Fortepian i akordeon – coś dla salonu i coś dla ludu? Na jakich instrumentach zagra Mateusz Morawiecki, tworząc nową rządową melodię? Jakie dobierze do niej słowa? I do czyjej wrażliwości spróbuje się odwołać, biorąc udział w politycznym koncercie życzeń? Wiele podpowie nam jego exposé, ale już teraz możemy sporo powiedzieć o tym, jak zamierza dotrzeć do widzów spektaklu pod tytułem „Władza”.
Mateusz Morawiecki w nowej roli szybko przemówił. Najpierw jeszcze w Pałacu Prezydenckim, gdzie oficjalnie rozpoczął misję tworzenia nowego (choć starego na razie) rządu, a później w studiu Telewizji Trwam. Szczególnie ta kilkudziesięciominutowa rozmowa pozwala wsłuchać się w język nowego szefa rządu. Interesujące jest nie tylko to, co mówi, ale też jak to robi.
Trudno nie odnieść wrażenia, że - przynajmniej na razie - premier Morawiecki próbuje iść dwiema zupełnie różnymi ścieżkami. Dla jednych - "po prostu iść", jak wielu zwykłych obywateli. Dla drugich - "dumnie kroczyć", jak wybrańcy dostępujący szczególnej godności. Ile w tym rozdwojeniu zaplanowanej strategii, a ile przypadku? - trudno powiedzieć. Na razie możemy wsłuchać się w słowa nowego szefa rządu, a później śledzić, czy któraś ze ścieżek wygra. Czy dzięki takiemu językowemu duetowi dotrze do dwóch różnych od siebie światów - czy też może oba światy do siebie zrazi?
Mateusz Morawiecki nie stroni od eksperckiego, fachowego języka. Chętnie pokazuje, że zajmuje się konkretnymi problemami - często skomplikowanymi i nie do końca zrozumiałymi dla przeciętnego odbiorcy. Nie zawsze jednak umiejętnie tłumaczy, co kryje się za tajemniczymi dla wielu sformułowaniami, po które sięga.
Gdy mówi o polityce klimatycznej i węglu, nowy premier odnotowuje, że "Unia Europejska podkręca bardzo mocno cele emisyjne, także BAT-y - Best Available Techniques". Morawiecki cieszy się z działań, które "do bilansu emisyjnego pozwolą zaliczyć absorbcję dwutlenku węgla przez nasze lasy". A gdy mówi o rozwiązaniach wywalczonych przez ministra Szyszkę na szczycie klimatycznym w Paryżu przyznaje, że muszą być "przekonwertowane". Tu się jednak poprawia i mówi, że muszą być "przetransponowane na prawo Unii Europejskiej".
W innym miejscu premier podkreśla, że stawia na "inwestycje greenfield, czyli na zielonym polu". Wspomina o "miksie energetycznym". A wreszcie przekonuje, że "nasza innowacyjność realizowana poprzez program elektromobilności przyczynia się i będzie się przyczyniać w bardzo widoczny sposób do redukcji zatrucia naszego środowiska". Ale - jak mówi pan premier - o tym pewnie "można długo deliberować". Bez dyskusji natomiast dodaje, że przyjmowanie uchodźców "to jest nasza krajowa prerogatywa". I stwierdza, że "dzisiejsze uwarunkowania ustawowe nie pozwalają na zróżnicowanie", czyli zastosowanie kwotowej waloryzacji emerytur.
Następca Beaty Szydło nie tylko jednak jawi się jako technokratyczny urzędnik, ale też chętnie sięga do kulturowego kanonu, choćby do literatury antycznej. Stwierdza na przykład, że w relacjach z naszymi "adwersarzami" - jest czasem tak trudno, że "jesteśmy między Styllą a Charybdą różnych uwarunkowań". Gdy mówi o klęskach żywiołowych, zauważa, że "vis maior czasami działa - nie wiemy kiedy - i trzeba się zabezpieczyć". A gdy chce tchnąć optymizmem, ocenia, że budżet na 2018 rok jest tak dobry, że "naprawdę sursum corda!"
