„Ważne, że teraz jest uregulowane, że teleporada jest dodatkiem do świadczeń medycznych, a nie panaceum na wszystko” – mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM prof. Andrzej Matyja, komentując dzisiejszą zapowiedź ministra zdrowia. Adam Niedzielski mówił, że podpisze stosowne rozporządzenie, które będzie ograniczało korzystanie z teleporad. Prezes Naczelnej Rady Lekarskie przyznał, że były sytuacje, kiedy medycy naużywali teleporad, ale wynikało to z „nawału pracy, jaki teraz mają lekarze rodzinni”. Gość Marcina Zaborskiego, pytany o możliwy strajk lekarzy zapewnił, że "będzie w takiej formie, żeby nie wpłynął na dostęp do pomocy".
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Marcin Zaborski zapytał swojego gościa, czy duża ilość teleporad mogła wynikać po prostu z wygody. Myślę, że nie wynika to z wygody. Trzeba jasno sobie powiedzieć, że w pierwszym okresie walki z pandemią lekarze rodzinni nie mieli takiego dostępu do środków ochrony osobistej. Teraz sytuacja jest zupełnie inna i udzielanie porad w sposób tradycyjny jest całkiem bezpieczne - komentował prof. Matyja. Pandemia dopiero pokazała, że zostaliśmy zmuszeni ograniczyć dostępność dla pacjentów niecowidowych, na rzecz pacjentów, potrzebujących natychmiastowej pomocy - dodał.
Prof. Matyja mówił na antenie RMF FM, że potrzebna jest ogólna poprawa funkcjonowania systemu zdrowia. Czy my jesteśmy odpowiedzialni, jako lekarze za to? Trzeba pomyśleć o funkcjonowaniu systemu, jako całości: czyli kadra, finansowanie i organizacja - przekonywał.
Strajk nie jest wpisany w zawód lekarza. Nigdy nie odeszliśmy od łóżek chorych - skomentował prof. Matyja, zapytany przez Marcina Zaborskiego o możliwy strajk lekarzy, który miałby wymusić poprawę wynagrodzeń w publicznej ochronie zdrowia. Czy władze polskie stać na to, żeby nie uregulować kwestii wynagrodzeń? - dodał, mówiąc o tym, że większość personelu medycznego zarabia poniżej średniej krajowej.
Strajk będzie w takiej formie, żeby nie wpłynął na dostęp do pomocy, jeżeli w ogóle do niego dojdzie - zapewnił prof. Matyja w Popołudniowej rozmowie w RMF FM.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Nie spieramy się o zarobki - to jest złe sformułowanie - a o zmianę systemu wynagradzania. To słowo jest znacznie szersze i ono ma pokazać perspektywę regulacji płac, nie na zasadzie - kto mocniejszy, kto silniejszy wynegocjuje z rządem podwyżki płac. Nie na tym ma to polegać - mówił prof. Matyja w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM. Mamy jako środowisko świadomość, że w tej chwili nie stać państwa na wszystkie regulacyjne sposoby wypłacania. Mamy świadomość, ile kosztuje walka z pandemią. Dlatego oczekujemy pokazania perspektywy regulacji zarobków na najbliższe lata - dodał prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Prof. Matyja mówił też, że Naczelna Rada Lekarska nie wie, czy Ministerstwo Zdrowia sprawdza lekarzy spoza Unii Europejskiej, którzy chcą pracować w Polsce. Proszę sobie wyobrazić, że w dwóch przypadkach składający wniosek o przyznanie prawa wykonywania zawodu nie przyszli osobiście z tym wnioskiem - ich pełnomocnik przedstawił zaświadczenie o znajomości języka polskiego. A kiedy kontaktowaliśmy się z nimi, by uzupełnili te braki formalne, to okazało się, że się nie rozumiemy, że oni nie znają języka polskiego - mówił prof. Matyja. Ja jestem zdziwiony determinacją Ministerstwa Zdrowia w walce o prawo do pracy dla lekarzy spoza Unii Europejskiej, a nie widzę tej determinacji w działaniach, które miałyby powstrzymać odpływ polskiego lekarza za granicę, czy też skłonić do powrotu do kraju tych, którzy opuścili nasz kraj - dodał prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Marcin Zaborski, RMF FM: Dlaczego tak bardzo trzeba namawiać lekarzy do tego, żeby otworzyli drzwi przychodni i przyjmowali pacjentów u siebie w gabinetach, a nie tylko przez telefon?
