Nie od dziś kierowcy ciężarówek narzekają na liczne błędy systemu opłat elektronicznych Viatoll. Wielokrotnie pisali do nas o przypadkach, kiedy Inspekcja Transportu Drogowego nakładała na nich karę za brak wniesionej opłaty, a później okazywało się, że pieniądze na koncie były. Jak dużo jest tych błędów? Okazuje się, że dwie rządowe instytucje mają na ten temat zupełnie odmienne zdanie.
ITD twierdzi, że aż połowa wszystkich zarejestrowanych przez system wykroczeń okazuje się nieprawdziwa. Z kolei Generalna Dyrekcja Dróg, która nadzoruje Kapscha utrzymuje, że liczba błędów nie przekracza 1 procent wszystkich wykroczeń. Obie instytucje się spierają, a to kierowcy mają problemy przez błędnie wystawione mandaty.
ITD zrzuca winę na operatora systemu, firmę Kapsch, bo w ten sposób kryje własne wielomiesięczne opóźnienia w wystawianiu mandatów. Drogowa dyrekcja zaś bagatelizuje liczne błędy systemu, bo to ona nadzoruje jego budowę i nie na rękę jest jej przyznanie się, że to bubel.
Urszula Nelken z GDDKiA stwierdza, że nie ma "bezbłędnych" systemów, ale poziom nie przekraczający 1 procent nie jest wysoki, jakkolwiek dyrekcja "będzie robić wszystko, by ten poziom był jak najniższy." Nasz reporter zwraca jednak uwagę na dość ciekawy sposób wyliczania tego 1 procenta. Otóż drogowa dyrekcja bazuje na danych z okresu od listopada 2011 do stycznia 2012. W tym czasie Kapsch przesłał do ITD 270 tysięcy naruszeń.
ITD uznała, że w przypadku 10 tysięcy musi dopytać Kapsch o szczegóły. Wtedy okazało się, że w przypadku 2 tysiące spraw nie było mowy o wykroczeniach. GDDKiA uznała więc, że skoro nieprawdziwe okazały się 2 tysiące naruszeń, to jest to zaledwie 0,7 procenta z 270 tysięcy wszystkich spraw. Czy nie powinna jednak za 100 procent przyjąć liczby 10 tysięcy o które ITD zapytała? W takim przypadku liczba błędów wyniosłaby nie 0,7, a aż 20 procent. Nie ma bowiem żadnej pewności, że wśród pozostałych 260 tys. naruszeń również nie znajdowały się błędy...
Rząd przekonuje, że za rok już za wszystkie, a nie tylko państwowe autostrady będzie można płacić automatycznie, właśnie w systemie Viatoll. Wystarczy umieścić w samochodzie niewielkie urządzenie, które automatycznie będzie otwierało szlabany na autostradach. Problem polega jednak na tym, że na razie system działa jedynie na dwóch państwowych odcinkach autostrad: Na A2 i A4. Na prywatnych (A1, A2 i A4) system ma ruszyć najwcześniej za rok, choć według wcześniejszych obietnic GDDKiA miał działać już przed Euro. Po włączeniu do systemu wszystkich odcinków autostrad to rozwiązanie rzeczywiście mogłoby być wygodne. Pod warunkiem, że system Viatoll będzie wreszcie działał poprawnie. Dopóki to się nie stanie, zachęta do dobrowolnego montowania urządzeń w samochodach osobowych, to trochę jak zaproszenie na tonący statek.
Cena za kilometr to 10, 20 albo 30 groszy. Tak zmienia się koszt przejazdu autostradą A2 w miarę podróży z Warszawy w kierunku granicy z Niemcami. Temu stanowi rzeczy winne jest to, że poszczególne odcinki były budowane różnymi metodami. Najstarszy fragment A2 zbudowała prywatna firma. Musiała wziąć na to kredyt, a niekorzystna dla państwa umowa pozwala jej dowolnie ustalać cenę. Ta sama firma zbudowała też odcinek najbliżej granicy, ale nowa umowa lepiej chroni państwo i pozwala utrzymać niższą cenę. Najtańszy jest fragment wybudowany przez państwo. Został dofinansowany przez Unię, więc wysokość opłat ma tylko pokryć koszty. Nie ma jednak mowy o zarobku. Niestety ten bałagan prędko się nie skończy. Koncesje na prywatne autostrady skończą się za 15 lat i dopiero wtedy będzie możliwość zrównania i uporządkowania cen.