Mieli greccy piłkarze swój moment chwały, kiedy sięgali po tytuł Mistrzów Europy. Mundial to dla nich prawdziwy koszmar. Znowu.
Mistrzostwo Europy to dawne, dawne czasy. Umówmy się, że w grupie z Argentyną, Nigerią i Koreą o awans niełatwo, ale przecież kibice Hellady marzenia na początek mają mniej okazałe. Chcieliby wreszcie ucieszyć się na mistrzostwach z bramki swoich podopiecznych, bo zaszczytu skierowania piłki do bramki nie dostąpił żaden grecki piłkarz. Dla mistrzów Europy z 2004 roku to drugi mundial w historii - ten poprzedni w USA szesnaście lat temu zakończył się kolejną klapą. Z Argentyną cztery bramki w plecy ( w tym jedno trafienie boskiego Diego), z Bułgarią cztery w plecy i z Nigerią ,,tylko" dwie. Ciekawe, jak będzie tym razem, bo przecież Argentyna i Nigeria ponownie staną na drodze greckich piłkarzy. Na razie jednak rywalem zbyt silnym okazali się Koreańczycy z południa, którzy zdecydowanie dominowali w całym meczu, a dzięki dwubramkowemu zwycięstwu wyrównali swój rekord, bo to ich najwyższa wygrana na Mundialu. Poprzednio 2:0 pokonali osiem lat temu Biało-Czerwonych chłopców Engela. Może zatem warto mierzyć siły na zamiary. Statystyka jest dla Greków straszna. Zamiast o wyjściu z grupy niech marzą o bramce. To i tak będzie krok naprzód w porównaniu z 1994 rokiem. No i może nich stracą mniej niż 10 bramek.
Też będzie progres, choć to taki ,,progres przez łzy".