27 lipca br. mija 20 lat od tragicznego wypadku, jaki wydarzył się na 101. km autostrady A4 w okolicy wsi Legnickie Pole, w którym zginął nasz kolega Andrzej Młodzik, technik z oddziału RMF FM Wrocław. To był piątek, upalny lipcowy dzień, godzina 10:00. Czerwone Renault Megane prowadzone przez Andrzeja wpadło w wyrwę na nawierzchni autostrady, przejechało na drugi pas i zderzyło się z innymi autami. Samochód stanął w płomieniach, kierowca zginął na miejscu. Za 2 dni miał świętować urodziny swojej ukochanej żony Agnieszki.

REKLAMA

Pochodził z Bielska-Białej, chodził do technikum w Katowicach, studiował telekomunikację na Politechnice Wrocławskiej. W połowie lat 90. jeszcze jako student dołączył do zespołu nowo powstającego oddziału RMF FM we Wrocławiu. Był odpowiedzialny za obsługę urządzeń nadawczych i sprzętu w oddziałach w zachodniej i północnej Polsce. Jeździł po Polsce bardzo dużo, zdarzało się, że wciągu miesiąca pokonywał 10 000 km, znali go i cenili koledzy i koleżanki z innych oddziałów. Doceniali jego fachowość, ale też oryginalny dowcip i styl bycia. Wizyta Andrzeja w oddziale to zawsze było miłe wydarzenie. Do tej pory pamiętają zawieszki Andrzeja na komputerze: "Zanim zaczniesz pracę zresetuj komputer i... napij się kawy".

Po 20 latach najbliżsi i przyjaciele Andrzeja wspominają tamten tragiczny dzień i opowiadają o Andrzeju. "Zawsze mogłam na niego liczyć, był odpowiedzialny i wspierający, był moim najlepszym przyjacielem i nigdy już potem takiego nie miałam" - mówi we wspominkowym reportażu żona Agnieszka. Dzieli się także swoim swoimi wspomnieniami z 10 lat, jakie spędziła z Andrzejem.

"Przyjazny, niezwykle miły, uczciwy, prawy, od razu wiesz, że to jest człowiek, z którym można kraść konie" - wspomina Marek Gładysz, korespondent RMF FM z Paryża.

Jego ówcześni szefowie są zgodni, to był jeden z najbardziej lojalnych i zaangażowanych pracowników jakich miała ta stacja. To był "prawdziwy Patriota RMF-u" - mówi w reportażu Wacław Sondej, były dyrektor oddziału RMF FM we Wrocławiu.

Z wielkim wzruszeniem o Andrzeju opowiada Maciej Sas, przyjaciel i kolega z pracy w radiu, dzięki któremu Andrzej trafił do RMF FM. Do dziś w samochodzie wozi okulary Andrzeja znalezione tuż po wypadku.

"To, co mi nigdy nie wyjdzie z głowy, to jego głos i postura" - wspomina Tomasz Dykiert, przyjaciel Andrzeja. Niedawno, instalując nowy telewizor, natknął się na kabelek optyczny do transmisji dźwięku, który dostał od Andrzeja ponad 20 lat temu. Spasował idealnie. W jakiś mistyczny sposób Andrzej ciągle wraca. O Andrzeju mówi w reportażu, że "potrafił swym ciepłem, serdecznością, kindersztubą, bardzo szybko zjednywać sobie ludzi. "Odcisnął mocno stempel w moim serduchu" - dodaje.

O Andrzeju mówią wszyscy jednakowo - brakuje Andrzeja, tęsknimy za nim.

Pamiętamy. Przyjaciele z RMF FM.