„Powinniśmy się spierać, kłócić się – bo taka jest nasza praca – ale nie walczyć ze sobą. Bardzo chciałbym, aby to święto nas jednoczyło” – mówił na dorocznym opłatkowym spotkaniu marszałek Senatu Stanisław Karczewski. Kilkadziesiąt minut później podczas prac nad prezydenckim projektem ustawy o Sądzie Najwyższym, poddał pod głosowanie wniosek formalny senatora PiS Marka Martynowskiego o natychmiastowe przejście do dyskusji, który opozycji odebrał prawo zadawania pytań, a gościom m.in. Rzecznikowi Praw Obywatelskich, udzielenia odpowiedzi. „PiS knebluje nam usta” – grzmiał wicemarszałek Senatu Bogdan Borusewicz, wcześniej również obecny na przedświątecznym spotkaniu.
Polityka to roztropna troska o dobro wspólne - przypomniał przed pobłogosławieniem opłatków metropolita warszawski kardynał Kazimierz Nycz. To słowa, które szczególnie wśród tak konserwatywnych parlamentarzystów, powinny zadziałać nawet lepiej niż przywołanie marszałka Kuchcińskiego do porządku i do rzeczy. Tym bardziej, że to definicja autorstwa Jana Pawła II.
Obserwuję, że z roku na rok, parlamentarzystom coraz trudniej słuchać takich mądrości, coraz trudniej składać życzenia kolegom spoza własnego klubu. Bo czy wypada wpadać w świąteczny uścisk z tymi, którzy "niszczą państwo prawa i wprowadzają dyktaturę", albo z "totalną targowicą, politycznymi lumpami". A nawet jeśli już staną przed sobą, to wyrzucą z siebie "zdrowia, spokoju, szacunku, słuchajmy się wzajemnie"? Może dlatego wśród świętujących nie było najzagorzalszych wojowników każdej ze stron, żeby nieszczerych życzeń uniknąć, albo nawet rękoczynów. (Pomijając posła Dominika Tarczyńskiego, który dopiero wrócił ze Stanów Zjednoczonych, gdzie ręczył za muzyków oskarżonych o zbiorowy gwałt i znany jest z tego, że po prostu lubi mówić i brylować). Inni narwańcy dali sobie spokój. "Mówię zupełnie szczerze, że nie umiałbym dzisiaj ani złożyć, ani przyjąć życzeń od panów Kuchcińskiego, Brudzińskiego, Terleckiego, którzy mnie obrażają, wykorzystują funkcję marszałka, żeby łamać prawa opozycji. Składanie życzeń w takiej sytuacji nie ma sensu" - przyznaje wprost Sławomir Nitras z Platformy. Ale z tradycji się cieszy, bo wierzy, że na opłatku można też spotkać sympatycznych ludzi. Jednak może się wydawać, że wierzy w to coraz mniej posłów Platformy, bo tych, którzy zeszli na opłatkowe spotkanie było niewielu. Kiedy zespół "Mazowsze" śpiewał kolędy, Ewa Kopacz z wysokości piętra, z dystansem, obserwowała świąteczne całusy rozdawane ponad partyjnymi podziałami m.in. przez Mariana Zembalę.
"Mazowsze" śpiewało długo. Ale "muzyka łagodzi obyczaje" tylko w wystąpieniu posła Michała Szczerby, od którego niemal rok temu, zaczął się kryzys sejmowy. Wydawałoby się, że wdziękowi zespołu ulegli marszałkowie Sejmu i Senatu, którzy znacznie lepiej przyjęli kolędy śpiewane nie przez Joannę Muchę. Niestety, tak jak ogień krzepnie i blask ciemnieje tylko w kolędach, tak polityka zamienia się w subtelną opowieść, tylko przy okazjach takich jak opłatek. Dowód? Kilkadziesiąt minut po tych słowach marszałka Senatu: "Powinniśmy się spierać, kłócić się - bo taka jest nasza praca - ale nie walczyć ze sobą. Bardzo chciałbym, aby to święto nas jednoczyło", ten sam Stanisław Karczewski na sali Senatu poddał pod głosowanie wniosek formalny senatora PiS Marka Martynowskiego, który odpiera opozycji prawo zadawania pytań w sprawie projektu ustawy o Sądzie Najwyższym. Na co wicemarszałek Senatu Bogdan Borusewicz z Platformy, również obecny na opłatkowym spotkaniu, grzmi z mównicy "PiS knebluje nam usta". Obaj zarzucają sobie łamanie prawa - z taką łatwością - jakby kontynuowali wciąż łamanie się opłatkiem. Zamiast śpiewów kolęd, w tle słychać krzyki "Wolne Sądy!". Bo opozycja podejrzewa, że PiS będzie chciał przyjąć ustawy sądowe wśród nocnej ciszy, bez zważania na ich uwagi.
I wszystko wróciło do normy, czyli do kłótni, po kilkudziesięciu minutach względnego spokoju. Jak w "Cichej nocy" Domalewskiego - można się trochę pośmiać, chociaż czasami płakać się chce. Ale przecież wszyscy to znamy. I dopóki przy Wiejskiej, chociaż na chwilę, będą w stanie wyjść do siebie i przez zęby czegoś sobie życzyć, żeby za chwilę zrobić zupełnie odwrotnie, to może się wszyscy w Polsce nie pozagryzamy. Bo jak mówi Tadeusz Cymański "jeżeli nie możemy pokochać, nie możemy polubić, to starajmy się szanować tych, na których chwilami nie możemy patrzeć".