Rozmawiałem ostatnio chwilę z emerytowanym generałem KGB. Facet jest w doskonałej formie, nie ma nawet sześćdziesięciu lat i wygląda na tego, kto tylko oficjalnie zakończył współpracę z oporą władzy Władimira Putina, kiedyś KGB, dzisiaj FSB. Spotkaliśmy się w Ostankino, w budynku, w którym kręci się większość rosyjskich politycznych talk show.

REKLAMA

To on, nie ja do niego podszedłem i to on, z własnej inicjatywy zapytał, czy my w tej Warszawie nie boimy się prowokacji przed szczytem NATO. Zdębiałem, ale zachowując minimum spokoju odpowiedziałem, że nie wiem, bo w Moskwie pracuję od 2007 roku i tym bardziej nie wiem, co myślą w Warszawie. Generał niezrażony wyjaśnił mi w pięciu zdaniach, że bać się powinniśmy.

Przecież najlepszą metodą, omawiam jego argumentację, jest zdestabilizowanie sytuacji przed owym szczytem. Podpalą albo zakatują w bramie jakiegoś waszego demonstranta opozycji, przecież u was teraz opozycja walczy na ulicy - uśmiechając się zauważył generał. Taki trup - dodał - jak znalazł doprowadziłby do klęski tego waszego marzenia o wzmocnieniu wschodniej flanki.

Ponieważ rosyjskie służby permanentnie kontrolują dziennikarzy z Zachodu, także polskich korespondentów nie uwierzę w przypadek. Ktoś, po coś przekazuje przeze mnie sygnał. Może sygnał dezinformacji, a może ostrzeżenia.

Działania polityczne opozycji w Polsce wielu nazywa teraz nową Targowicą. Ta sprzed ponad dwóch wieków zawiązana została zresztą w końcu kwietnia i ogłoszona w maju 1792 roku. Jeżeli doprowadzą do tego, o czym usłyszałem w Moskwie, to nie będę miał wątpliwości na czyim sznurku pląsają ci opozycjoniści, odsunięci od władzy.