Socjaliści chcieliby zastąpić Donalda Tuska. O tym, że obecny szef Rady Europejskiej jest niewidoczny, nie ma inicjatywy, nie spotyka się z ważnymi politykami i lekceważy Parlament Europejski – wszyscy od dawna wiedzą.
Jednak przyczyna zmiany na stanowisku szefa Rady Europejskiej, o której się obecnie mówi, wynika nie tylko z oceny jego działań (czy raczej ich braku), ale także z kalkulacji politycznych największych grup w Parlamencie Europejskim. Socjaliści, którzy są drugą co do wielkości siłą w PE stracą bowiem ważne stanowisko - szefa europarlamentu.
Zgodnie z umową między socjalistami a chadekami pięcioletnia kadencja przewodniczącego Parlamentu Europejskiego jest dzielona po połowie. Socjalista Martin Schulz traci więc w styczniu 2017 roku swoje stanowisko na rzecz chadeka. Wtedy powstanie nierównowaga w układzie sił, bo chadecy wraz z nowym szefem europarlamentu będą mieli aż trzy najważniejsze stanowiska w UE. Chadekami są bowiem także szef KE Jean Claude Juncker i szef Rady Europejskiej Donald Tusk. Socjalistką jest szefowa unijnej dyplomacji - Włoszka Federica Mogherini, ale jej stanowisko ma nieco mniejszą wagę.
Gdy stracimy stanowisko szefa PE, na pewno zażądamy rekompensaty - przyznaje Bogusław Liberadzki, eurodeputowany z grupy socjalistów. Trzech chadeków na ważnych stanowiskach, to byłaby zbyt duża nierównowaga.
Gdzie socjaliści będą szukać rekompensaty? Juncker ma 5-letnią kadencję, jest więc nie do ruszenia. Natomiast Tusk jest mianowany na 2 i pół roku jedynie z możliwością przedłużenia o kolejne 2 i pół roku (tak jak było w przypadku docenianego Belga Hermana Van Rompuy’a). Kilku rozmówców z Europejskiej Partii Socjalistycznej przyznało więc w rozmowie ze mną, że socjaliści będą chcieli zmiany na stanowisku szefa Rady Europejskiej. Tuska zastąpiłby socjalista.Mamy obecnie 11 socjalistycznych rządów, nie może tak być, że nie będziemy odpowiednio reprezentowani w Unii - mówi mi jeden z socjalistów.
W grudniu minie pierwszy rok urzędowania Tuska. Wśród socjalistów da się wyczuć podenerwowanie jego postępowaniem. Przecież on w PE zachowuje się tak jakoby to nie był jego parlament - wyrzuca z siebie urażonym tonem jeden z socjalistów.
Socjaliści nie atakują jednak Tuska na razie otwarcie i bezpośrednio. Ich szef Gianni Pittella tylko raz publicznie skrytykował byłego polskiego premiera za jego nieobecność podczas ważnej debaty w sprawie uchodźców (Tusk miał wytłumaczenie, że był wtedy w Turcji na Bliskim Wschodzie). Jednak współpracownicy Pittelli powiedzieli mi, że jest on urażony tym, iż mimo starań nie udało mu się do tej pory spotkać z Tuskiem.
Były polski premier sprawuje swoją funkcję już prawie rok, jednak ani razu nie spotkał się także do tej pory z całą grupą polityczną socjalistów, mimo że taką tradycje spotkań zapoczątkował jego poprzednik.
Z kolei Paweł Graś (starszy doradca ds. polityki i komunikacji - przyp. red.), który oficjalnie powinien zapewniać kontakty z europarlamentem, jest w ogóle nieznanym eurodeputowanym. Wchodzi i wychodzi razem z Tuskiem, tutaj nie bywa - powiedział mi eurodeputowany z PO.
Tusk nie rozumie wagi europarlamentu, co może go drogo kosztować. Jedyną szansą byłaby dla niego kanclerz Niemiec Angela Merkel, która go promowała na stanowisko szefa RE...
Gniewne pomrukiwania na temat Tuska słychać także ze strony Francuzów i Włochów. Ci pierwsi wciąż mówią, że zachowuje się jakby nadal był polskim premierem. Włosi denerwują się, że nie rozumie ich stanowiska w sprawie uchodźców. W obu tych krajach rządzą socjaliści.
A co na to Tusk? Podkłada się, daje argumenty, że jest nieskuteczny - uważa jeden z moich rozmówców w PE. Może więc także ze względów merytorycznych nie być zgody na przedłużenie mu mandatu. Tusk także rzadko pojawia się w mediach zarówno polskich jak i zagranicznych. Przez cały rok tylko dwa razy spotkał się z polskimi dziennikarzami w Brukseli. Teraz, na tydzień przed wyborami, prawdopodobnie znowu zechce zaistnieć...