Chyba każdy z nas miał w dzieciństwie ochotę dać prztyczka w nos własnemu proboszczowi albo sfaulować wikarego na szkolnym boisku. Mijający tydzień pokazał, że niektórym tak już zostało. Dorośli spoważnieli, założyli blogi, rodziny i konta na Facebooku. Nie wyzbyli się jednak dziecięcego marzenia, które teraz spełniają przez pośrednika.
Przeglądając w ostatnich dniach blogosferę można by dojść do wniosku, że jej znacząca - i, co ważne, do tej pory ekstremalnie lewicowa część - wybrała się na jakąś pielgrzymkę albo wakacyjne rekolekcje oazowe. Sezon ogórkowy ma swoje prawa - to wiadomo i trudno z tym dyskutować. W czasie suszy nie tylko szosa sucha, a przymus pisania bywa czasami silniejszy od racjonalnych argumentów i chłodnej logiki...
Wymiana uprzejmości między proboszczem z Jasienicy a arcybiskupem Hoserem jeszcze się dobrze nie zaczęła, a już bloger Azrael - przedstawiający się jako antyklerykał - ogłosił: "Ksiądz Lemański wygrał". Próba nacisku i zamykania ust nie udaje się. Dla wielu wiernych ks. Lemański już stał się bohaterem - do czego, oczywiście, nie dąży. Za nim stoi tylko chęć mówienia prawdy i odwaga jej mówienia. To dla skostniałego kościoła polskiego jest nad wyraz niebezpieczne. Dekret abp Hosera, zamykający usta ks. Lemańskiemu, już teraz jest tylko papierem bez wartości - przekonywał na blogu, bez zmrużenia oka przenosząc na grunt kościelny kategorie wzięte z polityki, którą zazwyczaj komentuje. Nikt już nie uwierzy w dobre intencje Kościoła - grzmiała, w podobnym do Azraela tonie wicemarszałkini Sejmu Wanda Nowicka. Dorzuciła jeszcze, że polski Kościół pokazał swoje prawdziwe oblicze, obalił mit o swoim duszpasterskim zaangażowaniu i w ogóle daleki jest od demokracji. "Nuda, rutyna i odgrzewane kotlety" - powiedzieliby nieżyczliwi, a tych - zwłaszcza w sieci - nie brakuje. Może i tak, ale jak się klika...
Mijały godziny, a później dni. Główny bohater zręcznie dawkował napięcie i prowokował domysły. Zdezorientowani internauci snuli absurdalne teorie na temat tego, w jak perwersyjnie obrzydliwy sposób skrzywdzony został 52-letni kapłan. Moim zdaniem to próba przykrycia porażki Platformy w Elblągu i brudnej kampanii, w tym podsłuchów ("Taśmy Wilka") - oceniał, rzucając temat w otchłanie całkowitej abstrakcji bloger Piotr Stróż. Absurdalna zabawa się rozkręcała. Tylko nieliczni mieli odwagę przyznać się do tego, że wychodzi im to bokiem, a Kościołowi nie przynosi ani chwały, ani tym bardziej pożytku. Im więcej wokół doniesień o kolejnych odsłonach sporu ks. Lemańskiego z abp. Hoserem, tym większą mam ochotę odwrócić się, by nie patrzeć na to zawstydzające widowisko - pisał na blogu Szymon Hołownia. Lemański to dobry, nieprzeciętny kapłan, który ma równie nieprzeciętny dar działania ludziom na nerwy, a którego główną wadą jest, że gdy się nakręci, zachowuje się jak pięcioletni Jaś - podkreślał publicysta.
Gdy w końcu stało się jasne, o co poszło w sporze proboszcza z biskupem, w sieci dało się odczuć jęk zawodu i zażenowania. Pytanie abp. Hosera, czy jest obrzezany jest traumatycznym przeżyciem dla gościa po 50-tce - Żenada - pisał jeden z twitterowiczów. Inni próbowali obrócić sprawę w żart i zalecali proboszczowi z Jasienicy wizytę u laryngologa. Hoser pytał czy jest ostrzeżony albo obeznany, a on się przesłyszał i jest dym - sugerowali z przymrużeniem oka.
To nie ks. Lemański został skrzywdzony... Skrzywdzonymi możemy się czuć my, wierni. Skrzywdzonymi poziomem naszego kleru. Dotyczy to każdej strony tego konkretnego kościelnego konfliktu. W obu wypadkach widać brak klasy - podsumowała całą sytuację legendarna dziennikarka i opozycjonistka z czasów PRL Janina Jankowska. Zastrzegła, że nie podoba się jej zarówno pytanie hierarchy, jak i egocentryczna reakcja księdza. Polski Kościół Katolicki wymaga chrześcijańskiego Odrodzenia. Może jakiś nowy impuls przyjdzie od papieża Franciszka? Jedyna nadzieja - dodała na końcu.
No właśnie! Jak ma się ta cała afera do papieża Franciszka i jego pomysłów na Kościół? Warto zadać to pytanie zwłaszcza w sytuacji, gdy wielu komentatorów uznało spór Lemański-Hoser za mecz pomiędzy Kościołem a’la Franciszek a resztą ( w ich mniemaniu anachronicznego, mówiąc najdelikatniej) kościelnego świata. Ile w tym prawdy, a ile chciejstwa i mrzonki? Odpowiedź nasuwa się sama, gdy popatrzymy, co robił papież, gdy jego kolega po fachu zajmował się opowiadaniem wszystkim, jaki to z niego skrzywdzony bidulek.
Papież Franciszek polecił usunąć swój pomnik umieszczony w ogrodzie przylegającym do katedry metropolitalnej w Buenos Aires. Kolejna cegiełka w zbiorze zachowań niestandardowych ani w Kościele, ani w ogóle w świecie - czytamy na blogu Ewy Kiedio z katolickiej "Więzi" w notce pod wymowny tytułem "Franciszku, nie jesteś stąd". Dziennikarka opisała dziwnie znajomy nam sposób, w jaki nad Wisłą podchodzi się do pomysłów następcy Benedykta XVI, który fascynuje, ale na odległość. Cóż, jego fanaberia, że nie jeździł limuzyną, nie chce mieszkać w pałacu i że nie cieszą go pomniki. Jest to rodzaj dziwactw przywiezionych spoza Europy, ale pewnie uda się go w końcu ucywilizować − niech tylko przyjedzie z pielgrzymką do Polski - podkreśliła ironicznie. Na koniec przypomniała, co też symptomatyczne, że Kościół nie zaczyna się i nie kończy na hierarchach i przesłanie Franciszka skierowane jest nie tylko do nich. No właśnie...