Dziś do Polski przyleci ok. 250 Afgańczyków z bazy w niemieckim Ramstein - potwierdził w Porannej rozmowie w RMF FM szef kancelarii premiera Michał Dworczyk. Grupa Afgańczyków przyleci do Poznania. Będzie tam mieszkać w hotelu. Część osób z tej tysięcznej grupy trafi też do Lublina. W ciągu najbliższych 3 miesięcy będą wyjeżdżali do krajów docelowych.
W Polsce zostanie maksymalnie 50 osób - w ramach zobowiązań sojuszniczych - mówił Dworczyk. Czy wyrażą takie zainteresowanie - przekonamy się już na miejscu. Procedura jest taka, że przed przylotem do Polski nasze służby weryfikują osoby, które mają trafić do naszego kraju - bez względu na to, czy chcą pozostać w naszym kraju, czy w innym - dodawał.
Polska w ramach solidarności sojuszniczej zgodziła się przyjąć na okres do 3 miesiąc ok. tysiąca Afgańczyków, którzy pomagali NATO w Afganistanie w ciągu ostatnich lat - ujawnił gość Roberta Mazurka. Już po rozmowie minister Dworczyk poprawił przekazane nam informacje - jak podał przyjmiemy jednak nie ok. tysiąca, lecz ok. 500 osób.
Jak ujawnił Michał Dworczyk, do tej pory przyjęliśmy ponad 900 Afgańczyków, którzy pomagali w ciągu 20 lat polskiemu kontyngentowi wojskowemu czy polskim dyplomatom w Afganistanie. To są te osoby plus ich rodziny. W tej chwili kończą kwarantannę w ośrodkach podległych Urzędowi ds. Cudzoziemców. Kończą się procedury, w ramach których mogą ubiegać się o status uchodźcy. Czy zdecydują się zostać, czy wyjechać, tego nie wiemy - mamy sygnały o pojedynczych osobach, które będą chciały zostać w Polsce - mówił szef kancelarii premiera.
Robert Mazurek dopytywał też swojego gościa o wprowadzenie stanu wyjątkowego. W opinii rządu sytuacja na granicy polsko-białoruskiej doprowadziły nas do momentu, w którym uznaliśmy, że ze względu na bezpieczeństwo państwa trzeba wykorzystać jeden z tych stanów nadzwyczajnych i wprowadzić właśnie stan wyjątkowy. Mamy nadzieję, że te działania będą wystarczające - stwierdził minister.
Na pytanie, czy w wyniku rekonstrukcji rządu, Michał Dworczyk stwierdził, że nikt nie rozmawiał z nim na temat tego, czy może stracić stanowisko. Dodał też, że nie zna szczegółów śledztwa ws. ataku hackerskiego na skrzynki mailowe polityków, w tym jego własną.
Dorośli Polacy nie są niestety przyzwyczajeni do szczepień - mówił Michał Dworczyk w internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM. Nie mamy co się oszukiwać, że nagle wymyślimy kolejną akcję promocyjną i że tu się coś zmieni, bo akcji promocyjno-informacyjnych było już naprawdę bardzo dużo i wszelkie możliwe sposoby wykorzystywane też w innych krajach, były wykorzystane - dodał Dworczyk.
Zdaniem szefa kancelarii premiera są tylko dwie możliwości, żeby drastycznie zwiększyć odsetek zaszczepionych Polaków. Jedna to jest długofalowa akcja edukacyjna, ale tu nie będzie szybkich efektów. Jeśli ktoś by chciał szybki efekt, to są przymusowe szczepienia. My nie chcemy wprowadzać przymusowych szczepień - mówił.
Robert Mazurek zapytał swojego gościa także o negocjacje z Czechami ws. kopalni i elektrowni w Turowie. Cały czas trwa dialog z Czechami dot. szczegółów porozumienia. Prowadzi te rozmowy minister klimatu i mam nadzieję, że ta sprawa znajdzie szczęśliwy finał. Natomiast na pewno nie ułatwia jej fakt, że jesienią tego roku w Czechach będą miały miejsce wybory- odparł szef kancelarii premiera.
Robert Mazurek: Dzień dobry państwu. Dzień dobry panu - zwracam się do Michała Dworczyka, szefa kancelarii premiera.
Michał Dworczyk: Dzień dobry panu, dzień dobry państwu.
250 Afgańczyków albo trochę więcej ma przylecieć dziś do Polski z bazy Ramstein?
To prawda. W ramach solidarności sojuszniczej Polska zgodziła się przyjąć na okres do 3 miesięcy około tysiąca Afgańczyków, którzy pomagali NATO w Afganistanie w ciągu ostatnich lat [AKTUALIZACJA: już po rozmowie minister Dworczyk poinformował nas, że Polska przyjmie jednak ok. 500 Afgańczyków - przyp. red.]. Dzisiaj trafią do Poznania pierwszym samolotem. W ciągu najbliższych 3 miesięcy będą wyjeżdżali do krajów docelowych, w których już pozostaną.
