Kiedy po raz pierwszy usłyszałem nazwisko Stephane’a Antigi w kontekście objęcia polskiej kadry, potraktowałem to jako żart. Dosłownie. Ale coraz bardziej przekonuję się do tego szalonego pomysłu.
Czegoś takiego w polskiej siatkówce nie było od dawna. Po Anastasim reprezentację dostanie w swoje ręce zawodnik, którego możemy oglądać co tydzień na rodzimych parkietach, który jeszcze nigdy nie prowadził żadnej drużyny w roli trenera. Nigdy.
Dla sceptyków pocieszający jest na pewno fakt, że asystentem żółtodzioba będzie doświadczony szkoleniowiec Phillipe Blain, który ma na koncie kilka sukcesów z francuską kadrą. Ale niezadowoleni z takiego wyboru selekcjonera i tak wciąż mają worek argumentów przeciwko tej kontrowersyjnej decyzji. I z częścią z nich trudno się nie zgodzić.
Ja też martwię się o to, jak Antiga pogodzi grę w Skrze z prowadzeniem kadry, jak wpłynie to na kontakty z zawodnikami, jak on sam poradzi sobie w sytuacji, w której nigdy nie był. Jednak patrzenie na ten nowy układ w kadrze przez konwencjonalne ramy mija się z celem. To układ bez precedensu, w którym pierwszy trener ma dużo mniejszą wiedzę niż jego asystent, w którym rolą Antigi będzie głównie tworzenie atmosfery, zadbanie o absolutnie najlepszy możliwy skład reprezentacji oraz skuteczne mobilizowanie podopiecznych. Trenerskim warsztatem zajmie się już Blain, a o jego warsztat martwić się nie musimy.
Wariactwo? Na pewno. Ryzyko? Ogromne. Może być ciekawie. A co Wy sądzicie o tych zmianach? Zapraszam do dyskusji w komentarzach!