Układ Sykes-Picot jest od stu lat symbolem, słowem kluczem dla każdej niemal rozmowy o polityce międzynarodowej toczącej się na Bliskim Wschodzie. Dla Arabów i Kurdów jest on często dowodem knowań Zachodu, jego arogancji i chęci dominacji nad Bliskim Wschodem. Jego znaczenie w arabskiej kulturze politycznej można porównać do tego, jakie konferencja w Jałcie odgrywa w polskiej narracji historycznej, a traktat z Trianon - w pamięci zbiorowej Węgrów.

REKLAMA

Choć traktat Sykes-Picot został podpisany 16 maja 1916 roku przez szefów dyplomacji Francji (Paula Cambona) i Wielkiej Brytanii (Edwarda Greya), przeszedł do historii pod nazwiskami ich podwładnych, którzy faktycznie brali udział w negocjowaniu traktatu - sir Marka Sykesa i François Georges-Picota. Sam ten fakt określenia go nazwiskami dwóch średniej rangi dyplomatów wskazuje, że układ nie był początkowo postrzegany jako nader istotny. Sam dokument jest krótkim, dwunastopunktowym opracowaniem rozgraniczającym sfery wpływów Francji i Wielkiej Brytanii na terenach Bliskiego Wschodu, które mocarstwa te spodziewały się uzyskać po pokonaniu Imperium Osmańskiego. Najważniejszym elementem traktatu jest załączona doń mapa, na której przy pomocy linijki oraz niebieskiej i czerwonej kredki nakreślono granice. Te linie na mapie pokrywają się w znacznym stopniu ze współczesnymi granicami Syrii, Iraku, Jordanii, Izraela i Libanu.

Układ Sykes-Picot został zawarty jako tajne porozumienie brytyjsko-francuskie. Jego doniosłość wynika z tego, że był on pierwszym z dokumentów, w których europejskie mocarstwa kolonialne zaprojektowały podział terytoriów Azji Mniejszej, odebranych przeciwnikowi Ententy - Imperium Osmańskiemu. Strona francuska, przy aprobacie brytyjskiej, zdecydowała się notyfikować o porozumieniu trzeciego z sojuszników w Wielkiej Wojnie - rząd carskiej Rosji. Ponad rok później, w listopadzie 1917 roku po zdobyciu przez Bolszewików władzy doszło tam do opublikowania wszystkich tajnych traktatów zdobytych w kancelarii rządu carskiego - w tym traktatu Sykes-Picot.

Upublicznienie dokumentu było szokiem dla arabskich nacjonalistów, którzy od 1915 roku otrzymywali od Wielkiej Brytanii zapewnienia o poparciu korony brytyjskiej dla ich walki z Imperium Osmańskim i planów utworzenia niezależnego państwa arabskiego po wojnie. Skalę wstrząsu obrazują słowa jednego z nich, libańskiego chrześcijanina, dyplomaty i historyka George Antoniusa. Dwie dekady później nazwał on układ "szokującym dokumentem będącym produktem chciwości w jej najgorszej odmianie; zdumiewającym przykładem dwulicowości". Oburzenie i trauma jaką wywołał dokument były analogiczne do wstrząsu jaki doznali Polacy po "zdradzie jałtańskiej". Jednak dalsze losy symbolu porażki wobec imperialistycznej polityki mocarstw jakim stał się "Sykes-Picot" bardzo różniły się w obydwu kontekstach.

Przez kolejne dziesięć dekad traktat Sykes-Picot był w kulturze politycznej świata arabskiego symbolem knowań Zachodu. Układ dwóch europejskich potęg kolonialnych, których faktyczne wpływy w regionie stopniały w latach pięćdziesiątych XX wieku stał się figurą, symbolem ingerencji Zachodu w wewnętrzne sprawy świata arabskiego, a zarazem wygodnym wytłumaczeniem niemocy jego przywódców i wyjaśnieniem przyczyn słabości politycznej Arabów. Tak prezentowali go przywódcy nacjonalizmu arabskiego, dyktatorzy i islamscy fundamentaliści: Gemal Abdel Naser, Saddam Husejn, czy Osama bin Laden. Ostatnim z serii arabskich populistycznych liderów arabskich sięgających w swojej retoryce do układu Sykes-Picot jest samozwańczy kalif Państwa Islamskiego Abu Bakr Al-Bagdadi. Bojownicy tej organizacji po zajęciu w 2014 roku terenów iracko-syryjskiego pogranicza świętowali niszczenie infrastruktury granicznej wznosząc okrzyki o pogrzebaniu układu Sykes-Picot.

Czy zatem rzeczywiście układ z 1916 roku dokonał sztucznego podziału osłabiającego Arabów? Państwa narodowe jakie powstały na gruzach Imperium Osmańskiego: Liban, Syria, Irak, Izrael i Jordania, pomimo dotykającej je niestabilności politycznej, wykazały przez dekady zdolność przetrwania. Fakt ich długiego trwania ani nie potwierdza założeń europejskich mocarstw kolonialnych (jak chcieliby nieliczni apologeci kolonializmu), ani im nie zaprzecza (jak twierdzą ostatnio islamscy fundamentaliści). Zasadniczym problemem wszystkich projektów politycznych na BW alternatywnych do - będącego dziedzictwem układu - systemu państw narodowych jest niejednorodność etniczna i wyznaniowa społeczeństw zamieszkujących Lewant. Dlatego też, choć mocarstwa kolonialne na początku XX wieku wytyczyły granice państw ignorując lokalne odrębności, to zarazem stworzyły one względnie trwałe państwa na bazie istniejących już wcześniej, odrębnych - libańskiej, syryjskiej czy irackiej - tożsamości.

Propagowany przez dekady projekt panarabski operował wyobrażoną wspólnotą narodu arabskiego, który jako nowoczesny projekt polityczny nigdy nie istniał i który dopiero zamierzano zbudować. Symbolem porażki nacjonalizmu arabskiego były cztery dekady równoległego funkcjonowania reżimów panarabskiej partii Baas w Iraku i w Syrii - krajach oddzielonych na mapie prostą kreską traktatu Sykes-Picot. Pomimo, propagowania tej samej panarabskiej ideologii, w praktyce Syria Hafeza Asada i Irak Saddama Husajna pozostawały ze sobą we wrogich relacjach, a w 1991 roku ich wojska starły się w boju na terenie Kuwejtu. Podważyło to wyobrażenie o jedności arabskiej sztucznie zniszczonej przez kolonialistów. Podobne przeszkody napotka projekt pan-islamskiej wspólnoty wiernych którego realizację rozpoczęło Państwo Islamskie. Pomimo całej retoryki o braterstwie wiernych, w praktyce najwyższe stanowiska w organizacji zajęte są przez Irakijczyków, a przez wielu mieszkańców wschodniej Syrii dżihadyści ISIS traktowani są jako iraccy okupanci. Odrębności lokalnych grup etnicznych, plemion i klanów są prawdopodobnie najważniejszym czynnikiem powstrzymującym ekspansję Państwa Islamskiego.

Europejskie mocarstwa kolonialne, choć słusznie krytykowane za dekady aroganckiej, hegemonicznej polityki na Bliskim Wschodzie, przyczyniły się jednak do powstania państw, które przez sześć dekad w sposób względnie pokojowy dostarczały stabilności i względnego dobrobytu swoim mieszkańcom. Implozja Iraku i Syrii na początku XXI wieku miała wiele przyczyn jednak układ Londynu i Paryża sprzed stu lat odegrał tu już jedynie minimalną rolę.