Prof. Andrzej Matyja: Ja myślę, że nie trzeba nikogo namawiać, że był okres czasu, kiedy kontakt z pacjentem był utrudniony z różnych powodów.
A dzisiaj już nie jest, panie profesorze? Naprawdę? Dlaczego w takim razie minister zdrowia mówi: "Mamy bardzo dużo sygnałów o nadużywaniu teleporad"? Dlaczego już wiele miesięcy temu mówił, że trzeba ułatwić kontakt z lekarzem wielu pacjentom, i dlaczego wciąż tę sprawę trzeba regulować przepisami?
Myślę, że niestety trzeba, chociaż nie powinno się, ponieważ to powinno wynikać z naszej misji, jaka jest wpisana w zawód lekarza, i dostępność dla naszych pacjentów powinna być przede wszystkim bezpieczna.
I nie ma pan pełnego przekonania, że są lekarze, którzy wykorzystują sytuację?
Taki przypadki zamykania gabinetów się zdarzyły.
No właśnie.
Ale mamy też sygnały ogromnego nawału pracy, który w tej chwili mają lekarze rodzinni. Więc to są przypadki jedne i drugie, moglibyśmy się licytować, których jest więcej. Ważne jest, że jest w tej chwili uregulowane, że teleporada powinna być dodatkiem do świadczeń zdrowotnych, a nie panaceum na wszystko.
Trzeba było to uregulować, bardzo jasno i wyraźnie powiedzieć. Pytanie, czy nie jest tak, że po prostu przynajmniej części, być może nie lekarzy, ale właścicieli przychodni wygodniej jest pracować w ten sposób? Może to się stało najzwyczajniej w świecie wygodne - teleporada?
Ja myślę, że nie wynika to z wygody, tylko też trzeba jasno sobie powiedzieć, że w pierwszym okresie walki z pandemią, a mamy za sobą rok, lekarze, zwłaszcza lekarze rodzinni nie mieli takiego dostępu jak lekarze pracujący w szpitalach jednoimiennych, do środków bezpieczeństwa, tego podstawowego. Teraz mamy totalnie inną sytuację. Ta dostępność się zdecydowanie zwiększyła. W związku z tym udzielanie porad w sposób tradycyjny stało się już bezpieczne.
Tak, tylko że już jesienią prof. Włodzimierz Mazur, z którym rozmawiałem, śląski konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych dopytywał u nas, dlaczego tak jest. I on tego nie rozumie, przyznawał, że w jego przychodni, do której chadza, lekarz, przyjmuje go w gabinecie, a w tak wielu innych jest to po prostu niemożliwe.
Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Dlatego że to są sytuacje, które zdarzały się zarówno takie jak i inne, że wiele przychodni było od początku otwartych i dostępnych. A były także takie, i przyznajemy rację, że były takie, które funkcjonowały tylko i wyłącznie na zasadzie teleporad. W tej chwili to się zmieni, i myślę, że ten problem przestanie istnieć.
"W tej chwili to się zmieni". Ale panie profesorze, czy pan jako szef Naczelnej Rady Lekarskiej potrafi odpowiedzieć na pytanie, jaka część pacjentów dzisiaj ma realny dostęp do wizyt w gabinetach lekarskich? Sprawdzaliście to, dopytywaliście - w przychodniach, u lekarzy?
Panie redaktorze, to nie należy do funkcjonowania systemu. To pytanie należy zadać nie lekarzowi, tylko organizatorowi ochrony zdrowia. Ta dostępność do nas, do świadczeń zdrowotnych, niezależnie czy była pandemia czy nie, była ograniczona. I pandemia dopiero pokazała, że myśmy zostali zmuszeni tak naprawdę zamknąć czy ograniczyć dostępność dla pacjentów niecovidowych, by pomóc pacjentom covidowym, zakażonym, którzy wymagali natychmiastowej pomocy. Więc ta pandemia pokazała, jak ten system rzeczywiście funkcjonuje.