Jest jednak jeszcze jeden - zupełnie inny - przekaz nowego pierwszego ministra. Eksperckie bon moty sąsiadują w nim z wieloma obrazowymi zwrotami i wyrażeniami zrozumiałymi dla każdego. Jakby chciał zadośćuczynić powiedzeniu, zgodnie z którym "bliższa ciału koszula niż sukmana". Kiedy więc nowy premier przekonuje, że interesuje go tylko Polska, jednocześnie tłumaczy, że "samorządy, administracja centralna, ludzie i firmy - wszyscy jesteśmy kołami w tym samym polskim wozie".
Pytany o przyszłość górnictwa, mówi z kolei, że jesteśmy trochę "między młotem a kowadłem" - tak opisuje rozdźwięk między interesami polskich kopalni a unijną polityką klimatyczną. W tym opisie posuwa się zresztą dalej. Idziemy wąską ścieżką, wąską Orlą Percią tatrzańską i musimy bardzo uważać, żeby nie spaść w jedną albo drugą stronę, w przepaść - ostrzega Mateusz Morawiecki. Ale jednocześnie prezentuje się jako zatroskany opiekun, a może i krawiec: Kołderkę, która jest trochę za krótka, za każdym razem próbujemy w taki sposób ułożyć, żeby było jak najmniej szkody dla naszego górnictwa i dla naszej energetyki.
Uchyla "rąbka tajemnicy". Dużo mówi o pieniądzach, w oczywisty sposób przywołując skojarzenia z Janosikiem. Zabieramy pieniądze mafiom i przestępcom podatkowym i przekazujemy je ludziom - tłumaczy. Za chwilę cieszy się, że państwo może przeznaczać pieniądze na cele społeczne. Serce rośnie! Jednocześnie przypomina, że dzieląc budżet trzeba "oglądać każdą złotówkę przy wydawaniu".
Poprzednikom zarzuca, że wyprzedawali "srebra rodowe". Rząd, w którym pracował przez ostatnie dwa lata, oczywiście chwali. Osiągnęliśmy sukces taki, że nasi partnerzy z Unii Europejskiej przecierają oczy - mówi premier Morawiecki i wskazuje na walkę z zadłużeniem państwa. Ustawia się "po dobrej stronie mocy" i przypomina, że "żyć na kredyt - jak nasze babcie mówiły - to czasami jest ryzyko". Mówi też o uszczelnianiu systemu podatkowego i przekonuje, że dzięki ściganiu wyłudzaczy VAT-u mamy "realne pieniądze, a nie plany w tabelkach, na papierze". Jednocześnie podkreśla, że małe i średnie polskie firmy to dla niego "oczko w głowie".
Kreśląc plany dotyczące polityki międzynarodowej, nowy premier zapowiada pracę nad "odklejaniem bardzo krzywdzących łatek, które niektórzy próbują nam przyklejać". Stwierdza, że "nasi przeciwnicy próbują nas wziąć w kleszcze". A jednocześnie zauważa, że politycy w Europie "rakiem wycofują się z decyzji" w sprawie przyjmowania uchodźców.
Pytany o trudne relacje polsko-ukraińskie sięga po osobiste wyznanie. Moja mamusia pochodzi ze Stanisławowa - tam się urodziła i tam żyła - mówi Mateusz Morawiecki i dodaje, że to od niej usłyszał o tym, co działo się na Wołyniu. Nigdy nie potrafię o tym myśleć inaczej niż ze łzami w sercu - wyznaje. Wrażliwy na krzywdę, choć technokrata. Wszystko w jednym wywiadzie...
Czy taka gra na dwóch retorycznych fortepianach okaże się kluczem do sukcesu? Czy oba instrumenty okażą się dobrze zestrojone i stworzą harmonijną melodię bez fałszu? Czas pokaże... Choć może w tym przypadku nie o dwa fortepiany chodzi, a raczej o salonowy fortepian i bardziej ludyczny akordeon.