Polskich piłkarzy czeka w Podgoricy niełatwe zadanie. Muszą wygrać nie tylko z rywalem, który - choć nie straszy nazwą - to będzie trudnym przeciwnikiem, ale też z całą otoczką, która w stolicy Czarnogóry jest naprawdę wyjątkowa.
Po drugie: murawa. W takich warunkach atmosferycznych utrzymać trawę na boisku to nie lada wyczyn, który wymaga odpowiedniej wiedzy, ale też zaplecza sprzętowego. Wygląda na to, że Czarnogórcy w ogóle nie zaprzątają sobie tym głowy. Oprócz tego, że w wielu miejscach ubytki trawy zastąpiono chwastami (wyglądają mi na mocno przystrzyżone mlecze), to dziur w murawie nie sposób zliczyć. Piłka może tu podskakiwać jak szalona, a i o kontuzję też nie będzie trudno.
Po trzecie: stadion. Opiekunowie boiska postanowili chyba po prostu dopasować murawę do standardu całego obiektu. Oczywiście jest oświetlenie i skromne zaplecze dla zawodników, ale jeśli ktoś był tylko na nowoczesnych polskich stadionach (tak, wreszcie możemy tak powiedzieć!), to może przeżyć szok. Zacieki, kałuże, niewymieniane od lat krzesełka, prowizoryczne zabezpieczenia przed wejściem na murawę… długo by wymieniać. Jeśli ktoś myśli, że Stadion Narodowy w Warszawie ma kiepski dojazd, to powinien przyjechać tutaj. Jedna wąska uliczka, malutki parking i domy mieszkalne kilka metrów od stadionu - o drogę ewakuacyjną nawet nie śmiałem zapytać. Zresztą nie było kogo.
Kiedy w ramach poznawania miasta postanowiłem wybrać się na stadion chwilę przed konferencją prasową, nie zobaczyłem tam nikogo. Bez problemu wszedłem do klubowego budynku, następnie na pustą mini-salkę dla dziennikarzy. To jednak nie zaspokoiło mojej ciekawości, więc zszedłem dwa piętra niżej, a tam w pełnej krasie ukazały mi się szatnie zawodników, pokój dla delegatów i sędziów. Uprzejma pani, która po chwili się tam pojawiła, zdobyła się jedynie na uśmiech, ale zapytać, skąd jestem i co tu robię, już nie chciała. Prosto z szatni wszedłem na murawę, gdzie mogłem wejść na każdą trybunę i tam przenocować. Jedyny ochroniarz wdał się w dyskusję, chwaląc polskich chuliganów (ponoć są najlepsi w Europie!), i opowiadał trochę o tym, jak to Śląsk robił zadymę. Dodam tylko, że kolejna grupa dziennikarzy, która wraz z rzeczniczką PZPN chciała przejść przez jedyną bramę do środka, została przez tego samego pana odesłana z kwitkiem…
Czy Podgorica jest gotowa przyjąć ponad 1000 polskich kibiców i zapewnić im bezpieczeństwo, nie mówiąc już o piłkarzach? Nie muszę chyba odpowiadać.