Donald Trump wrócił do Waszyngtonu ze swojej podróży do Europy. Na spokojnie chciałbym w kilku zdaniach podsumować wizytę amerykańskiego prezydenta, przede wszystkim tę w Polsce. Nie szczędzę słów krytyki pod adresem polskiej dyplomacji, kiedy uważam, że sytuacja tego wymaga. I wiedzą to wszyscy ci, którzy śledzą mnie na Twitterze. Ale w przypadku wizyty Donalda Trumpa trzeba jasno powiedzieć, że to sukces polskiej dyplomacji, że w tak krótkim czasie od zaprzysiężenia nowego prezydenta doszło do takiej wizyty.
W ostatnich miesiącach też wielu polityków z Polski miało tu, w Waszyngtonie, spotkania z przedstawicielami amerykańskiej administracji. I dobrze, że tak się dzieje. Ale czy faktycznie wizytę Donalda Trumpa w kraju trzeba nazywać aż tak wielkim sukcesem - czy ten balon nie jest nadmuchiwany zbyt mocno? Według mnie jest. Wielu zachwyca się, że Donald Trump mówił o Polsce tak dobrze. No dobrze - w zasadzie dlaczego, skoro nas odwiedza, miałby mówić źle? Dlaczego z rzeczy oczywistych w zasadzie robi się sukces? Jeżeli kogoś odwiedzam i jestem u kogoś gościem, w dodatku jestem jego przyjacielem czy dobrym znajomym, to nie mówię o gospodarzach źle. Donald Trump reprezentuje kraj, który jest w końcu naszym sojusznikiem.
Poza tym dlaczego Donald Trump o Polsce, o naszym kraju, miałby mówić źle? Zdarza się, że może być krytykowana polityka, ale o samej Polsce źle? To zupełnie bezsensu. Bezsensu było też wygwizdanie czy "wybuczenie" Lecha Wałęsy. Dlaczego? Dlatego, że czy komuś się to podoba, czy nie, Wałęsa to bardzo rozpoznawalna postać na świecie. Przyznam wam, że kiedy rozmawiam z kimś tu w USA i mówię, że jestem z Polski to najczęściej w odpowiedzi słyszę, dobre słowo i parę zdań o tym, że ktoś wie coś o Gdańsku, Solidarności, Janie Pawle II i właśnie Lechu Wałęsie. Nawet ostatnio, kiedy byłem na Kubie, jeden z mieszkańców Hawany mówił, że z Polaków to zna Roberta Lewandowskiego i Lecha Wałęsę. To nie było odpowiednie miejsce i czas by tak potraktować legendę Solidarności, choćby dlatego, że wszystkie największe stacje telewizyjne pokazywały przemówienie Trumpa. Rozumiem, że są tacy, którzy wiele zarzucają Wałęsie, ale to nie był odpowiedni czas. Poza tym to dla środowiska, które w przewadze słuchało na placu w Warszawie przemówienia Donalda Trumpa to strzał w kolano. Dlaczego? Dlatego, że amerykańskie media informowały, że partia rządząca zwoziła ludzi na przemówienie Trumpa autobusami i że każdy poseł PIS mógł przywieźć sympatyków partii do Warszawy. To naprawdę nie wystawiło im wszystkim dobrego świadectwa.
Ciesząc się z tych pięknych słów zapomnieliśmy o innych ważnych rzeczach - o tym, że Trump obiecał Polakom w Chicago, jeszcze w czasie kampanii, zająć się sprawą wiz i to w ciągu dwóch tygodni od zaprzysiężenia. Dlaczego o tym nic nie powiedział? Zaraz ktoś napisze, że to nie zależy od prezydenta a od Kongresu. W porządku ale po pierwsze Trump nam to obiecał, po drugie mógł w tym czasie wykonać pewne ruchy, by sprawą zainteresować Kongres. Ma do dyspozycji rozporządzenia prezydenckie - użył ich już przecież w innych sprawach ważnych dla swoich wyborców czy partii. Swoją drogą Obama też obiecał zniesienie wiz i nic z tego, ale mówimy dziś o Trumpie. Wizy Trump pominął w swoim przemówieniu. Z Polonią rozmawiał też o śledztwie smoleńskim, problemie zwrotu Tupolewa... Czy o tym Trump powiedział w swoim wystąpieniu? Naprawdę ważniejszą sprawą było wygwizdać Wałęsę a nie przypomnieć Trumpowi o ważnych dla nas sprawach? Już pominę fakt, że w czasie konferencji z prezydentem Andrzejem Dudą, Trump przyznał, że nie omawiali gwarancji dotyczących obecności wojsk amerykańskich w Polsce i że ten temat nie był poruszany. Jak to? Przecież to jedna z ważniejszych dla nas spraw...
Ale zostawmy już to. Ucieszyliśmy się z dobrych słów o Polsce i wydaje się, że tyle nam wystarcza. Skupmy się na tym, co możemy z tego przemówienia jeszcze wyłowić. Najważniejsza sprawa to fakt, że wygląda na to, że relacje Polski i USA są bardzo dobre i to cieszy. I jeżeli Trump dotrzyma słowa w sprawach energetycznych i bezpieczeństwa to bardzo dobrze. Ale z tej historycznej części też wyłowiłbym jedną dobrą rzecz. Na przykład tutaj w Waszyngtonie polska ambasada już kilkadziesiąt razy w tym roku interweniowała w związku z pojawiającymi się w mediach określeniami "polskie obozy śmierci". Były też i inne przypadki podawania nieprawdziwych informacji na temat naszego kraju. Dlatego wystąpienie Donalda Trumpa w Warszawie możemy też potraktować trochę jak taką darmową lekcję historii, w dodatku transmitowaną nie tylko tu w USA, ale i wielu innych krajach. I za to możemy być Trumpowi wdzięczni. Ten kto napisał mu wystąpienie, dokładnie wiedział jakie sprawy są dla nas ważne, co nas zadowoli i co podniesie na duchu. Ale my, nie zapominając o historii, musimy przede wszystkim patrzeć w przyszłość.