"Doceńmy odwagę ludzi, którzy tam idą" - mówiła o uczestnikach pogrzebu rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego Krystyna Kurczab-Redlich, dziennikarka i reportażystka. "Kreml strasznie boi się tego, by masowe przybycie na pogrzeb nie zamieniło się w manifestację" - oceniła w Rozmowie w południe w Radiu RMF24.
Krystyna Kurczab-Redlich podkreślała, że każdy, kto bierze udział w odbywającym się w Moskwie pogrzebie Aleksieja Nawalnego, może podlegać represjom. Może zostać nie tylko wylegitymowany, ale aresztowany - tłumaczyła.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Ci ludzie są uważani za przestępców. Stacja metra najbliższa cerkwi, w której będzie msza pogrzebowa, jest zamknięta. Trzeba dojechać do poprzednich stacji, gdzie są ludzie legitymowani. W internecie jest rozpisane, jak się zachować, czy jechać autobusami i metrem, czy lepiej wziąć taksówkę, czy iść pieszo, jak zachować się w razie zatrzymania, jak się ubrać, żeby się nie wyodrębnić z tłumu - relacjonowała rozmówczyni Piotra Salaka.
Kurczab-Redlich zwróciła uwagę, że rosyjska opozycja jest najsilniejsza w Moskwie i Petersburgu. Nie wiem, czy równie wielką estymą Nawalny może się cieszyć daleko od Moskwy - przyznała. Nie ma mnie na miejscu, ale gdybym podeszła do kogoś na ulicy i zapytała: "Czy wiesz, że zmarł Nawalny?", ten ktoś by popatrzył na mnie jak na wariatkę i powiedział: "A kto to Nawalny"? Albo powiedziałby: "No tak, bardzo dobrze, wróg narodu. Dobrze, że go zabili". Musimy zawsze w myśleniu o tym, co mówią Rosjanie włączyć element strachu. Oni boją się mówić - podkreślała dziennikarka. Sceptycznie odniosła się do sugestii, że śmierć Nawalnego może być przełomem w myśleniu zwykłych Rosjan.
Co ludzie myślą na ten temat? Tego się i tak nie dowiemy. Zobaczymy, czy będą dzisiaj równie odważni ludzie w prowincji i czy pojawią się tam jakieś drobne manifestacje, które dadzą znać, że ludzie wiedzą, że dzisiaj jest pogrzeb Nawalnego - mówiła reportażystka.
Zdaniem dziennikarki o sytuacji w Rosji dużo mówi kamera umieszczona nad ołtarzem w cerkwi, by rejestrować twarze żałobników żegnających Nawalnego i przebieg uroczystości.
O śmierci Aleksieja Nawalnego rosyjska służba więzienna poinformowała 16 lutego, czyli w dniu, w którym rozpoczęła się antywojenna 60. Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa. Zdaniem Krystyny Kurczab-Redlich ta zbieżność dat może nie być bez znaczenia.
Władimir Putin wiedział, że na to spotkanie w Monachium została zaproszona w charakterze uczestniczki żona Aleksieja - Julia Nawalna. Mógł też umrzeć śmiercią naturalną. Te lata nieludzkiego traktowania i tortur, umieszczania go w celi z osobami chorymi np. na grypę, odcisnęły się na jego zdrowiu - mówiła reportażystka i wieloletnia korespondentka w Rosji.
Jak relacjonowała Kurczab-Redlich, inni więźniowie mogli liczyć na pomoc medyczną, a Aleksieja Nawalnego pozostawiano bez leków. Już od początku pobytu w więzieniu skarżył się na ból kręgosłupa. Do tego 23 razy w czasie odbywania kary trafił do karceru.
To pomieszczenia bez światła, stale monitorowane, człowiek cały czas jest na widoku, nie może się położyć. Są to tortury innego rodzaju. Taka osoba nie ma kontaktu z rodziną, nie można wysłać jej paczki z jedzeniem, czyli narażona jest na głodówkę - tłumaczyła rozmówczyni Radia RMF24.
Zdaniem gościa Rozmowy w południe w Radiu RMF24, powrót Nawalnego do Rosji po próbie otrucia i pobycie w szpitalu w Niemczech nie był błędem.
Słyszałam, że miał jakieś gwarancje z FSB i Kremla, że po powrocie do Rosji nic mu się nie stanie. Oglądając filmy z pobytu Nawalnego w Niemczech, z momentu, gdy on i jego towarzysze wsiadali do samolotu, widziałam ogromną niepewność na ich twarzach. Zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństw, jakie go czekały - dodała dziennikarka.
Jak zauważyła Kurczab-Redlich, na matkę opozycjonisty naciskano w sprawie pogrzebu, by ten odbył się bez mszy. Do Władimira Putina napisało 400 prawosławnych księży z żądaniem, by Nawalnemu zorganizowano nabożeństwo żałobne.
To wymagało od nich odwagi. W Rosji są dziś bohaterowie, o których nie zdajemy sobie sprawy - zauważyła.
Krystyna Kurczab-Redlich nie widzi w tej chwili nikogo, kto mógłby zastąpić Aleksieja Nawalnego. Jej zdaniem prawdziwy lider opozycji, który mógłby tak oddziaływać na rosyjskie społeczeństwo, jak robił to Nawalny, musiałby mieszkać w Rosji, a dziś nikogo takiego nie ma.
Julia, jego żona - daj Boże - żeby nie została aresztowana za to, że nazwała Putina krwawym zabójcą - mówiła dziennikarka. Jej zdaniem czynnikiem, który może powstrzymać Władimira Putina przed zatrzymaniem Julii Nawalnej, jest groźba kolejnych sankcji Zachodu.
Putin się nimi przejmuje. Obchodzi je na tyle, na ile może. Jeżeli kładzie tak ogromny nacisk na przemysł zbrojeniowy to potrzebuje komponentów, a te są dostępne w krajach zachodnich. Musi je sprowadzać okrężną drogą, to kosztuje więcej. Ten ogromny budżet przeznaczony na zbrojenia nie starczy mu na długo - dodała Kurczab-Redlich.
Wieloletnia korespondentka z Rosji podkreśliła w rozmowie z Piotrem Salakiem, że od 20 lat alarmuje, jak poważnym zagrożeniem dla Europy jest Władimir Putin.
To słabość Europy doprowadziła Putina do potęgi. Teraz zaczyna się bać, ale być może jest to kwestia kremlowskiej propagandy, by nastraszyć Europę tak, aby nie dostarczała Ukrainie broni - analizowała Kurczab-Redlich.