Mieszkam teraz w samym środku miasta. Rano wychodzę z bramy na brukowaną, ozdobioną stylowymi latarniami ulicę pod wezwaniem świętego. Nie robiąc więcej niż sto kroków mogę wpaść na kawę do jednego z dziewięciu lokali.

REKLAMA

Tym razem wybrałem knajpkę wyspiarską. W środku anglojęzyczne gazety, Internet i mieszane, polsko-brytyjskie towarzystwo. Przy stoliku pod oknem mieszkający w Krakowie znajomy przedsiębiorca z Londynu.

Pokazał mi palcem na wielkie tytuły: Guardian: „Rosja ostrzega Polskę w sprawie tarczy”, Telegraph: „Rosja grozi nuklearnym atakiem na Polskę”, Times: „Rosja straszy Polskę atakiem atomowym” Independent: „Rosyjskie atomowe ostrzeżenie dla Polski”.

Wdałem się z przedsiębiorcą w dyskusję o pokoju i wojnie, Gruzji, Polsce, historii, patriotyzmie i pragmatyzmie.

„Ten wasz dziwny patriotyzm doprowadzi nas tu wszystkich do katastrofy. Dlaczego nie możecie się pogodzić z tym, że jesteście słabym i biednym, chociaż sympatycznym narodem? Spojrzeć na własną historię samokrytycznie, przestać zgrywać wiecznie pokrzywdzonych bohaterów i nauczyć się wreszcie, że jeśli nie da się wrogów pokonać, należy się z którymś z nich zaprzyjaźnić?”

Próbowałem mu mówić, że wróg to wróg i że mamy potężnych przyjaciół. Chciałem dodać, że Polska właśnie dostała zachodnie gwarancje bezpieczeństwa, ale ugryzłem się w język. Komu ja to mówię;

Anglikowi!?

Wróciłem do domu, żeby przejrzeć polską prasę. Włączyłem też telewizor, a potem radio. Było tak, jak się spodziewałem. W naszych mediach, informacje o buńczucznej wypowiedzi generała Nogawicyna średnio się przebiły. Niektóre gazety tylko o tym wspomniały, część stacji milczała, a inne pominęły drobną okoliczność, że generał mówił o ataku bronią atomową!

Jąłem się zastanawiać skąd niechęć do tego mocnego przecież newsa. Po przejrzeniu najpoczytniejszej gazety i programu telewizyjnego przypuszczenie, że media pragną chronić narodowe morale pomijam jako absurdalne. Pomyślałem więc, że chodzi o to, by nie siać w długi weekend nieuzasadnionej paniki. Może rzeczywiscie nie ma sensu straszyć, bo po pierwsze Ruskom tylko o to chodzi, a po drugie, to i tak tylko takie gadanie.

Tylko po pierwsze, po co Ruscy mieliby straszyć Polaków? Przecież strategiczne decyzje, w tym o budowie tarczy, podejmowane są i tak przez kilku facetów w garniturach.

Po drugie, wydarzenia w Gruzji podpowiadają, że Ruscy nie tylko gadają. Zresztą wcale mnie to nie dziwi. Historia już pokazała, że w warunkach gospodarczego boomu autorytarne państwo bez specjalnej wizji rozwoju, za to z kompleksem pokonanego imperium, szybko zamienia asertywność w agresję.

Pozostaje więc inne wyjaśnienie.

Chodzi o to, by nie siać paniki uzasadnionej.