Polskim lekarzom i pielęgniarkom brakuje podstawowych środków do ochrony przed wirusem, a nas przekonuje się, że maska raczej szkodzi niż pomaga. Do Czech docierają w tym czasie transporty z milionami sztuk maseczek. Transporty z Chin oczywiście. W dobie epidemii przytłaczająca większość masek powstaje właśnie tam. Kto zaskarbi sobie łaskę Chińczyków może liczyć na dostawy.

REKLAMA

Na początku marca pewien były polityk, a obecnie współwłaściciel cieszącej się fenomenalnym wzięciem firmy PR zasiadł w studio RMF FM w Warszawie w takiej zasłonie na ustach i nosie. "Przyniosłem maseczkę, bo jestem zszokowany tym, co się dzieje i ogólnie mam dobrą zabawę, na granicy: wypisuję się z gatunku ludzkiego" - mówił gość, żartując z obaw przed koronawirusem.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Adam Hofman: Zwariowaliśmy. Jak mamy zasłonięte usta maseczkami, to tak naprawdę mamy zasłonięte oczy i inne ważne tematy przemykają jak pociąg

Zmarnował jednorazową maseczkę. Trzy tygodnie później, każda jest cenna, potrzebna lekarzom. Szpitale alarmują, że nie mają jak chronić swoich pracowników przed zarażeniem..

Jednocześnie słyszymy uparcie powtarzane twierdzenie, że nie ma pewnych naukowych dowodów na to, że maski zatrzymują wirusy. Przekonuje się nas, że kto nie leczy, kto nie opiekuje się chorym albo sam nie jest chory, nie powinien nosić takiej ochrony. Argumenty brzmią: to nic nie daje, co najwyżej szkodzi, a w dodatku jakoby wzbudza panikę. Podobne rekomendacje powtarzane są we wszystkich krajach Zachodu. Takie zalecenia wydaje WHO, która gdy wybuchła zaraza w Chinach... krytykowała zawieszanie połączeń lotniczych i powtarzała, by nie panikować i nie stygmatyzować Chińczyków.

Obawiam się, że głównym powodem zniechęcania do noszenia masek jest właśnie to, że wszędzie, poza niektórymi krajami Azji, ich po prostu brakuje, nawet dla lekarzy.

Tak się składa, że właśnie w tych krajach panuje pogląd, wspierany tam przez wielu lekarzy, według którego podczas epidemii maski powinni nosić wszyscy. Tak się również składa, że to w tych krajach udało się zdusić epidemię. Przyjmuje się, że to się udało dzięki społecznej dyscyplinie. Nikt nie pyta, na ile pomógł w tym fakt, że w Chinach, Japonii, Korei Południowej czy Singapurze masowo używano maseczek.

Wydaje się, że zdrowy rozum podpowiada, by przyjrzeć się temu poglądowi. Zastanowić się dlaczego podczas epidemii np. z metra w Taipei nie wolno było korzystać bez maski, dlaczego na Dalekim Wschodzie rozdawano maski mieszkańcom i dlaczego taką ochronę postanowiły umożliwić swoim obywatelom władze krajów za naszą południową granicą. W czeskim Wyszkowie sprowadzone z Chin maseczki można kupić w... automacie.

Ochrona zdrowia

Cytowany przez tygodnik "Time" naukowiec z Chinese University of Hong Kong David Hui mówi: "Jeśli znajdziesz się naprzeciwko kogoś kto jest chory, maska da pewną ochronę". Specjalista w dziedzinie chorób zakaźnych Joseph Tsang i konsultant władz szpitalnych Hong Kongu dodaje zaś: "Noszenie maski nie tylko chroni noszącego przed zakażeniem, ale też minimalizuje ryzyko zainfekowania otoczenia".

Zastanówmy się zatem, czy skoro ponad 40% zarażonych przejmuje wirusa od osób bez objawów, to czy nie byłoby lepiej, gdyby wszyscy mieli maseczki, żeby nie zarażać innych? Czy zmuszeni do pracy, w szczególności sprzedawcy, w tym aptekarze czy kurierzy albo kierowcy, nie powinni mieć masek dla własnej ochrony? Czy naprawdę mamy wierzyć w argument, że się nie da nas nauczyć prawidłowo zakładać, zdejmować i pozbywać się masek? Każdy widział zdjęcia z ulic Seulu, stacji kolejowych w Tokio, czy sklepów w Hong Kongu. Czy Polacy nie zdołaliby też nauczyć się odpowiednio używać ochrony na twarz? Czy rzeczywiście mamy wierzyć w to, że noszenie masek wzbudza niepotrzebną panikę? Teraz? Chyba uspokaja...

Przekonywanie, że maskę powinien nosić tylko chory doprowadza do sytuacji, w której nawet lekarze przyjmują pacjentów w przychodniach i ambulatoriach bez masek. "Przecież nie jestem chora" - tak mówi mojemu przyjacielowi lekarzowi jego koleżanka z pracy, która przyjmuje codziennie dziesiątki pacjentów.

Chiny rządzą

Oczywiście pozostaje najsilniejszy i bezwzględnie bezdyskusyjny argument: skoro masek brakuje, to należy możliwie najwięcej przekazać służbie zdrowia. Jednocześnie nie wiemy, jakie są zapasy masek w Polsce. Nikt nie informuje, jaka jest produkcja, ile można sprowadzić. Ile jest potrzebnych teraz, a ile będzie, gdy w szpitalach znajdzie się znacznie więcej zarażonych ludzi.

Wiadomo za to, że w USA zapasy masek medycznych oceniano niedawno na 30 milionów sztuk, a potrzeby ocenia się już na 3,5 miliarda. Wiadomo też, że we Francji ponad miliard masek przeterminowało się w magazynach, a francuscy miliarderzy - wzorem Czechów i Słowaków - starają się teraz o import samolotami z Chin.

Również we Francji grupa prawników chce w imieniu lekarzy postawić przed trybunałem stanu premiera i byłą minister zdrowia. "Gdy rządzący doszli do wniosku, że nie są w stanie zapewnić masek na czas, zaczęli nas przekonywać, że maski są zbędne. Z naszego punktu widzenia była to deklaracja własnej niekompetencji i powód do kolejnych kłamstw, bo przecież tych masek w ogóle nie było na składzie" - mówi adwokat grupy.

Wróćmy do tego, że zdecydowana większość maseczek świata powstaje w Chinach. Chińska państwowa agencja prasowa podaje, że dziś dziennie w Chinach wytwarza się prawie 200 milionów masek, w tym setki tysięcy medycznych, z filtrem N95/FFP2. Oczywiście ceny są wyższe kilkanaście razy niż w zeszłym roku.

Uzależnieni od wszechmocnej partii producenci z Chin mogą teraz wybierać odbiorców. Cały świat jest na ich łasce. Polska nie ma co liczyć na dostawy maseczek od sojuszników z zachodu, w tym z Ameryki, gdzie próbuje się pilnie uruchomić własną produkcję. Są tylko Chińczycy.

Na razie Polska uzyskała z Chin kilkadziesiąt tysięcy sztuk, a tylko jedna z chińskich fabryk dziennie wytwarza 5 mln maseczek.

Polecam podcasty "Wielkie pieniądze, wielki świat" - ostatnie odcinki w całości poświęcone są pandemii koronawirusa: