Zbigniew Boniek rozpoczął rządy od mocnych uderzeń - już podczas wyborów dostało się kilku zasiedziałym działaczom, ale znokautowany został Grzegorz Lato. A w zasadzie cała jego ekipa.

REKLAMA

Takich szczerych wyznań jak na wczorajszej konferencji nie słyszeliśmy (oficjalnie) od piłkarskich działaczy już dawno. Zaczęło się od siedziby, czyli najgorszego interesu ostatnich lat w (europejskiej?) piłce. Przepłacona działka, wyrzucone w błoto miliony, których nie da się już odzyskać, kretyński projekt budynku z tarasem i hotelem dla działaczy - minusy tego pomysłu można mnożyć w nieskończoność.

Ta inwestycja byłaby nieopłacalna - mówił wczoraj Zbigniew Boniek. Ekipa poprzedniego prezesa... nie wiedziała o tym, nie chciała wiedzieć? Pewnie nie za bardzo ją to obchodziło, bo wtedy związkowe pieniądze traktowano jak złotą kartę bogatego tatusia.

Salwę śmiechu na wczorajszej konferencji związku wywołało szczere wyznanie Bońka, jakoby najlepszą fuchą w związku była posada kierowcy, który tylko w 2012 roku z nagród zdołał uzbierać 100 tysięcy złotych. Do tego jeszcze regularna pensja i mamy zarobki, jakich mogą mu pozazdrościć kierowcy z czołówki rajdowych mistrzostw Polski. No chyba że kierowca byłego prezesa był niespełnionym talentem i do F1 nie dostał się tylko przez brak szczęścia.

Ciekaw jestem, ile jeszcze trupów wypadnie z PZPN-owskiej szafy, do której działacze już nie będą śpiewać "niech nam żyje prezes naszego klubu". Bo o ile nie są to tylko krótkotrwałe podrygi Zbigniewa Bońka, to wygląda na to, że wreszcie ktoś zrobi w związku porządek, a stara gwardia zderzy się z nową rzeczywistością, w której życie działacza nie będzie już krainą mlekiem i miodem płynącą.