Czyli trafią do Poznania do jakiegoś ośrodka dla uchodźców?
Nie, w Poznaniu będą zakwaterowani w jednym z hoteli. Potem jeszcze osoby właśnie z tej grupy trafią również do Poznania, do Lublina i tam będą oczekiwać na wyjazdy do krajów docelowych.
Ilu z nich zostanie w Polsce.
Maksimum 50 osób, to w ramach zobowiązań sojuszniczych liczba tych współpracowników NATO, którzy będą mogli wystąpić o status uchodźcy w Polsce. Ale czy wyrażą takie zainteresowanie tym, przekonamy się w Polsce, na miejscu.
A czy my już wiemy, czy są tacy Afgańczycy wśród tych, którzy już w Polsce się znaleźli, którzy chcą u nas zostać?
W tej chwili nie mamy jeszcze takiej wiedzy, to oczywiście są indywidualne decyzje. Procedura jest taka, że przed przylotem do Polski nasze służby weryfikują te osoby, które mają do naszego kraju trafić - niezależnie czy to są te, które będą ubiegać się o status osoby mającej pozostać na stałe, czy też takiej, która w ciągu trzech miesięcy opuści nasz kraj.
Pytam o to, bo jak pan wie, temat uchodźców stał się w tej chwili najważniejszym tematem politycznym. To jest pytanie o to również, ilu uchodźców w ogóle z Afganistanu Polska już przyjęła.
Przyjęliśmy ponad 900 Afgańczyków, którzy pomagali w ciągu ostatnich 20 lat polskiemu kontyngentowi wojskowemu czy też polskim dyplomatom w Afganistanie. To są te osoby plus ich rodziny. W tej chwili kończą kwarantannę w ośrodkach podległych Urzędowi ds. cudzoziemców. No i toczą się procedury, w ramach których też mogą ubiegać się o status uchodźcy.
Gdy dostaną ten status, a jak rozumiem zapewne dostaną skoro sami ewakuowaliśmy ich z Afganistanu, to co później z nimi? Zostaną? Wyjadą?
To są ludzie, którzy tak jak pan powiedział, pomagali, często narażając swoje życie, polskim wojskom, polskim dyplomatom, więc wywiązujemy się z naszego honorowego zobowiązania. Ale czy oni zdecydują się zostać, czy wyjechać - oczywiście tego nie wiemy. Mamy sygnały, że część z nich chciałaby wyjechać do innych krajów, ale też mamy sygnały o pojedynczych osobach, które będą chciały zdecydować się na pozostanie w Polsce.
Obiecuję państwu, będą o to jeszcze pytał. Panie ministrze, od wczoraj obowiązuje stan wyjątkowy na pasie przygranicznym w województwie podlaskim i lubelskim - na pasie przygranicznym z Białorusią. Opozycja mówi, że to nic nie da. Opozycja mówi - np. były minister Marek Biernacki - że skoro straż graniczna i policja dostają nagrody, to znaczy, że sobie radzą z tym kryzysem. Po co więc stan wyjątkowy wprowadza się w sytuacji, w której państwo nie jest w stanie sobie poradzić?
Możemy oczywiście banalizować tę sytuację i do takich przepychanek politycznych ją wykorzystywać.
Nie banalizujmy, pytam pana serio.
Mówiąc serio, tak jak pan redaktor sobie życzy, to każda odpowiedzialna władza, każdy odpowiedzialny rząd musi podejmować decyzje adekwatne do sytuacji. W opinii rządu -potwierdzonej zresztą decyzją pana prezydenta - sytuacja na granicy polsko-białoruskiej, a na nią składa się szereg faktów, bo z jednej strony działania władz białoruskich, z drugiej strony zaczynające się manewry Zapad doprowadziły nas do momentu, w którym uznaliśmy, że ze względu na bezpieczeństwo państwa trzeba wykorzystać jeden z tych stanów nadzwyczajnych i wprowadzić właśnie stan wyjątkowy. To są chyba 183 miejscowości, czyli taki trzykilometrowy pas.
Na razie na miesiąc.
Dokładnie, na miesiąc. Mamy nadzieję, że te działania będą wystarczające. Zresztą zgodnie z ustawą Sejm będzie musiał potwierdzić bądź odrzucić tę decyzję.
