​Kwalifikacje na skoczni Bergisel w Innsbrucku rozpoczną drugą, austriacką część rywalizacji 67. Turnieju Czterech Skoczni. Liderem jest na razie Japończyk Ryoyu Kobayashi, ale teraz zacznie się dla niego prawdziwa próba charakteru. Znak zapytania trzeba postawić też przed goniącym Japończyka Marcusie Eisenbichlerze. Czy w Innsbrucku petardę odpalą biało-czerwoni?

Postawa Eisenbichlera, który zajmował drugie miejsce w Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen to niespodzianka, bo Niemiec na początku sezonu pozostawał w cieniu swoich kolegów z reprezentacji - choćby Karla Geigera czy Stephana Leyhe. Teraz wyrósł na głównego, niemieckiego faworyta do triumfu w Turnieju Czterech Skoczni. Jednak dziś i jutro musi zmierzyć się ze swoim demonem, czyli skocznią Bergisel. Przed rokiem wydawało się, że w końcu uda mu się tam przełamać. Po 1. serii zajmował drugą lokatę, ale nie wytrzymał, zepsuł drugą próbę i był ósmy. To i tak był bardzo dobry wynik, bo Eisenbichler potrafił w Innsbrucku kończyć rywalizację w trzeciej dziesiątce albo odpadać w kwalifikacjach. To dla niego równie niewdzięczne miejsce, jak Garmisch-Partenkirchen dla Stefana Krafta.

Na razie Niemiec traci 2,3 punktu do lidera TCS Ryoyu Kobayashiego. Japończyk wygrał oba dotychczasowe konkursy, jest liderem Pucharu Świata, ale czy wytrzyma rosnącą presję? Czy jest w stanie wygrać pozostałe dwa konkursy i zdobyć komplet zwycięstw jak przed lat Sven Hannavald i przed rokiem Kamil Stoch? Nie tacy jak on mieli problemy z utrzymaniem formy i koncentracji podczas tak wymagających zawodów. Na razie jednak Kobayashi to faworyt. Eisenbichler to trochę niewiadoma, choć jego strata jest minimalna.

Co na to wszystko Polacy? Dawid Kubacki jest na razie trzeci. Traci 23 punkty do lidera i ma realne szanse, by całą rywalizację zakończyć na podium. Na Kubackiego naciskać będą Norweg Andreas Stjernen i Czech Roman Koudelka oraz dwaj inni biało-czerwoni. Kamil Stoch jest na razie szósty, a Piotr Żyła ósmy. Zdaniem trenera Stefana Horngachera obaj ciągle mogą walczyć podczas Turnieju o najwyższe cele. Czy zatem jutro w konkursie na Bergisel odpalona zostanie biało-czerwone petarda? Ciekawa jest także sytuacja wymienionych wcześniej Stjernena i Koudelki. Ich postawa na niemieckich konkursach była niespodzianką. Adam Małysz mówił mi w Engelbergu, że Turniej wygrywają często zawodnicy, którzy wyskakują nie wiadomo skąd. Te warunki spełnia Eisenbichler, którego dyspozycja zaskoczyła ekspertów, ale Norweg i Czech też są poważnymi kandydatami do miana największych niespodzianek 67. edycji TCS.

Dzisiejsze kwalifikacje mogą okazać się dla zawodników wyjątkowo trudne. W ostatnich latach skoczkowie mieli często problemy z lądowaniem na skoczni Bergisel. Upadki zamknęły szanse na zwycięstwo w Turnieju choćby Richardowi Freitagowi czy Severinowi Freundowi. W 2017 roku drżeliśmy o bark i obojczyk Kamila Stocha, który w serii próbnej po lądowaniu upadł na zeskok. Pozostaje więc kwestia tego, czy w tym roku nie pojawią się tego typu problemy, które mogłoby zamknąć komuś drogę do zwycięstwa czy podium TCS. A pogoda nie sprzyja przygotowaniom na skoczni. Od wczoraj w Innsbrucku regularnie, choć z różną intensywnością, pada śnieg. A świeży, miękki śnieg to poważne utrudnienie dla zawodników. Dlatego organizatorzy już wczoraj wzięli się solidnie do pracy, a na Bergisel ściągnięto posiłki. W tym roku przygotowania do zawodów mają podwójne znaczenie, bo przecież już za kilka tygodni w położonym niedaleko Seefeld odbędą się Mistrzostwa Świata w narciarstwie klasycznym, a rywalizacja o medale będzie toczyć się także na Bergisel w Innsbrucku.