"Dla jednych to rzeczywiście obniżka podatków - te parę groszy zostanie w kieszeniach tych, którzy zarabiają trochę mniej. Dla tych, którzy zarabiają więcej, to będzie jednak podwyżka" - tak o Polskim Ładzie mówiła w Popołudniowej rozmowie w RMF FM ekonomistka dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z Towarzystwa Ekonomistów Polskich. "Dla przedsiębiorców też to będzie jednak podwyżka - chociażby składki zdrowotne będą płacić większe, mimo że ta zmiana, która dzisiaj została zaprezentowana, jest łagodniejsza od pierwszej wersji Polskiego Ładu" - dodała rozmówczyni Tomasz Terlikowskiego.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Jak zauważyła dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, wprowadzenie znacznie większej kwoty wolnej od podatku - 30 tys. zł - to rzeczywiście będzie duża korzyść dla osób najmniej zarabiających.
Osoby, które nisko zarabiają, to miesięcznie będą miały 140-150 zł w kieszeni więcej. Na pewno te osoby będą beneficjentami tych rozwiązań. Osoby zarabiające od 6-7 tys. wzwyż stracą - podkreśliła Starczewska-Krzysztoszek. Jeżeli prowadzimy jednoosobową działalność gospodarczą, to tutaj te obciążenia mogą wzrosnąć, w zależności od tego jakie mamy obroty - dodała. Wyższe dochody mają specjaliści - niestety oni baty dostaną - zauważyła rozmówczyni Tomasza Terlikowskiego.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
To nie jest dobry czas. Powinniśmy zaproponować te rozwiązania, przedyskutować je, mieć je gotowe. Natomiast teraz wychodzimy z kryzysu - mówiła dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek o planowanych w ramach Polskiego Ładu zmianach w systemie podatkowym i składce zdrowotnej. Zdaniem ekonomistki dziś problemy mają nie tylko firmy zatrudniające wielu pracowników. Zmniejszy się dochód fryzjerki, kosmetyczki, szewca. Tych, którzy świadczą takie podstawowe usługi, bo będą płacić wyższą składkę. A ich lockdown dotknął. W niektórych przypadkach bardzo dramatycznie - mówiła Starczewska-Krzysztoszek. Według ekonomistki zmiany w systemie podatkowym należało wprowadzić w 2023 r. Może warto było jednak przetrzymać ten jeden rok, założyć większe zadłużenie się przez finanse publiczne, wesprzeć oczywiście służbę zdrowia, bo co do tego nikt w Polsce nie ma wątpliwości, że tam powinno znacznie więcej pieniędzy trafić, ale jednak przetrzymać ten najgorszy okres dla działalności gospodarczej, dla biznesu, dla firm - powiedziała ekonomistka.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Starczewska-Krzysztoszek odniosła się też do ostatniej wypowiedzi prezesa NBP Adama Glapińskiego nt. stóp procentowych. Bardzo źle się stało, że pan prezes Glapiński powiedział w poniedziałek, jak wyobraża sobie zmiany stóp procentowych i że nie wyobraża sobie, że będzie zmiana stóp procentowych. Nie powinien tego robić dlatego, że nie wolno wypowiadać się na 7 dni przed posiedzeniem (Rady Polityki Pieniężnej- red.), a posiedzenie jest dzisiaj - powiedziała ekonomistka. Przestrzegła też tych, którzy zamierzają wziąć kredyt, skuszeni niskim oprocentowaniem. Muszą brać pod uwagę to, że prędzej czy później stopy procentowe pójdą w górę. Jeśli nie po listopadzie tego roku, to w przyszłym roku - mówiła.
Tomasz Terlikowski: Moim gościem jest dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekonomistka z Uniwersytetu Warszawskiego i Towarzystwa Ekonomistów Polskich. Witam serdecznie pani doktor.
Dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek: Dzień dobry, witam.
Zacznijmy od tego fundamentalnego pytania - czy to jest historyczna obniżka podatków, jak mówi premier, czy to jest podwyżka podatków, jak mówi opozycja?
Dla jednych to jest rzeczywiście obniżka podatków i te parę groszy zostanie w kieszeniach osób, które zarabiają trochę mniej. Natomiast dla tych, którzy zarabiają więcej, to będzie jednak podwyżka. I dla przedsiębiorców też to będzie podwyżka, ponieważ chociażby stawki zdrowotne będą płacić większe - mimo że ta zmiana, która dzisiaj została zaprezentowana - musimy oczywiście zobaczyć dokumenty, wtedy będzie można to analizować - ta zmiana, która została zaprezentowana, jest łagodniejsza w stosunku do pierwszej wersji Polskiego Ładu.
Dla przedsiębiorców.
Dla przedsiębiorców.
Ale pan premier mówi tak: 18 mln ludzi, niemal 18 mln osób zyska. 90 proc. zyska albo nie odczuje zmiany. Porozmawiajmy o tych liczbach. Jeśli jest tak, jak mówi premier, to powiedziałbym "chwała narodom".
