"Między alkoholem a wpływem na demografię nie ma żadnej korelacji, przynajmniej nie słyszałam o tego typu badaniach" - powiedziała dr Agnieszka Fihel z Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego. Tomasz Terlikowski pytał swojego gościa, czy spożycie alkoholu przez kobiety poniżej 25. roku życia, popularnie nazywane "dawaniem w szyję", ma wpływ na demografię w Polsce.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Czy spożycie alkoholu przez kobiety poniżej 25. roku życia, nazywane popularnie "dawaniem w szyję", wpływa na demografię w Polsce? Tomasz Terlikowski zauważył, że dawniej w mediach pisano, że alkohol pozytywnie wpływa na demografię.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Jeżeli wpływa pozytywnie na wzrost liczby urodzeń, to nie jest to takie zjawisko, którego byśmy sobie życzyli. Nie chodzi o to, aby zwiększać liczbę urodzeń za wszelką cenę i w każdych sytuacjach, nawet patologicznych. Chodzi o to, aby tworzyć dobre warunki do rozwoju i bezpieczeństwa rodzin, żeby one były jak najbardziej funkcjonalne - powiedziała dr Fihel.
Między alkoholem a wpływem na demografię nie ma żadnej korelacji, przynajmniej nie słyszałam o tego typu badaniach. Płodność jest domeną przede wszystkim kobiet starszych. Zjawiska patologiczne na szczęście nie są kwestią demografii - zapewniła.
Czy zmiana kulturowa wśród młodszych kobiet odpowiada za zmiany demograficzne w Polsce?
Oczywiście, że tak. Jest to zjawisko wskazujące na rosnącą indywidualizację, odkładanie pewnych planów rodzinnych w celu realizacji własnych potrzeb i zainteresowań, np. rozwoju kariery zawodowej. Jest to tendencja obserwowana we wszystkich krajach wysoko rozwiniętych, także w krajach Europy Centralnej - powiedziała dr Fihel.
W naszym kraju zmiany zachowań i postaw wobec rodziny zaszły dość gwałtownie. Nałożyły się na to pewne problemy związane z transformacja ustrojową, stąd taki głęboki spadek płodności, z którego kraje regionu od wielu lat nie są w stanie wyjść - zauważyła demografka.
Tomasz Terlikowski poruszył kwestię Czech, gdzie wskaźnik urodzeń wynosi 1,71, co w porównaniu ze wskaźnikiem 1,31 w Polsce jest dobrym wynikiem.
Ponad 50 proc. urodzeń w Czechach odbywa się poza małżeństwem. Stworzono tam warunki do zakładania narodzin, nawet jeśli nie opierają się na małżeństwie i tradycjach z tym związanych - zauważył gość Tomasza Terlikowskiego.
Wprowadzono pewne instrumenty polityki rodzinnej nastawione przede wszystkim na elastyczne formy zatrudnienia. Mowa tu o różnych godzinach pracy, niekoniecznie na pełen etat. Często można pracować zdalnie. To jeden z filarów tej polityki. Druga kwestia to złożone rozwiązania podatkowe, które mają na celu rozwiązać problemy z różnicami płacowymi - podkreśliła uczona z Uniwersytetu Warszawskiego.
To jest pewien paradoks w Europie. W krajach, które są za tradycyjne, skupione wokół instytucji rodziny, ta płodność jest jedną z najniższych. Z drugiej strony mamy kraje skandynawskie i Czechy, gdzie stwierdzono, że trzeba sprzyjać aktywności zawodowej kobiet. To daje efekty - tam płodność jest większa, kobietom łatwiej zdecydować się na posiadanie kolejnego dziecka - zauważyła dr Fihel.
Tomasz Terlikowski zauważył, że zarówno we Francji, jak i Rumunii wskaźnik urodzeń jest wysoki. O ile we Francji jest dość dobry system pomocy społecznej i elastyczne warunki pracy, to w Rumunii jest inaczej.
Nie wiem w jakim stopniu te statystyki odzwierciedlają rzeczywistość, biorąc pod uwagę bardzo wysoką emigrację ludzi młodych. We Francji model sprzyja różnorodności form opieki nad dziećmi - jeśli kobieta chce, może zostać z dzieckiem w domu i mieć z tego jakieś zasiłki. Jeśli chce oddać dziecko do żłobka, może to zrobić. Wybór rożnych form opieki jest bardzo szeroki i ludziom łatwiej decydować się na kolejne dziecko - podsumowała demografka.
Tam, gdzie kobieta jest obarczona funkcjonowaniem całego domu, całej rodziny i w zasadzie nie jest wstanie rozwijać swojej kariery zawodowej czy jakkolwiek rozwijać swojego życia, wówczas się mówi, że jest to taka ewidentna bariera do podjęcia przez nią decyzji o kolejnym dziecku - mówiła w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM dr Agnieszka Fihel.
Tomasz Terlikowski dopytywał, czy możemy jasno stwierdzić, że jak mężczyźni nie będą brali udziału w obowiązkach domowych, to będzie się rodziło mniej dzieci?
Tak, rzeczywiście jest tak, że tam, gdzie pozostają tradycyjne role w rodzinie, kobieta jest obarczona tym podwójnym etatem, tam płodność jest niższa - mówiła demografka. Ponieważ kobietom coraz trudniej podjąć decyzję o kolejnym obowiązku związanym z kolejnym dzieckiem - dodała.
Dr Fihel była też pytana, czy na dzietność może wpływać polityka mieszkaniowa: Jest to element kluczowy. Kiedy rozmawiałam i badałam politykę rodzinną w odniesieniu do lat 90., zawsze się wtedy mówiło raczej o zabezpieczeniu sytuacji kobiety na rynku pracy i zabezpieczeniu dochodowym rodziny - mówiła badaczka.
W tej chwili coraz więcej się jednak mówi, i to jest taki element, który ewidentnie kuleje, o problemie z mieszkaniami, o dostępnie o mieszkalnictwa. Do tego, aby każda rodzina mogła zdecydować się na kolejne dziecko bez obawy, że trójka dzieci utknie w jednej sypialni - dodała.
A czy problemy z demografią może rozwiązać imigracja?
Imigracja nie może rozwiązać problemów demograficznych, nie może rozwiązać problemu niskiej dzietności, tego, że rodzi się mało dzieci. Imigracja rozwiązuje wyłącznie doraźne problemy na rynku pracy w określonych sektorach, w określonych zawodach i w określonym czasie - mówiła dr Fihel z Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego.
I rzeczywiście mieliśmy taką dość intensywną imigrację z Ukrainy jeszcze przed wojną, ale to były osoby, które podejmowały aktywność zawodową w Polsce i nie wykazywały się jakąś bardzo wysoką płodnością. Tutaj niestety nie mamy na ten temat badań, ponieważ bardzo trudno jest zrobić takie badania reprezentatywne. Ale ta liczba dzieci ukraińskich jeszcze przed wojną nie była porażająca, nie była bardzo wysoka - dodała.