W ostatnich dwóch latach nie pojawiła się większa szansa na poprawę stosunków z Komisją Europejską. Wizyta szefa polskiej dyplomacji w Brukseli rozbudziła wielkie nadzieje na przełom. Frans Timmermans, wychodząc ze spotkania z Jackiem Czaputowiczem, ogłosił: "Mam nadzieję, że uda nam się znaleźć rozwiązanie (sporu ws. praworządności - RMF FM) w ciągu kilku tygodni lub miesięcy". Nigdy jeszcze nie widziałam, by Timmermans był tak optymistyczny i zadowolony po rozmowach nt. Polski.
Wiceszef KE promieniał wręcz z zadowolenia i sądzę, że nie tylko dlatego, że zjadł dobry lunch w rezydencji naszego ambasadora (tatar z łososia z kurkami, roladki z soli z sałatką z fasoli) i dostał w prezencie torebkę z pączkami i faworkami. Chociaż trzeba przyznać, że i ten gest był dyplomatycznie ważny - nareszcie ktoś pomyślał o tym, jak w sympatyczny sposób ująć wpływowego polityka zamiast obrażać go na każdym kroku.
Każdy jest człowiekiem i ma emocje, a Timmermans nie jest pod tym względem wyjątkiem. Mówienie o "urzędnikach niewybieralnych i przez nikogo niekontrolowanych" wyraźnie stało się przeszłością.
Komisja Europejska jest dla rządu Mateusza Morawieckiego pełnoprawnym partnerem rozmów, któremu należy się szacunek. Ponadto Timmermans jest i pozostanie naszym oficjalnym interlokutorem w kwestii praworządności, nawet jeżeli Warszawa próbuje go niekiedy ominąć, rozmawiając (całkiem słusznie!) bezpośrednio także z szefem KE Jean-Claude’em Junckerem.
Nie jest wykluczone, że Frans Timmermans także gra, by pokazać na zewnątrz - zwłaszcza państwom UE - że ma dobrą wolę, by odrzucić zarzuty, że się uwziął i prowadzi osobistą krucjatę przeciwko Polsce.
To jednak nie zmienia faktu, że zmiana w relacjach jest pożądana, gdyż Komisja Europejska chciałaby zakończyć spór z Polską i wyjść z niego z twarzą. Pisałam już o tym, że w Brukseli działa "efekt Morawieckiego".
Oczywiście Timmermans nie zmienił krytycznego stanowiska ws. reformy polskiego sądownictwa i przypomniał o rekomendacjach ws. praworządności. One nie zniknęły. Zgodził się jednak na rozmowy prawników, które mają doprowadzić do "okrągłego stołu", przy którym obok przedstawicieli KE i Polski zasiądą także wysłannicy państw członkowskich.
Także wczorajsze rozmowy Jacka Czaputowicza z szefem belgijskiej dyplomacji Didierem Reyndersem przyniosły zapowiedź, że Belgia skieruje swoich przedstawicieli do "okrągłego stołu".
Po spotkaniu z Fransem Timmermansem polski minister spraw zagranicznych po raz pierwszy także nie wykluczył pewnych ustępstw. Nie wykluczam pewnych modyfikacji (dot. wymiaru sprawiedliwości - RMF FM), jeżeli będą one uzasadnione i jeżeli władze w Polsce, parlament, który przyjmuje uchwały, uzna te zastrzeżenia za zasadne - zadeklarował minister.
To już pewna otwartość z naszej strony, gdyż za czasów Beaty Szydło Polska jedynie odbierała i wysyłała dokumenty. Teraz zaczęto intensywnie przekonywać do polskiej reformy sądownictwa. Teraz wyraziliśmy gotowość do pewnych zmian.
Na czym mogą one polegać? Nieoficjalnie moi rozmówcy w PiS twierdzą, że chodzi o kwestię wykonania spornych ustaw sądowych, czyli o korzystanie z władzy, o umiejętność samoograniczania się w stosowaniu tego nowego prawa, dopuszczanie do głosu opozycji - czyli o pewne korekty ustaw o sądownictwie bez zasadniczej zmiany ich wymowy czy kierunku.
Nie można także wykluczyć zmian legislacyjnych, np. po wyroku Trybunału UE ws. ustawy o sądach powszechnych.
Chwila prawdy nadejdzie już w marcu, gdy trzeba będzie odpowiedzieć na rekomendacje Komisji Europejskiej. Widać jednak chęć porozumienia po obu stronach. A to już dobry początek.