"To, czym żyją ludzie w Pajęcznie, Złoczewie czy Pabianicach to kwestie bezpieczeństwa. Ludzie obawiają się tego, co może przyjść zza wschodniej granicy. Wszystko, co osłabia nasze myślenie o bezpieczeństwie, martwi tych ludzi" - mówił w Porannej rozmowie w RMF FM szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz, pytany o to, czy na przedwyborczych spotkaniach mieszkańcy jego okręgu pytają go o ostro krytykowaną przez obóz władzy "Zieloną granicę" Agnieszki Holland. Przyznał jednocześnie, że na film "z różnych powodów" się nie wybiera.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Przydacz: Ludzie obawiają się tego, co może przyjść zza wschodniej granicy

Tematem rozmowy było też ochłodzenie w relacjach pomiędzy Polską a Ukrainą. Na miejscu ukraińskich dyplomatów i polityków szukałbym sojuszników, umacniałbym sojusze i partnerstwo, które się nawiązało pomiędzy państwami przyjaznymi wobec Ukrainy - podkreślał Marcin Przydacz w RMF FM. Odniósł się też do wypowiedzi prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego na sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych, w której - choć nazwa kraju nie padła wprost - zasugerował, że Polska, wprowadzając ograniczenia dot. ukraińskiego zboża, pomaga "przygotowywać scenę dla moskiewskiego aktora".

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Przydacz: Ludzie obawiają się tego, co może przyjść zza wschodniej granicy

Polska przez miesiące i lata tak intensywnie wspierała Ukrainę, tak intensywnie pomagała - także w imię własnego interesu bezpieczeństwa. Miliony prawdziwych uchodźców, którzy musieli uciekać z Ukrainy, zostały tutaj przyjęte. Po tym wszystkim, na forum ONZ, wobec 192 innych państw padają tego typu słowa. Trudno, żebyśmy nie przyjmowali tego bardzo, bardzo krytycznie - przyznał szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej.

Gość RMF FM odniósł się też do weekendowej wizyty Wołodymyra Zełenskiego w Polsce. W Lublinie ukraiński przywódca spotkał się z polskimi wolontariuszami. W tym wydarzeniu nie uczestniczył żaden przedstawiciel najwyższych polskich władz.

To był techniczny przelot przez Polskę - przekonywał Przydacz w RMF FM. Sugerował też, że wielokrotnie zdarzały się podobne sytuacje, ale nie informowano o nich opinii publicznej.

Przydacz: Kanclerz Scholz wtrąca się w polską kampanię wyborczą

Od początku wspieraliśmy Ukrainę po to, aby rosyjskie wojska były jak najdalej od polskich granic. To był cel i nasze zadanie. Jasnym jest, że przy atmosferze, jaka dziś panuje, każda następna decyzja dotycząca spraw politycznych, gospodarczych czy natury bezpieczeństwa będzie podwójnie analizowana - mówił w internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM Marcin Przydacz pytany, czy Polska przestanie wysyłać Ukrainie broń, jeśli ta nie wycofa skargi złożonej do WTO za przedłużenie przez Polskę embarga na ukraińskie zboże. Będziemy realizować to wsparcie tak, jak jest to korzystne dla polskiego bezpieczeństwa. Jeśli okaże się, że to wsparcie w żadne sposób nie pomaga, będziemy analizować każdą konkretną decyzję - dodał szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej.

Prezydencki minister skrytykował też w rozmowie zachowanie prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, które uznał za "niesprawiedliwe i krzywdzące dla wielu Polaków".

W interesie nas wszystkich - Ukraińcy też to powinni rozumieć - jest to, aby nie dawać się podzielić, bo na tym korzysta tylko aktor trzeci w postaci Moskwy. Chcącemu nie dzieje się krzywda. Jeżeli Ukrainie nie zależy na tym, żeby z Polską się przyjaźnić, jeżeli Ukraina nie chce zabiegać o tę przyjaźń, to my sobie poradzimy. Jesteśmy w NATO, mamy silną armię, jesteśmy w UE, mamy całkiem sprawnie funkcjonujące państwo. To Ukraina dzisiaj ma kłopoty. To Ukrainie powinno zależeć na tym, żeby Polska ją wspierała. Jeżeli nie, oczywiście nie będzie tutaj nic na siłę - mówił Przydacz.

Gość Roberta Mazurka odniósł się też do słów kanclerza Niemiec Olafa Scholza, który na sobotnim wiecu SPD w Norymberdze powiedział, że "skandal wizowy, który ma miejsce obecnie w Polsce, wymaga wyjaśnienia". Dodał też, że "ci, którzy przybywają do Polski, muszą zostać tam zarejestrowani i przejść procedurę azylową".

Według Przydacza, szef niemieckiego rządu wtrąca się do polskiej rozgrywki przedwyborczej. Postrzegamy to jako formułę oddziaływania na rzeczywistość polityczną w Polsce, udział w kampanii wyborczej - stwierdził Przydacz. Kanclerz Niemiec swoimi komentarzami z całą pewnością chciał zaistnieć w debacie publicznej w okresie kampanii. Wielu dyplomatów mówi wprost, że strona niemiecka ma swoją preferencję, jeśli chodzi o konkretną partię polityczną w Polsce - dodał prezydencki minister. Nie chciał jednak doprecyzować, którą opcję polityczną ma na myśli.