"Biały strój każdego roku, to staromodny pomysł" - mówi australijski tenisista Pat Cash na tydzień przed rozpoczęciem trzeciego w tym roku wielkoszlemowego turnieju tenisowego. Cash, który wygrał Wimbledon w 1987 roku twierdzi, że londyński turniej powinien być bardziej kolorowy.

REKLAMA

Świat tenisa przez lata był bardzo konserwatywny. Białe stroje były obowiązkowe. Zresztą przez lata tenisiści i tenisistki wyglądali bardziej jak damy i dżentelmeni a nie jak sportowcy. Dziś od stóp do głów widać już, że mamy do czynienia z zawodowymi sportowcami. Buty, skarpetki, specjalne koszulki i spodenki. Wszystko tak, by grało się jak najwygodniej. Do tego jeszcze oczywiście bardzo kolorowo. Na Wimbledonie z kolorów jednak ciągle rezygnują. Zresztą przepisy dotyczące stroju, w którym można grać na londyńskiej trawie są bardzo wymagające. Oczywiście tenisiści kombinują - na przykład dodając do białych butów kolorowe sznurówki.

Teraz Pat Cash - jeden z pierwszych tenisistów, który postawił przed laty na kolorowe stroje namawia do pójścia z duchem czasu i "pokolorowania" Wimbledonu. Piłka nożna, koszykówka są kolorowe i dlatego dzieciaki wybierają te dyscypliny - mówi Cash. Ale czy naprawdę dwa tygodnie Wimbledonu mogą tak zniechęcić dzieciaki do tenisa? W końcu przez resztę roku tenisowa moda jest bardzo urozmaicona.

Warto też przypomnieć, że byli i tacy, którzy londyńskiej bieli unikali jak ognia. Amerykanin Andre Agassi - nie bójmy się go nazwać tenisistą ekscentrycznym - nie chciał grać na tym turnieju, bo jakoś nie widział się w białym stroju. W końcu jednak się zdecydował a w 1993 roku wygrał cały turniej.

Zdarzały się też na Wimbledonie skandale. Żeby zobrazować jak zmienił się tenisowy świat cofnijmy się do lat 20-tych XX wieku. Wtedy skandalistką była Suzanne Lenglen. Co takiego zrobiła? Otóż miała czelność grać w tenisa w sukience bez rękawów i do tego z opaską na głowie. Wtedy to było coś nie do pomyślenia. Londyńska śmietanka towarzyska musiała być zgorszona... Dziś pewnie kolorowe stroje nie były tak szokujące, ale moim skromnym zdaniem ten wimbledoński konserwatyzm ma swój nieodparty urok.