73 lata temu „Halką” Stanisława Moniuszki zainaugurowała swoją działalność Opera Śląska w Bytomiu. To był pierwszy spektakl operowy w powojennej Polsce, a dziś Operę Śląską odwiedzamy w cyklu Twoje Niesamowite Miejsce w Faktach RMF FM. "To jest kuźnia talentów oraz niezwykłe, energetyczno-kulturalne miejsce, z którego zrodziło się wielu wspaniałych artystów. To i kobiety i mężczyźni, tancerki i tancerze, choreografowie, reżyserzy. Ci artyści, którzy stąd wyjechali , nie tylko pojechali do polskich teatrów, ale pojechali też w świat rozsławiając Operę Śląską" – mówi Bogdan Kurowski, solista, bas opery.
Pana Bogdana zastaliśmy w garderobie. To miejsce, do którego nie każdy ma dostęp. To stara garderoba, dlatego jest tu ten duch starych śpiewaków - podkreśla solista. W "Halce", która znów jest w repertuarze jest Stolnikiem. W rolę Jontka wciela się natomiast Maciej Komandera, tenor. W garderobie musimy być godzinę przed spektaklem. Mamy tu kostiumy, nasze toalety, lustra, wszystko , co nam potrzebne, żeby się upiększyć - mówi pan Maciej. W tym samym czasie do spektaklu w damskiej garderobie przygotowuje się Anna Wiśniewska-Schoppa, tytułowa Halka. Jestem czesana, przed samym wyjściem będę ubierana, a ja sama w sobie bardzo się skupiam. Wyciszam się, nie mówię nic - uśmiecha się pani Anna. Do jej krótkich włosów fryzjerka dopina warkocz. Alicja Michalska pracuje w operze ponad 20 lat. Ostatnie minuty przed spektaklem tempo pracy jest duże. Stresu już odczuwa, ale mówi , że "jest spina".
Niewielkie pomieszczenie pełne jest rozmaitych przedmiotów. Są tu szklane butelki, kieliszki, walizki i pluszowe misie z "Szeherezady", miotły z "Dziadka do orzechów", dzbanki z "Halki" i mnóstwo innych rzeczy. Tutaj czuć taki charakterystyczny zapach, kurz. Ci którzy biorą udział w targach staroci, mieliby tu swój raj - mówi Leszek Matuszewski , pracownik i nasz główny przewodnik po Operze Śląskiej.
Z panem Leszkiem z rekwizytorni udajemy się schodami w górę, do miejsca wysoko nad sceną. Tam znajduje się między innymi sznurownia czyli urządzenie służące do opuszczania dekoracji na scenę i podnoszenia ich w górę. To już zabytek. Po remoncie zamiast sznurów będą tu liny sterowane komputerowo, z elektrycznymi silnikami - wyjaśnia Leszek Matuszewski. Dekoracje powieszone są na sztankietach. To momentalnie zjeżdża na dół i można dokonać szybkiej zmiany scenografii - podsumowuje pan Leszek.
Z miejsca nad sceną schodzimy znów na dół, aż pod scenę, do pierwszego podscenia. Tam znajduje się orkiestron czyli miejsce dla orkiestry. Bo orkiestrę w operze i nie tylko w operze wpuszcza się w kanał - żartuje Leszek Matuszewski. Dodaje, że jeśli się wejdzie na miejsce dyrygenta, widzi się muzyków, artystów i widzów. W orkiestronie Opery Śląskiej odkryliśmy coś, co zupełnie z operą się nie kojarzy... kierownicę samochodową. To jest kierownica z audi, model chyba 80. To jest właściwie cała przekładnia kierownicza i służy do tego, by dopasować pulpit do dyrygenta. Każdy jest inny, każdy chce mieć swój własny kąt nachylenia i to jest proste rozwiązanie techniczne - wyjaśnia pan Leszek.
Aida, Baron Cygański, Halka, Tosca, Szeherezada, Medea, Romeo i Julia , Mały Kominiarczyk i Królewna Śnieżka - między innymi takie spektakle można obecnie podziwiać na scenie Opery Śląskiej w Bytomiu. Nad tym, aby każdy z nich przebiegł zgodnie z planem, czuwa inspicjent. Pan Leszek Matuszewski pół żartem, pół serio mówi, że to najważniejsza osoba w operze. Miejsce pracy inspicjenta wyposażone jest w specjalny interkom, przy pomocy którego można porozumiewać się z niemal wszystkimi w operze. Używając odpowiednich przycisków inspicjent kontaktuje się m.in. z garderobami, z oświetleniowcem , akustykiem, kurtyniarzem. Przez cały spektakl muszę czuwać. Mam nuty, mam wszystkie stany zapisane. Mam monitory, które też mi pomagają w pracy - wylicza Jadwiga Bacik, inspicjentka Opery Śląskiej. Przyznaje, że zdarzały się sytuacje kryzysowe, kiedy cały system się wygaszał.Takie momenty są dość stresujące , ale radzimy sobie - mówi pani Jadwiga.
W najniższej części Opery Śląskiej w Bytomiu znajduje się zabytek, który wciąż działa. To silnik elektryczny z przekładnią , która napędza naszą kurtynę przeciwpożarową. Pochodzi z lat 20. 30. XX wieku. Kurtyna jest używana zawsze po zakończeniu wszelkich prac na scenie. Kiedy ludzie schodzą ze sceny, techniczni pracownicy opuszczają kurtynę, która oddziela widownię od sceny - tłumaczy Leszek Matuszewski.
(m)