W Jerez poinformował o tym szef teamu Lotus-Renault Eric Boulier. Co Wy na to? Bo ja taką decyzję popieram i choć nie wiem, czy potrafiłbym ją podjąć, to ją rozumiem.

REKLAMA

Na pewno dla wielu to decyzja kontrowersyjna. Eric Boulier jest krytykowany za wyrażenie zgody na start w Kubicy w Ronde di Andora już od blisko tygodnia. Także w Polsce niektórzy eksperci poddawali w wątpliwość sensowność startów Kubicy w rajdzie, szczególnie, że sezon F1 zaczyna się już za miesiąc. Teraz zapewne krytyka będzie jeszcze większa a wiele osób będzie pukać się w głowę.

Szef teamu Lotus-Renault otwarcie mówiąc o tym, że nie zmieni swojej filozofii mimo wypadku Kubicy pokazuje po pierwsze, że jest człowiekiem odważnym a po drugie, że potrafi szanować swojego pracownika. Niejeden na jego miejscu by się wystraszył. Już dziś można śmiało powiedzieć, że francuska stajnia straci pod względem sportowym i pewnie marketingowym.

Sukcesów na torze według wszystkich znaków na niebie i ziemi (słabe wyniki Pietrowa w Jerez) nie będzie, a jeśli będą to nieliczne. Warto więc dmuchać na zimne i więcej do podobnej sytuacji nie doprowadzać. Boulier ma jednak inny punkt widzenia. Daje swoim zawodnikom swobodę – by mogli realizować swoje pasje.

Nie ukrywam, że ta decyzja mi się podoba. Kubica przecież doskonale zdaje sobie sprawę z ryzyka jakie ponosi jako zawodowy kierowca – zarówno na torze F1 jak i podczas rajdów. Jeśli kocha rywalizację w samochodzie dajmy mu się wykazać, dajmy mu się bawić. Jeśli to daje mu szczęście – pozwólmy mu na to! To on mówiąc nieładnie jest dysponentem swojego talentu i swojego czasu – może z nim robić co chce nawet jeśli nie w smak dziennikarzom czy kibicom. A Lotus-Renault ma prawo mu na to pozwalać w imię – zabrzmi to może nazbyt górnolotnie – miłości do motoryzacji. I prawda jest taka, że nic nam do tego. To sprawa pomiędzy kierowcą i jego zespołem. Tylko i wyłącznie.