Wie pan, że to będzie głosowanie czysto polityczne? Większość pisowska zapewne ten stan wyjątkowy zatwierdzi. Panie ministrze, a co my mamy do zaproponowania tak naprawdę ludziom, którzy się do Polski chcą zgłosić, którzy do Polski napływają - czy to jako uchodźcy, czy jako imigranci? Bo tak naprawdę wszyscy się teraz emocjonujemy tą trzydziestką osób, ale tak czy owak do Polski trafiają imigranci.
My musimy mieć świadomość, że na granicy wschodniej dzisiaj trwa wojna hybrydowa i ci nieszczęśnicy, o których pan redaktor wspomniał, są używani jako mięso armatnie przez Aleksandra Łukaszenkę.
Tak, to widzieliśmy to, co się dzieje na Litwie, oni są wypychani tarczami.
Podobne sytuacje mają miejsce na granicy z Polską. W związku z tym mamy do czynienia z przemyślaną akcją prowadzoną przez reżim białoruski. I teraz nasza postawa, gdyby była inna niż ta, którą dzisiaj rząd prezentuje, spowodowałaby tylko dramat i nieszczęście kolejnych setek czy tysięcy osób. Reżim w Mińsku uznałby, że ta metoda jest skuteczna i poszukiwał kolejnych nieszczęśników, których w ten sposób chciałby wykorzystywać. Dlatego my, zgodnie z naszą polityką prowadzoną od lat i komunikowaną od lat, jesteśmy tutaj pryncypialni. Granica polska musi być szczelna i jednoznacznie tę kwestię traktujemy.
Panie ministrze, jak długo pan jeszcze będzie ministrem? Czy pan już biurko posprzątał? Słyszę bowiem, że rekonstrukcja rządu pochłonie również pana. O ile Jarosław Kaczyński odejdzie dlatego, żeby się skoncentrować na pracy w Sejmie, tak przynajmniej czytam w prasie, to pan poleci za karę.
Jeśli chodzi o rekonstrukcję czy zmiany w rządzie, to zawsze to są decyzje polityczne, czyli kierownictwa partii - formacji politycznej, która ma większość w parlamencie, decyzje Prezesa Rady Ministrów. Myślę, że mogę powiedzieć nie tylko w swoim imieniu, ale absolutnej większości osób pracujących w rządzie, że my jesteśmy przygotowani zarówno do tego, żeby pracować nadal na odcinku, na którym do tej pory funkcjonujemy, tak jak i gotowi do odejścia i pracy w Sejmie.
Ja się cieszę, że pan pracuje na odcinku, a teraz panie ministrze, niech mi pan spojrzy prosto w oczy, bo panu kiepsko wychodzi kłamanie, jak pan patrzy prosto w oczy i odpowie mi na jedno proste pytanie - czy ktoś już z panem rozmawiał w sprawie zmian w rządzie oraz pańskiej przyszłości?
Nie. Nikt ze mną nie rozmawiał o tym.
Nikt z panem nie rozmawiał. Albo pan się nauczył kłamać albo to prawda. Panie ministrze, kończąc to - pan nie wie, czy pan odejdzie. A czy pan wie, kto stoi za tym atakiem hackerskim, w wyniku którego wyciekło, przynajmniej na razie, 200 maili, w tym część pańskich. Pańska skrzynka została również zhackowana. Wszyscy mówią: "Rosja, Rosja". Trzy miesiące minęły od tego wydarzenia. Czy wiemy, kto to zrobił?
Rzeczywiście, atak hackerski dotknął kilkudziesięciu polskich polityków, czy właściwie kilkudziesięcioro polskich polityków. Wśród tych wiadomości publikowanych są skrzynki kilkorga z nich.
Czy wiemy, kto to zrobił?
Natomiast, jeżeli chodzi o pytanie dotyczące śledztwa, które w tej sprawie się prowadzi, to ja szczegółów tego śledztwa nie znam.
No nie, bardzo pana przepraszam, pan jest szefem kancelarii premiera. Pańskie maile tam się znalazły. Maile bardzo ważnych polityków. Pan musi się tym interesować.
Ale oczywiście, że się interesuje.
To proszę mi powiedzieć, czy my wiemy, kto to zrobił? Nie musi pan mi po nazwiskach tych ludzi wymieniać, ja tylko chcę wiedzieć, czy państwo polskie wie, kto to zrobił, czy też wystarczy nam taka hipoteza: "ech, to Ruscy"?
Nie. W tej sprawie były oświadczenia ze strony właściwych służb. Wskazywane są rzeczywiście grupy hackerskie związane z Federacją Rosyjską. Natomiast tak, jak powiedziałem, szczegółów śledztwa nie znam.
Czyli mówiąc po polsku - nie wiemy, proszę państwa, a w każdym razie minister Michał Dworczyk nie wie.