Nie wiedziałem, że nocami po górach snują się ludzie!

REKLAMA

Wybrałem się razem z synem na jeden z moich ulubionych szczytów. Podziwialiśmy listopadowy zachód słońca. Na górze były jeszcze trzy osoby, gotowe wracać do schroniska w ciemnościach. Szczególnie zaimponował mi jeden z nocnych marków, doskonale wyposażony starszy pan, który dosłownie zjadł na górach swoje zęby. Wyznał, że nie poprzestanie na dotarciu do schroniska. Planował kilkugodiznne zejście w doliny.

Ale zaskoczenie czekało na nas w drodze powrotnej. Kiedy robiło się już całkiem ciemno, minęliśmy samotnego, nieoświetlonego piechura. Miał przed sobą trzy godziny marszu na szczyt.

Zachód słońca, rozumiem. Ale czego (oprócz szlaku) szukają ci ekstremalni turyści w leśnych ciemnościach? Samotności, ucieczki, guza?

A może po prostu nie mają czasu za dnia?

W każdym razie, po powrocie do miasta, sprawdziłem ofertę tzw. czołówek.

(Zdjęcia: Kuba Zieliński)