Zagadka: jak nazywa się firma, która zapewnia około jednej piątej dochodów budżetu swojego kraju i ma podobny udział w znanych zasobach gazu na świecie? Zatrudnia pół miliona ludzi, w tym również własną zbrojną gwardię, o której nie wiadomo nic, poza tym że istnieje. Obecny prezes tej firmy wcześniej zajmował stanowisko premiera, a poprzedni teraz jest prezydentem. Przedsiębiorstwo to - oprócz głównej działalności - dysponuje własnymi satelitami komunikacyjnymi obsługującymi transmisję danych agencji atomowej kraju i ministerstw, w tym obrony i finansów. Według strony internetowej firmy, za kilka lat poszerzona sieć satelitów ma doglądać interesów przedsiębiorstwa w całej Europie.
Dla ułatwienia dodam, że były prezydent, a obecny premier, w swojej pracy doktorskiej orzekł, że firma winna pełnić wiodącą rolę w budowie międzynarodowej pozycji jego kraju. Realizując ten plan, kontrolowane przez państwo przedsiębiorstwo kieruje się zasadą 'from drill to grill' i dąży do przejmowania złóż, linii przesyłowych i firm dystrybucyjnych na czterech kontynentach. Negocjuje wspólne przedsięwzięcia z Libią, współpracuje z Boliwią, zawiązuje sojusz z Nigerią, chce budować rurociąg do Europy przez Saharę, oferuje złote góry właścicielom złóż, z których konkurencja mogłaby próbować tłoczyć surowiec dla odbiorców w Europie. Szykuje się też do budowy rurociągów Nord Stream i South Stream przez morza: Bałtyckie i Czarne, tak by surowiec mógł płynąć prosto do Europy Zachodniej, bez tranzytowych kosztów i ryzyka. Przy okazji pierwsze nitki obu gazociągów i ich działające na zasadach tranzytowych lądowe przedłużenia, spotkałyby się w (należącym w połowie do firmy-zagadki) terminalu w Austrii, zamykając pętlę wokół Polski, Ukrainy, Czech, Słowacji i Węgier. Dzięki temu, jak zauważają niektórzy, możliwe byłoby odcięcie dostaw dla Środkowej Europy bez przerywania zaopatrzenia dla Zachodniej.
Ta zagadka była bardzo łatwa. To Gazprom. Teraz jeszcze łatwiejsza zagadka. Co to za kraj: jest mocno uzależniony od Gazpromu, a próby podłączenia do złóż norweskich od lat mu się jakoś nie udają. Kraj ten ma dostęp do morza, ale w czasie, gdy w Europie powstają kolejne gazoporty, w pięć lat po pojawieniu się takiego terminalu w rządowych dokumentach, w miejscu budowy udało się dopiero wykarczować drzewa, a gazowce pływają wyłącznie w symulatorze nawigacyjnym w Akademii Morskiej.
W kraju tym nie mówi się wiele o tym, że bliskowschodnie skroplone błękitne paliwo, rozprowadzane po świecie gazowcami z koreańskich stoczni, jest obecnie o wiele tańsze niż gaz z Rosji. Znaczna część rynku gazu jest związana stałymi kontraktami, ale ceny w transakcjach jednorazowych spadły w ciągu ostatnich miesięcy, nie tylko z powodu kryzysu, ale i dzięki pomysłowości Amerykanów, którzy nauczyli się wyciskać 'shale gas' ze skał. Ceny za Atlantykiem obniżyły się przez to kilkukrotnie, więc amerykańskie porty służące do importu gazu pracują na pół gwizdka, a gazowce z Bliskiego Wschodu tłoczą się w Europie. Skutkiem jest spadek cen również tutaj, europejscy odbiorcy w efekcie odwracają się od surowca z Rosji. Rosyjski gaz jest droższy, bo trzeba za niego płacić według cennika Gazpromu, związanego z poziomem cen na rynku ropy, która wciąż pozostaje droga. Chociaż w czasach niedoboru gazu taki cennik był dobry dla odbiorców, teraz stał się korzystny dla Gazpromu, Rosjanie umieścili bowiem w długoterminowych umowach klauzulę 'take or pay', która każe płacić te cennikowe stawki, nawet jeśli na surowiec nie ma chętnych i nie jest on odbierany! Teraz krajom zachodu, pozostaje prosić Rosjan, by podarowali im chociaż część płatności za nieodebrany gaz. Gazprom jednak odmawia, nawet niemieckiemu koncernowi E.ON, mimo że razem przystępują do budowy Gazociągu Północnego.
Wracając do zdanego na Gazprom 'kraju-zagadki': dysponuje on dość skromnymi, własnymi złożami, ale z roku na rok redukuje własne wydobycie. Zasobami gazu w tym państwie interesują się za to amerykańscy potentaci, w tym trzy koncerny z pierwszej surowcowej dziesiątki świata, te same które przewierciły na wylot światowy rynek gazu. Teraz w tym zagadkowym kraju wiercą już swoje pierwsze, próbne dziury w skałach i wstępnie oceniają, że miejscowe zasoby są na tyle znaczące, że mogą odpowiadać kilkudziesięcioletniemu zapotrzebowaniu państwa. Gazprom komentuje, że te złoża to daleka przyszłość, a miejscowa firma gazowa uważa wręcz, że wydobycie w ogóle się nie opłaci. Amerykanie, którzy chyba lepiej się znają na swojej technologii, są jednak innego zdania. Jeden z koncernów orzekł nawet, że to złoża kraju-zagadki są najlepsze poza USA!
