrócić, więc się dopuszcza go ze śladami. Jeżeli takie zaciemnienie obrazu było praktyką, a mogło być, bo to decydenci, którzy decydują o tym, do czego jest wykorzystywany samolot, robiąc oszczędności doprowadzają do takiej sytuacji, to ci ludzie byli w sytuacji bez wyjścia. Musieli dopuścić samolot do ruchu nie znajdując bomby, ale znajdując ślady.

Czyli to mogła być rutyna, że osoby sprawdzające samolot wiedziały, że przewożeni są żołnierze, więc przyjmowały, że ślady materiałów wybuchowych są normą w tym samolocie.

Tak jest. Mogła być taka norma przyjęta. Ja nie twierdzę, że tak było. Oni zapewne prowadzili sprawdzenie do końca, szukali bomby. Skoro jej nie wykryli, samolot dopuścili ze śladami. I być może dlatego one teraz zostały wykryte.

Panie pułkowniku, a czy ślady trotylu odkryte teraz przybliżają nas do teorii zamachu w Smoleńsku?

Ślady mogą być dwóch rodzajów. Te, o których mówiliśmy przed chwilą, to są ślady z trotylu używanego na ćwiczeniach, w różnych akcjach. Są elementem ukruszenia się tego materiału wybuchowego. Taki ślad pozostaje na ubraniu i jest wnoszony do samolotu, ale jest to trotyl niezdetonowany. Ślady pochodzące z ładunku zdetonowanego są zupełnie inne niż te wcześniejsze. Każdy śledczy, który specjalizuje się w śledztwie powybuchowym jest w stanie te ślady odróżnić. Dlatego konferencja prokuratury powinna wyjaśnić, jakiego rodzaju były te ślady.

Czyli jeśli mówimy o śladach czystego trotylu w tej wersji podstawowej, przed wybuchem, to raczej nas to oddala od teorii zamachu?

Tak, to raczej potwierdza i usprawiedliwia ich obecność poprzez obecność żołnierzy na pokładzie przy transporcie na misję. Natomiast jeżeli będą to inne ślady, to wówczas mamy problem.

Czyli żeby powiedzieć o zamachu musielibyśmy mieć dowód na to, ze wykryto ślady materiału wybuchowego po eksplozji?

Tak jest, dokładnie o taki ślady chodzi.

A czy mówienie o śladach nitrogliceryny jest uprawnione pana zdaniem? Czy to jest możliwe, żeby w jednym miejscu znaleźć i trotyl i nitroglicerynę?

Wydaje mi się to bardzo mało prawdopodobne, bo nitrogliceryna w czystej postaci nie jest dzisiaj nigdzie wykorzystywana praktycznie dlatego, że jest to materiał niezmiernie niebezpieczny w przeciwieństwie do trotylu, który jest materiałem bardzo bezpiecznym i wykorzystywanym przeważnie przez wojsko i służbę.

Jak pan rano przeczytał o tych śladach trotylu i nitrogliceryny to pierwsza pana myśl była taka: "o, mógł być zamach" czy wręcz odwrotnie?

Jeżeli w informacji są takie nieścisłości, że mówimy o nitroglicerynie i trotylu to rodzi się natychmiast wątpliwość, że to nie jest możliwe, takie ślady nie mogły wystąpić i świadczyć o obecności sprzecznych ze sobą materiałów. To są różne materiały i ze sobą nigdy w zamachach bombowych w historii terroryzmu nie występowały. Stąd ta wątpliwość i niedowierzanie tej informacji, ale jeżeli oczywiście nastąpi potwierdzenie, a doszło do jakiegoś przekłamania, bo nie wszyscy się mogli na tym znać, to wtedy mamy problem.

Prawdziwa jest pana zdaniem informacja o tym, że urządzenia, których używano do badania pokazały, że skala jest za mała i tyle tych środków znaleziono w szczątkach tupolewa, że urządzenia zwariowały?

Nie chciałbym tutaj podważać opinii o tych, którzy to badali, jeżeli jest za mała skala to znaczy, że to jest nieumiejętność posługiwania się urządzeniem.