Jeśli nie wiemy, co to jest nic, to to jest 20 milionów złotych. Z punktu widzenia budżetu państwa to jest kwota niewielka, którą Senat na pewno znajdzie. Ale z punktu widzenia Państwa Polskiego to jest problem. I to na kilku płaszczyznach.
Zacznijmy od filozofii prawa konstytucyjnego. Stara zasada prawa wywodząca się jeszcze od ojców liberalizmu głosi, że obywatelowi wolno wszystko, czego mu prawo nie zabrania, zaś państwu wolno tylko tyle, ile prawo mu nakazuje. Nie ma nigdzie (być może jeszcze) nakazu dofinansowania przedsięwzięć i instytucji, których właścicielem są kościoły lub związki religijne. Oczywiście można oszukiwać. Tak np. Platforma Obywatelska dofinansowywała nie budowę Świątyni Opatrzności Bożej, lecz budowę muzeum w tejże świątyni. Niechże się zatem teraz koledzy p. Schetyny nie oburzają, gdy Senat znajdzie podobną ścieżkę dla dofinansowania Szkoły z Torunia. Tak jak wtedy, tak i dziś, absmak pozostanie.
Zapyta ktoś w tym miejscu o Fundusz Kościelny. Tu mamy do czynienia z kolejnym źródłem prawa jakim są umowy. W tym przypadku państwo polskie (występujące pod nazwą Polska Rzeczpospolita Ludowa) umówiła się z Episkopatem Kościoła Rzymskokatolickiego w Polsce, że w ten sposób zrekompensuje straty finansowe, jakie poniósł on w wyniku polityki odbierania majątków kościelnych (niemałych) w latach 50-ych. Dysponentem tego funduszu jest jednak minister spraw wewnętrznych i administracji, czyli urzędnik państwowy. Za moich czasów (czyli 15 lat temu) wynosił on ok. 80 mln złotych, z czego k. 67 mln to koszty ubezpieczenia zdrowotnego i społecznego zakonnic i zakonników oraz misjonarzy. Uznano, że osoby te pracują na rzecz społeczeństwa i nie otrzymują wynagrodzenia, więc tego rodzaju świadczenia im się należą. Z pozostałych pieniędzy wspierano remonty zabytkowych kościołów, głownie w środowiskach wiejskich, niezdolnych do samodzielnego zebrania środków na ten cel. Ale który kościółek, w jakim zakresie, decydował wspomniany minister w porozumieniu z ministrem kultury. Z tych pieniędzy można by dać Toruniowi, kosztem innych przedsięwzięć - to rada dla Senatu.
Jest jeszcze inny aspekt konstytucyjny. To zasada równości podmiotów. Jeśli pieniądze z budżetu państwa w postaci dotacji, a nie w wyniku postępowania konkursowego, dostanie Szkoła z Torunia, to co na to inne szkoły. Zwłaszcza te plasujące się wyżej w rozmaitego rodzaju rankingach. Dlaczego dotacji z budżetu nie dostawie Wyższa Szkoła Tego i Owego w Picimontku, której zasługi dla lokalnego rynku pracy, rozładowania napięć społecznych itp., są równie duże. Tak, nawiasem mówiąc, problem prywatnych szkół wyższych jest poważniejszy niż tylko biznesowy. Ale to temat na inne opowiadanie.
Reasumując, Ojciec Rydzyk pewnie te 20 milionów dostanie. Dostanie też 27 milionów na poszukiwanie wód termalnych. Nie żałuję Mu tych pieniędzy. Ale idea państwa prawnego nieco ucierpi.