A teraz trzecie zadanie dla czytelnika, znacznie trudniejsze od poprzednich dwóch. Dlaczego rząd Polski, bo to jest oczywiście właśnie 'kraj-zagadka', przedłuża i rozszerza umowę z Gazpromem? Jakie są powody, dla których przystał na zwiększenie dostaw gazu z Rosji i przedłużenie kontraktu o piętnaście lat, do 2037 roku? Szczegóły umowy są tajne, ale jeśli nic się nie zmieniło, mamy mieć w przedłużonym kontrakcie ową przemiłą klauzulę 'take or pay' oraz inne atrakcje, w tym zakaz reeksportu bez zgody Rosjan, czyli zapis, który zabrania sprzedaży, tego za co płacimy, bez zgody sprzedającego!
Według wyjaśnień rządu i PGNiG (to właśnie ta firma gazowa, która uważa Amerykanów za nadmiernych optymistów) potrzeba podpisania nowej umowy powstała dlatego, że wraz z wyrugowaniem przez Rosjan z rynku firmy RosUkrEnergo, z bilansu gazowego zniknęły nam 2 mld m3 gazu, a odpowiada to jednej siódmej krajowego zapotrzebowania. Gazprom zgodził się wypełnić tę lukę. W zamian jednak nie tylko będziemy kupować dłużej i więcej. W nowej umowie, opłaty za przesył gazu do Niemiec przez nasze terytorium mają być zmniejszone, a po usunięciu Gudzowatego, udziały w spółce EuroPolGaz, kontrolującej tranzyt, podzielone po równo między Gazprom i PGNiG. Zmianie ma również ulec statut EuroPolGazu w kwestii dotyczącej podejmowania decyzji. Dotąd w podzielonym na pół zarządzie, wskazywany przez polską stronę prezes miał głos decydujący, chociaż w razie sprzeciwu, jego weto mógł podważyć rosyjski przewodniczący rady nadzorczej. Według służb prasowych PGNiG, odtąd te mechanizmy mają być zniesione i wszystkie decyzje mają zapadać jednogłośnie. Nie wiadomo jednak, czy w statucie albo innych regulacjach dotyczących zasad działania władz spółki, nie są schowane "języczki u wagi".
Czy luka rzeczywiście jest tak znacząca, że trzeba podpisać umowę z najdłuższym terminem w portfelu Gazpromu? Gazu wcale nam nie brakuje. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby go zabrakło, a i teraz, mimo luki, magazyny są pełne. Kryzys sprawił, że główny polski odbiorca gazu - przemysł chemiczny, pracuje na zwolnionych obrotach, a do tego zimy są ostatnio łagodne. Rząd wyjaśnia, że będą w Polsce budowane elektrownie na gaz. Faktycznie taka energia oznacza znacznie mniej CO2 niż w przypadku węgla. Problem w tym, że te elektrownie zużywają na razie tylko papier, na którym je opisano. Powstaną najwcześniej za kilka lat.
Nikt oczywiście nie wie, czy i kiedy luka zacznie nam doskwierać. Czy kryzys skończy się za dwa lata, czy za pięć. Nie wiadomo też, czy zimy będą nadal łagodniejsze niż wieloletnia średnia. Tyle, że za trzy i pół roku gazoport ma być gotowy, a gdyby tak od razu powstał w docelowym kształcie, można by przezeń sprowadzać nie tylko gaz z mało atrakcyjnego kontraktu katarskiego, ale i dodatkowe 6 mld m3 po cenach rynkowych. Czy trzeba przedłużać umowę i zobowiązywać się do odbioru większej ilości gazu w czasie, gdy inni chcą negocjować z Rosjanami zmniejszenie dostaw? Czy nie warto poczekać na wyniki badań Amerykanów? Oczywiście ceny gazu mogą znó pójść w górę, ale chyba nawet sam wicepremier Waldemar Pawlak nie potrafi przewidzieć kiedy i o ile.
Ostatnio wiele się dyskutowało o tym, czy generał Jaruzelski prosił o przysłanie armii radzieckiej, czy też nie. Dla mnie to żadna różnica, ale jak ktoś lubi się zastanawiać nad istotą relacji między władzą sowiecką i jej namiestnikiem w Polsce, to proszę bardzo. Osobiście uważam, że od tego, co było 28 lat temu ważniejszy jest kontrakt gazowy, który ma obowiązywać 28 lat, warty dziesiątki miliardów złotych.
Interesuje mnie to również jako adresata rachunków za gaz oraz jako ojca przyszłych adresatów. Jako obywatel i przedstawiciel ludu, chciałbym od koalicji obywatelsko-ludowej uzyskać odpowiedzi na moje wątpliwości. Wyjaśnijcie mi po co nam ta umowa? Mogą być same wykresy i tabelki. Dam sobie radę.
Na zachętę oferuję napój bardzo mocno gazowany typu Igristoje. W razie nieodebrania, nie trzeba za niego płacić.