Śmierć męża najdłużej panującej królowej kiedyś najważniejszego imperium świata to poważne wydarzenie, ale poczucie humoru księcia i jego niechęć do etykiety oraz sztywnej atmosfery sprawiły, że trudno nie docenić dziś jego wybryków. Te często złośliwe żarty przez pozbawionych poczucia humoru sztywniaków uważane są za żenujące gafy.
20 lat temu, kiedy miałem szczęście być dziennikarzem BBC w Londynie, Wielka Brytania żyła kolejną gafą księcia. Podczas wizyty z Australii, gdy królowa przebywała w Sydney, książę udał się z wizytą do mleczarni w Wagga Wagga, gdzie odmówił nałożenia na głowę ochronnego czepeczka.
Podczas gdy rojaliści przyjęli tę odmowę ze zrozumieniem, tamtejsza prasa, hołdująca raczej świętemu australijskiemu egalitaryzmowi, wytykała Filipowi, że czapeczka ochronna obowiązuje wszystkich, bo włos męża koronowanej głowy jest tak samo niepożądany w serze, jak każdy inny. Mimo, że wówczas niemal 80-letni małżonek królowej nie miał już wiele włosów na głowie, pisano, że mleczarnia będzie musiała wyrzucić produkcję serów z całego dnia. Nie wiem, jak się skończyła ta historia, ale dziś zamrożony ser z włosem księcia byłby pewnie wart fortunę.
Philipp Schleswig-Holstein-Sonderburg-Glücksburg nie lubił formalności. Najlepszym dowodem jest to, jak nudziło go odsłanianie tablic i przecinanie wstęg. Kiedyś, podczas jednej z takich uroczystości pocieszał organizatorów, że jego żony co prawda nie ma, ale on jest przecież "drugim odsłaniaczem tablic". Z kolei na podobnej ceremonii w Kanadzie uroczyście ogłosił: Otwieram to coś, nie wiem co to jest. Pytany o swoje ceremonialne obowiązki uciął kiedyś zniecierpliwiony: Każdy głupi potrafi składać wieniec.
Ten nieposkromiony język Filipa pod koniec lat 60. sprawił, że stał się on bohaterem patriotów na wschodzie Europy. Zapytany o to, czy zamierza odwiedzić Związek Radziecki, odparł: Chciałbym pojechać do Rosji bardzo, chociaż ci bandyci zamordowali połowę mojej rodziny.
Książę popisywał się poczuciem humoru, które nawet u zdystansowanych Brytyjczyków wywoływało czasem oburzenie, a niektóre jego uwagi w dzisiejszych czasach byłyby zapewne traktowane jeszcze poważniej, bo książę prowokował biorąc na cel drażliwe obszary kwestii rasowych czy majątkowych.
35 lat temu, podczas wizyty w Chinach, ostrzegał studiujących tam młodych Brytyjczyków, że "jeśli zostaną dużo dłużej, to będą mieć skośne oczy". Dwa lata wcześniej, w Kenii po przyjęciu prezentu od przedstawicielki miejscowej społeczności zapytał ją: Kobietą jesteś, prawda?. Kpił też z aktywistów broniących zagrożonych gatunków zwierząt, pytając ich, dlaczego nie grzmią, skoro koty masowo mordują ptaki i wypadałoby przekonywać do ochrony ptaków, poprzez zabijanie kotów.
W erze koronawirusa, nie sposób pominąć też opowiedzianego kiedyś przez księcia kawału o Chińczykach, którzy "zjedzą wszystko co ma cztery nogi i nie jest krzesłem, ma dwa skrzydła i nie jest samolotem i to co pływa, a nie jest okrętem podwodnym", jak również innego incydentu z Australii, gdzie poproszony o pogłaskanie koali Filip odmówił, wyjaśniając: "Mógłbym zarazić się jakąś straszną chorobą".
Nieco później, wizytując Węgry i rozmawiając tam z rodakiem rzucił: Niemożliwe, że mieszkasz tu tak długo, bo miałbyś większy brzuch. Wiele lat później - rozmawiając z pewnym trzynastolatkiem, który zamierzał zostać astronautą - ocenił, że ten musiałby zrzucić kilogramy, żeby spełnić to marzenie.
