Niewiele się zmieniło od czasu, gdy pisałam mój komentarz, apelując do premiera Tuska i szefa Komisji Europejskiej Jose Mauela Barroso, by „świńską sprawę” wzięli w swoje ręce. Jest nawet jeszcze gorzej. To, co było tylko zapowiedzią eliminowania nas z rynku przez Rosję i niektóre unijne kraje – zaczęło się realizować.
Wtedy szokiem był film umieszczony w internecie przez Rosjan, który ujawnił, jak dogadują się z Moskwą przedstawiciele Francji, Holandii i Danii. Teraz transport żywych świń z Austrii do Rosji jest dowodem na kto, że są kraje UE, które nie zawahają się za plecami Polski i Komisji Europejskiej łamać unijną solidarność.
Polski premier mówi, że nie będzie rozmawiać z jakimś producentem z Austrii, ale skupi się na pracy z unijnymi komisarzami i zapewnia o dobrych kontaktach Marka Sawickiego z komisarzem ds. rolnictwa. Problem polega na tym, że sprawa dawno wymknęła się z rąk komisarzy.
Rosja od początku ignoruje komisarza ds. zdrowia konsumentów Tonio Borga. Nic nie wskórał także komisarz ds. handlu Karel de Gucht. Komisja daje się wodzić na nos. Spotkania techniczne, czyli na poziomie ekspertów (ostatnie w Madrycie) kompletnie nic nie wnoszą poza tym, że Bruksela coraz bardziej łagodzi swoje stanowisko.
Kolejne propozycje nowych świadectw weterynaryjnych są dla Polski nie do zaakceptowania. W Brukseli coraz częściej urzędnicy mówią, że Rosja zniesie embargo, ale tylko dla krajów Zachodu, a utrzyma je wyłącznie dla Polski i Litwy. Niektóre kraje Unii zaczną eksportować, a my niewiele będziemy mogli zrobić. Oficjalnie będziemy podtrzymywać stanowisko, że tego nie akceptujemy - powiedział mi niedawno (jeszcze przed austriackim transportem) jeden z urzędników Komisji Europejskiej.
Polski premier jest w błędzie, jeżeli nadal liczy na "komisarzy". To już od dawna nie jest sprawa na ich poziomie, ani na poziomie ministra rolnictwa, obojętnie czy nazywa się Kalemba czy Sawicki. Embargo to już sprawa polityczna (dochodzi do tego kontekst ukraiński). Tutaj musi zabrać głos Barroso i zdyscyplinować nie tylko Komisję, ale państwa członkowskie. Polska powinna tego ostro zażądać. Może nawet należy poruszyć tę sprawę na najbliższym szczycie UE. Trzeba także zacząć poważnie pomyśleć środkach odwetowych. I nie tylko o pozwie do Światowej Organizacji Handlu, bo procedura tam jest bardzo długa (około 2 lat). Zanim zapadnie wyrok - nasi producenci już dano padną.
Ważny jest także szacunek dla własnych służb weterynaryjnych, które robią co mogą, żeby powstrzymać afrykański pomór. Podważanie ich wiarygodności (ostatnio tego pokaz dał wicepremier Piechociński) to strzał w stopę i woda na młyn Rosji.
Afery sprzed lat w Europie Zachodniej z dioksynami czy z "szalonymi krowami" pokazują jedno - tylko odpolitycznienie służb weterynaryjnych pomaga opanować sytuację. W czasie jednego z takich kryzysów w Belgii weterynarz urósł nawet do kategorii bohatera narodowego. Przeciwstawiał się politykom i walczył z mafią. Na Litwie w związku z pomorem - główny weterynarz stanął na czele centrum kryzysowego i podlega bezpośrednio premierowi. Ma możliwość podejmowania decyzji. U nas, niestety ważniejsze są gry polityczne...