Kiedy wojna się zaczęła, wielu Ukraińców uważało, że skończy się ona szybko. Niedługo minie jednak rok od zaostrzenia konfliktu. "Nie widzę atmosfery optymistycznej, że jeszcze trochę, jeszcze kilka czołgów i ich pokonamy" - mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM ks. Grzegorz Draus, proboszcz parafii św. Jana Pawła II w Sokolnikach pod Lwowem. "Mówił nam wolontariusz, że wszystko zależy od tej zbrojeniowej pomocy. Jeżeli ona będzie, to Ukraina się utrzyma" - dodał. Duchowny opisywał także, że u wielu Ukraińców, także mieszkających z dala od frontu, jest duży strach. "Pewne myślenie ludzi jest tak mocno wojną przeniknięte, że reagują lękliwie na możliwość bezpośredniego zaatakowania" - powiedział.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Jak zaznacza, jego własny stan nie jest daleki od tego, co czują inni Ukraińcy. “Byłem kilka dni temu w Lublinie, a w Ukrainie godzina policyjna jest w różnych godzinach w różnych miastach, w jednych o 22, w drugich od północy. Jedziemy przez Lublin i pytam" a w Lublinie od kiedy jest godzina policyjna?" - mówił.
Ksiądz Draus pytany o uchodźców we Lwowie i okolicach podkreślił, że obecnie coraz więcej wynajmuje mieszkania, a nie mieszka w ośrodkach. Podkreślił, że ci przyjeżdżający ze wschodu byli dotychczas bogatsi, gdyż tamten region był bardziej rozwinięty m.in. przemysłowo. "A tutaj, ponieważ muszą dużo płacić za mieszkania, trudno z pracą, to przychodzą do nas po ryż i różną pomoc żywnościową. To jest pewna tragedia. Ci co normalnie mogliby się samemu utrzymywać i wspierać innych, teraz muszą prosić o podstawowe produkty żywnościowe. To jest dla nich trudne i wstydliwe" - powiedział gość Tomasza Terlikowskiego.