Nie ma się co dziwić, że niektóre dowcipy księcia zjednały mu zaprzysięgłych wrogów. Tak było choćby na początku lat 80., kiedy w czasie kryzysu gospodarczego na Wyspach Filip oświadczył: "Wszyscy mówili, że potrzebują więcej wolnego, że pracują za długo (...), a teraz znów narzekają, że są bezrobotni" albo na końcu lat 90., gdy podczas wizyty w Walii zauważył, iż grupa młodych niesłyszących stoi tak blisko orkiestry z Karaibów, że "nic dziwnego, że są głusi".
Brytyjczycy wstydzili się czasem z powodu bezpośredniości księcia Edynburga, ale też prasa nazwała go "narodowym skarbem", właśnie z powodu rzadkiej wśród elit umiejętności walenia prosto z mostu. Mianem skarbu obdarzyli go dziennikarze, mimo że sami padali ofiarą wybuchów złośliwości księcia. Szefowi telewizji ChannelFour powiedział: "A to ty robisz ten chłam", zaś dziennikarzowi The Independent, którego spytał, po co przyszedł i usłyszał, że został przecież zaproszony, odparł: "Ale nie musiałeś przychodzić".
W ostatnich latach życia książę wcale nie stracił formy. Wizytując jeden z brytyjskich szpitali uśmiechnięty podzielił się z pielęgniarką z Filipin obserwacją: Filipiny muszą być wyludnione, bo wy tu wszyscy obsługujecie NHS (służbę zdrowia). Nie zwracając uwagi na tragiczny kontekst, w Afganistanie zdradził bojowniczce o prawa dziewczynek do nauki, że: "Dzieci chodzą do szkół, bo rodzice ich w domu nie chcą", zaś w Bangladeszu na spotkaniu z młodzieżą zwrócił się do zebranych: No to kto tu brał narkotyki. On chyba brał. Z kolei na Wyspach Salomona, poinformowany o tym, że przyrost naturalny sięga 5 procent wypalił: Jesteście nienormalni.
Gwiżdżąc na komentarze pełne oburzenia, jako dziewięćdziesięciolatek ocenił też na widok młodej kobiety ubranej w sukienkę z zamkiem błyskawicznym na całej długości: Jakbym to rozpiął, to byłbym aresztowany.
Rzadko zdarzało się, by ktoś dawał odpór tym bezczelnym kpinom. Elton John na przykład nie bardzo wiedział co powiedzieć, gdy książę na widok Aston Martina piosenkarza stwierdził: A, to Twój jest ten okropny samochód, często go mijamy, kiedy jedziemy do zamku w Windsorze. Ale zdarzały się wyjątki. Pewien brytyjski polityk, którego rodzice pochodzili z Jamajki, zapytany przez księcia "Z jakiej egzotycznej części świata pochodzisz?" odparł: "Z Birmingham".
Philip zostawia po sobie znacznie więcej takich wspomnień. Według księcia "kiedy mężczyzna otwiera drzwi samochodu żonie, to albo ma nowy samochód albo nową żonę". Kiedyś usłyszano jak podczas oficjalnej wizyty, wołał do swojej żony, z którą spędził prawie 74 lata, żeby przestała paplać i już przyszła.
Tych gaf na pewno było znacznie więcej, nie wszystkie zostały zauważone i opisane. Cierpkie żarty być może wiązały się z frustracją wynikającą z jego życiową rolą. Zapytany w latach 90. o to, jak się w niej czuje, odpowiedział, że wolałby dalej służyć w marynarce. Podobno podczas koronacji zapytał Elżbietę, skąd ma taki kapelusz.
Kilkanaście lat temu Philip miał powiedzieć, że w razie reinkarnacji chciałby "powrócić jako śmiertelny wirus, by przyczynić się nieco do rozwiązania problemu przeludnienia".
Dziś pewnie by powiedział, że tak naprawdę najwyraźniej zmarł już ponad rok temu.