Dobrze, ale mieliśmy dwa, trzy lata temu obniżenie składki opodatkowania tego pierwszego poziomu z 18 na 17 procent. To też było obniżenie obciążeń podatkowych dla ogromnej rzeszy, absolutnej większości podatników - myślę oczywiście o tych, którzy mają dochody z pracy. Było też wyzerowanie podatku dla osób do 26. roku życia. Mieliśmy więc po drodze kilka elementów, które składały się na to, że te obciążenia podatkowe były dla poszczególnych grup mniejsze. Teraz mamy znacznie więcej elementów, bo musimy powiedzieć o tym, że te 18 milionów i ich uzysk wynika nie z tego, że podatki będą płacone mniejsze, czy ich stawki będą mniejsze, tylko z tego, że wprowadzana jest znacznie większa kwota wolna od podatku. Dzisiaj to jest dla tych najmniej zarabiających 8 tys. zł, później ta kwota maleje aż do zera. Natomiast tu zostanie wprowadzone 30 tys. zł kwoty wolnej od podatku, jeżeli w ciągu roku zarobimy 50 tys. zł łącznie brutto, to odejmujemy od nich 30 tys. i będziemy płacić podatek - te 17 procent PIT-u - od tych pozostałych 20 tysięcy. Dla tych najmniej zarabiających to będzie dosyć duża korzyść.
To w takim razie kto straci? Rzadko się dzieje w ekonomii tak, że jest win-win i obie strony wygrywają, wszyscy są zwycięzcami.
Musimy poczekać na szacunki, bo z reguły kiedy rząd proponuje jakiekolwiek zmiany, nie tylko podatkowe, to musi zaprezentować ocenę skutków regulacji, czyli kogo i ile to będzie kosztowało. Nie wiemy, czy to będzie większe obciążenie dla budżetu, czyli czy budżet nie będzie miał takich wpływów, jakie były planowane przy tej pierwszej wersji.
Rząd zapewnia, że nie będzie miał mniejszych wpływów, że wszystko się zbilansuje, bo będzie ten podatek od wielkich korporacji.
No tak. Muszę powiedzieć, bo to jest nowy temat, rzeczywiście, czyli podatek nie od dochodu, czyli różnicy między przychodami a kosztami, ale od przychodu. Czyli nie bierzemy w ogóle pod uwagę kosztów. I z tego, co media donosiły, to ma być 0,4 pkt. procentowego. No więc, jeśli duże korporacje mają miliard, dwa, pięć, dziesięć, trzydzieści mld przychodów, no to 0,4 proc. to będzie całkiem pokaźna kwota. Przy czym trzeba powiedzieć, że nie zwalnia to tych firm z obowiązku płacenia CIT-u. Tyle, że CIT będzie odliczony - przynajmniej tak zostało nam przekazane w tej pierwszej informacji - od tego podatku przychodowego. Natomiast nie do końca jest jasne, jakie warunki trzeba spełnić, aby będąc dużą firmą nie płacić tego przychodowego podatku. Ponieważ jest powiedziane, że ci, którzy inwestują, tego podatku nie będą płacić.
Zostawmy na moment wielkie korporacje. Wielkie korporacje to są naprawdę jednostki, jeżeli chodzi o zysk.
Pan premier powiedział "kilka procent", co mnie zastanowiło, bo, może przypomnę, że dużych firm - a duże firmy to są firmy, które zatrudniają od 250 pracowników wzwyż - w Polsce to jest 0,2 pkt. procentowego. Więc to jest bardzo niewielka liczba.
To jest niewielka grupa. Ale to i tak zostawmy te 0,2 czy 0,4. Co się zmieni dla przeciętnego Kowalskiego? Najpierw zacznijmy od małej miejscowości. Bo przecież Polska to nie tylko Warszawa, Kraków czy Wrocław, ale także cała ogromna przestrzeń. Z tego, co mówi pani doktor można odnieść wrażenie, że jemu będzie lepiej.
Pytanie, co to znaczy lepiej. Pewnie trzeba, tak jak powiedziałam, poczekać po to, żeby to wszystko oszacować. Ale myślę, że można zakładać, że osoby, które nisko zarabiają, to miesięcznie będą miały 140 -150 zł w kieszeni więcej. Nie mnie oceniać, czy dla osoby, która mieszka, jak pan powiedział, w małej miejscowości i ma niewielki dochód, te 140-150 zł to jest dużo? Zapewne tak.
No dużo. Zapewniam, że tak.
Więc na pewno te osoby, które mają tak, jak powiedziałam, niskie dochody, będą beneficjentami tych rozwiązań.
A kto straci w takim razie, ze "zwykłych Kowalskich", bo to jest kluczowe pytanie?
Pytanie, kto to jest "zwykły Kowalski" oczywiście.
Ale ile zarabiać muszę, żeby stracić?
No, myślę, że od 6-7 tys. wzwyż. Trzeba oczywiście to wszystko poprzeliczać, bo się tutaj trochę zmieniają, jeśli prowadzimy np. działalność gospodarczą, jednoosobową - jesteśmy doradcą podatkowym, księgowym, fryzjerem, hydraulikiem, który świadczy usługi na rzecz gospodarstw domowych. To tutaj te obciążenia mogą wzrosnąć, w zależności od tego, jakie obroty mamy, jakie obroty będziemy przedstawiać. Więc bardzo trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć na pana pytanie. Natomiast na pewno jedna rzecz jest bardzo ważna. Mianowicie, wyższe dochody mają specjaliści, a więc ludzie o wysokich kwalifikacjach, wysokich kompetencjach, którzy są poszukiwani na rynku. No i niestety oni baty dostaną.
No, z drugiej strony nie tylko specjaliści są potrzebni. Pan premier mówi - "to jest wyraz solidarności i sprawiedliwości".