Do Legii przeniósł się półtora roku temu. Wielokrotny król strzelców z ligi węgierskiej, którego wcześniej nikt nie wyciągnął z Videotonu? Dlaczego? Niedowiarkowie zapewne sądzili, że do Legii trafia zawodnik, który sobie nie poradzi. Na krajowym podwórku był jednak Nikolić zjawiskiem, jakiego nie było w Ekstraklasie od lat.

REKLAMA

Można mu wyrzucać wady - trochę za wolny, trochę ogólnie za słaby. Tylko strzelecki instynkt ma wprost niesamowity. Początki w Legii mimo zdobywanych bramek nieco mnie irytowały, bo reprezentant Węgier co chwilę łapany był na spalonym. To jednak szybko się skoczyło. Nie skończyły się za to bramki. Nikolić imponował skutecznością, ale także tym jak te bramki zdobywał. Strzelał bez wysiłku. Często ani mocno, ani też przesadnie blisko słupka. Za to uderzał piłkę w takie miejsce bramki, żeby bramkarz jej nie sięgnął. Tak jakby to wszystko szybko wyliczał wykorzystując wiedzę z fizyki. I się nie mylił. Niesamowita lekkość w zdobywaniu bramek bez wątpienia imponowała. Jesień 2015 to była popisowa gra "Niko". Wiosna nieco słabsza i choć obecny sezon był w statystykach słabszy to i tak Węgier jest teraz najlepszym ligowym strzelcem. Tylko w Ekstraklasie w barwach Legii w 56 spotkaniach strzelił łącznie 40 bramek. Dodajmy do tego gole z Pucharu Polski czy europejskich rozgrywek. Pierwszy sezon to 36 trafień. Ten 20. 56 goli w 86 meczach. Do tego dochodzą jeszcze asysty. Nie ma w ogóle o czym dyskutować. Bo liczby bronią Nikolicia.

Piłkarz... ambitny

Jedyne co go nie broni to droga, którą chce iść Legia. Stołeczny klub chce się rozwijać, chce grać w Lidze Mistrzów co sezon, chce zdominować Ekstraklasę. O ile do tego ostatniego celu Nikolić nadaje się świetnie, to do pozostałych nieco mniej. Nie zadowoliła go rola zmiennika w Champions League, co trzeba u ambitnego piłkarza zrozumieć. Trzeba jednak przyznać, że w rywalizacji z tymi najlepszymi rozczarowywał. Po prostu nie jego poziom i piszę to bez złośliwości. A Legia potrzebuje już zawodników lepszych. Właśnie, żeby się rozwijać. Ta strzelecka lekkość Nikolicia to coś nie do przecenienia. Trafił do Legii w dobrym momencie. Formę miał wyborną. Dał klubowi bardzo dużo, ale sam też dostał nie mało i przecież nie chodzi tylko o wyciągi z konta.

Idzie dalej, spróbuje sił w nowym miejscu i możliwe, że nadal będzie podobnie skuteczny. Tego mu życzę. Jednak nie jest przypadkiem to, że Nikoliciem - imponującym strzeleckim instynktem i regularnością w zdobywaniu bramek - nie zainteresowały się na poważnie kluby z mocniejszych lig Europy. W reprezentacji Węgier napastnik Legii też grywał przeważnie ogony. Taki typ. Na Ekstraklasę za dobry. Na mocniejszą ligę zdaniem menadżerów za słaby. W Legii stał się symbolem. Dał klubowi tytuł mistrzowski - bo jak inaczej mówić o piłkarzu, który strzelił w sezonie 48 procent bramek dla drużyny? Latem bez jego goli nie byłoby awansu do Champions League. Trzy gole wbił Zrinskiemu Mostar. Kolejną wbił Trencinowi, by w decydującej rundzie trafić także do bramki Dundalk.

Dla Nemanji zatem wielkie podziękowania za wszystkie bramki i emocji. A Legii w tym przedświątecznym czasie trzeba życzyć by zarobione na transferze Węgra środki udało się przeznaczyć na kogoś, kto będzie zdobywał bramki z równym wdziękiem i równie często.