Byli urzędnicy stołecznego ratusza odpowiadają przed komisją weryfikacyjną. Prezydent Warszawy odpowiada im na portalach społecznościowych. Reprywatyzacyjny spektakl odgrywany jest na dwóch scenach i na obu głównym bohaterem jest Hanna Gronkiewicz-Waltz. Choć konsekwentnie nie pojawia się na scenie głównej tego przedstawienia.
Gdy wybuchła afera reprywatyzacyjna, Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiadała prześwietlanie wszystkich wątpliwości. Przekonywała, że jak nikt inny jest zainteresowana wyjaśnieniem sprawy. To będzie takie prucie od 1990 roku, przez poszczególne lata - obiecywała i zapewniała: Chcę to wyczyścić do cna, do dna. Jednak zapowiadany przez nią wtedy audyt zewnętrzny nie powstał, bo fiaskiem zakończyły się konkursy, w których ratusz próbował wybrać kontrolerów.
Dziś prezydent stolicy powtarza, że bardzo zależy jej na pełnym wyjaśnieniu sprawy. Ale - jak zastrzega - to nie może być przedstawienie teatralne, w którym główną rolę będzie odgrywał prezydent miasta stołecznego Warszawy". Mówi, że powinny się tym zajmować służby, które są konstytucyjne, a ratusz i ona sama jest do ich dyspozycji. Komisja weryfikacyjna nie jest natomiast według Hanny Gronkiewicz-Waltz organem działającym w zgodzie z konstytucją. Ratusz więc nie wysyła swoich przedstawicieli na rozprawy komisji. Pojawienia się przed nią odmawia sama prezydent Warszawy, ale jednocześnie zapewnia, że jej urząd współpracuje i nadal będzie współpracować z komisją weryfikacyjną. Na każde wezwanie wysyłamy jej dokumenty - mówi Hanna Gronkiewicz-Waltz.
To moment, w którym u przeciętnego obserwatora sceny politycznej mogą pojawiać się pytania o konsekwencję. Jeśli prezydent stolicy nie przychodzi na rozprawę, podważając prawne umocowania komisji - dlaczego na jej prośbę wysyła do niej dokumenty? Czy wówczas uznaje umocowanie komisji w systemie prawnym i legalność jej działania? I jak traktować słowa polityków opozycji, którzy nie tak dawno mówili o niekonstytucyjności ustawy tworzącej komisję, a dziś w niej pracują? Czy wchodząc w jej skład, nie legitymizują bezprawnych - jak oceniają - działań? To węzeł wątpliwości, który trudno szybko rozsupłać.
Nawet jeśli Hanna Gronkiewicz-Waltz - jak mówi - nie chce grać głównej roli w reprywatyzacyjnym spektaklu, oczywiste jest, że to właśnie ona znajduje się w centrum teatralnej sceny i to na nią skierowane są główne reflektory. Nawet jeśli prezydent stolicy nie poddaje się reżyserowi tego przedstawienia i występuje na scenie alternatywnej, wydając oświadczenia dla mediów czy zabierając głos w mediach społecznościowych. Z jednej strony zapewnia sobie w ten sposób komfort unikania niewygodnych pytań i komentowania tylko tych wypowiedzi świadków zeznających przed komisją, które uznaje za warte odnotowania. Odpowiada tylko na wybrane przez siebie zarzuty. Z drugiej jednak strony pozbawia się możliwości bezpośredniej konfrontacji z innymi aktorami i zderzenia z ich narracją. Jednocześnie naraża się na zarzut, że unika odpowiedzialności czy też ma coś do ukrycia.
Porzucając scenę główną, prezydent Warszawy nie pomaga w budowaniu pełnowymiarowego obrazu tego, co działo się w czasie zwrotu nieruchomości. Co więcej - pozwala na to, by ten obraz odmalowywały osoby, którym ona sama odmawia wiarygodności. Trudno mi traktować osoby, które zwolniłam dyscyplinarnie, jako wiarygodnych świadków - przekonuje. Zeznającym przed komisją byłym pracownikom ratusza zarzuca, że "zwyczajnie oszukali". Mówi, że ukrywali istotne dokumenty dotyczące zwrotu konkretnych nieruchomości, a teraz próbują zmyć z siebie odpowiedzialność za podejmowane działania. Okazuje się, że nikt nie był dyrektorem, nikt nie był specjalistą, nikt nie wydawał żadnych decyzji - mówi Hanna Gronkiewicz-Waltz. W ten sposób odpowiada na zeznania byłych urzędników, według których prezydent miasta miała "pełną wiedzę" na temat decyzji reprywatyzacyjnych.
Pytanie - czyj przekaz bardziej przebije się do świadomości obserwatorów? Czy to, co w ramach wielogodzinnych przesłuchań transmitowanych przez telewizję powiedzą świadkowie? Czy to, co na kilkuminutowych briefingach prasowych pokazywanych w Internecie, powie prezydent Gronkiewicz-Waltz? Jasne, że każdy ma tu swoje interesy i próbuje o nie zadbać. Warto o tym pamiętać, słuchając argumentów i relacji poszczególnych aktorów pojawiających się - zarówno na scenie głównej, jak i na tej alternatywnej. Zresztą nie tylko aktorzy mają tu do osiągnięcia konkretne cele. Podobnie jest przecież z tymi, którzy wyznaczają kierunek prac komisji weryfikacyjnej.
Nie zabraknie na pewno widzów, którzy oceniając to przedstawienie, skupią się właśnie na tym elemencie. Nie od dziś przecież przy okazji prac komisji weryfikacyjnej słyszymy komentarze, że w całej sprawie chodzi przede wszystkim o politykę... Tyle, że różne strony sporu widzą ją w zupełnie innych miejscach. Prawo i Sprawiedliwość przekonuje, że na prezydent Warszawy ciąży - co najmniej - polityczna odpowiedzialność za to, co działo się przy okazji reprywatyzacji. Przedstawiciele Platformy Obywatelskiej udowadniają, że sama komisja weryfikacyjna to nic innego jak czysta polityka i nagonka na Hannę Gronkiewicz-Waltz. Udowodnienie, że tak nie jest - będzie jednym z największych wyzwań stojących przed komisją - i jej szefem - co ważne, politykiem - wiceministrem sprawiedliwości Patrykiem Jakim.