„My wojsko jesteśmy narzędziem w rękach polityków. My generałowie szczególnie jesteśmy narzędziem w rękach polityków, bo im wyższe stanowisko zajmujemy, tym bliżej polityków jesteśmy. Ze swojego doświadczenia od razu informuję, że nie jesteśmy do tego absolutnie przygotowani. Biorę za to całkowitą odpowiedzialność. Niestety zdarza się, że często występują sytuacje, gdzie jest rozbieżność poglądowa. Wtedy właśnie arbitrem powinien być zwierzchnik sił zbrojnych” – tak powody rezygnacji dwóch najważniejszych dowódców w polskiej armii tłumaczył w Porannej rozmowie w RMF FM gen. Jarosław Kraszewski.
Dopytywany o to, czy byłemu już szefowi Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmundowi Andrzejczakowi oraz byłemu Dowódcy Operacyjnemu Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Tomaszowi Piotrowskiemu puściły nerwy, odpowiedział: Nie, im nie puściły nerwy. Ten konflikt, ta sytuacja trudna pomiędzy ministrem obrony narodowej, szefem Sztabu Generalnego, Dowództwem Operacyjnym nie trwa od słynnej rakiety (rosyjskiej rakiety, która spadła pod Bydgoszczą - przyp. RMF FM.
Według nieoficjalnych informacji jedną z przyczyn rezygnacji kluczowych generałów była decyzja szefa MON Mariusza Błaszczaka o powierzeniu misji ewakuacji Polaków z Izraela generałowi Kukule. Jak tłumaczył Kraszewski, całą akcję powinien przygotować gen. Kukuła a prowadzić ją powinien gen. Piotrowski. Gen. Piotrowski odebrał to jako utratę zaufania, czyli minister obrony narodowej utracił do niego zaufanie. Pierwszym objawem utraty zaufania do Dowódcy Operacyjnego była sytuacja z rakietą do dzisiaj niewyjaśniona, bo nie ma stanowiska prokuratury. Teraz postawienie zadania człowiekowi, który powinien tylko przygotować kontyngent, a Dowódca Operacyjny powinien go przejąć i zrealizować to zadanie, było moim zdaniem oznaką braku zaufania. Piotrowski złożył dymisję. Moim zdaniem powinien to zrobić po wyborach, a teraz pójść do prezydenta, powiedzieć, że w związku z taką sytuacją oddaje się do jego dyspozycji - zaznaczył Kraszewski.