Jedno może pan zrobić, jako prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Może pan apelować do swoich koleżanek i do kolegów o to, żeby rzeczywiście, przynajmniej jeszcze mocniej uchylali drzwi do przychodni i zapraszali pacjentów do gabinetów.
Panie redaktorze, to nie polega na apelowaniu. To polega na sprawnym funkcjonowaniu systemu ochrony zdrowia, a ten system działa tak, jak działa. Więc tutaj żaden apel, tylko poprawa funkcjonowania systemu ochrony zdrowia.
To kto ma to zrobić, panie profesorze?
Ktoś, kto jest odpowiedzialny. A kto jest odpowiedzialny? Czy my jesteśmy odpowiedzialni jako lekarze, jako personel medyczny za funkcjonowanie? My jesteśmy kadrą, a kadra jest jednym z elementów funkcjonowania systemu. Pomyślmy o funkcjonowaniu systemu jako całości, a więc organizacji, finansowaniu i kadrach. A to są naczynia połączone. By system był dobrze oceniany przez naszych pacjentów, to te wszystkie naczynia powinny być dobrze zorganizowane i dobrze funkcjonować.
No właśnie, to dochodzimy do finansowania. Będzie pan strajkował?
Panie redaktorze, strajk nie jest wpisany w funkcjonowanie lekarzy. My mamy taki zawód, że nigdy nie odeszliśmy i nie odejdziemy od łóżek naszych chorych to, ponieważ to jest nasz zawód - niesienie pomocy potrzebującym.
Rozumiem, że to nie jest wpisane w wasz zawód, ale czytam, co pisze do was, do lekarzy Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy. A pisze tak: "Tylko strajk albo grupowa rezygnacja z pracy są sposobem na uzyskanie godziwych wynagrodzeń w publicznej ochronie zdrowia". I dalej, tenże związek tłumaczy, jak to zrobić, żeby strajk zorganizować.
Panie redaktorze, w sytuacji, jaka jest, kiedy w całym kraju, i to dobrze, wzrastają wynagrodzenia, kiedy najniższe wynagrodzenie już nie jest w 2600, a 2800 zł, a nasze wynagrodzenia średnio - mówię o personelu medycznym w całości - są poniżej średniej krajowej, to trzeba się zastanowić, czy władze polskie stać jest na to, by nie uregulować w tak dramatycznej sytuacji kadrowej, w jakiej jesteśmy, systemu wynagradzania.
Panie profesorze, ale czy pan sobie wyobraża, że lekarze strajkują albo składają masowo grupowo wypowiedzenia w czasie, gdy zmagamy się z epidemią?
Panie redaktorze, czy widział pan historii naszego kraju, by lekarze odeszli od łóżek i nie udzielali pomocy?
Ale ja pytam, czy będziecie strajkować? Nie pytam, czy odejdziecie od łóżek. Jeszcze nie wiem, jak ten strajk miałby wyglądać?
My będziemy protestować. Ale ten protest na pewno będzie polegał na tym, by w żaden sposób nie wpłynęło to na możliwość uzyskania pomocy przez naszych chorych w poradniach czy szpitalach.
To na czym ten strajk mógłby polegać - tak, żeby pacjenci tego nie odczuli?
Panie redaktorze, no trudno w tej chwili zdradzać szczegóły i kuchnię protestu, jeżeli oczywiście do niego dojdzie. Bo w chwili obecnej, jak pan wie, trwają rozmowy, negocjacje w ramach zespołu trójstronnego, Rady Dialogu Społecznego, gdzie, przypomnę panu redaktorowi my, jako lekarze nie uczestniczymy w tych rozmowach. Nie jesteśmy ustawowo dopuszczeni. Tylko dzięki zrzeszeniu pracodawców możemy występować jako doradcy ekspertów.
Krótko i konkretnie, zanim o tych rozmowach w dalszej części rozmowy. Jak wyobraża pan sobie przykładowy protest, nie wiem, czy ten, który będzie, ale jak można protestować tak, żeby pacjenci na tym nie ucierpieli?
Panie redaktorze, już protestowaliśmy. Dali przykład rezydenci skuteczności protestu.
Głodówką.
I wybaczy pan, że nie będę teraz zdradzał. No bo, gdybym zdradził, na czym będzie polegał protest, byłbym niepoważny