Nie jest obecnie możliwa jednomyślność w UE w sprawie stałego mechanizmu obowiązkowego rozdziału uchodźców. Chodzi o mechanizm w razie przyszłych kryzysów migracyjnych, który miał być uzgodniony przez kraje UE do końca czerwca. "Teraz wszystko w rękach szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska" - mówią naszej dziennikarce w Brukseli unijni dyplomaci. Sprawa stałego mechanizmu będzie jednym z tematów szczytu UE pod koniec tego miesiąca.

REKLAMA

Sprawa ciągnie się od 2016 roku

Ani ekspertom, ani unijnym ambasadorom, ani ministrom spraw wewnętrznych UE nie udało się wypracować porozumienia. Sprawa ciągnie się już od 2016 roku. Wówczas, Komisja Europejska, po tym jak zaproponowała w 2015 roku doraźny podział uchodźców, wyszła z kolejną propozycją, tym razem stałego rozdzielnika na wypadek wielkich kryzysów migracyjnych.

Polska i Węgry od początku się sprzeciwiają narzucaniu kwot migracyjnych. Po przeciwnej stronie stoi grupa krajów na czele z Niemcami, które uważają, że nie może być tak, żeby jakiś kraj nie przyjął ani jednego uchodźcy.

Kolejne unijne prezydencje bezskutecznie próbowały pogodzić te odmienne stanowiska. Już widać, że nie udało się tego dokonać także Bułgarom. Prezydencja bułgarska tak fatalnie prowadziła te negocjacje, że teraz stanowiska są jeszcze bardziej odległe niż były do tej pory - mówi jeden z rozmówców dziennikarki RMF FM.

Jutro na unijnym posiedzeniu ministrów spraw wewnętrznych nie tylko nie będzie próby podjęcia decyzji w tej sprawie, ale debatę zorganizowano wyłącznie w formie nieformalnej dyskusji podczas porannego śniadania przed obradami Rady UE. Wszyscy dyplomaci z którymi rozmawiała dziennikarka RMF FM przyznają, że teraz "Tusk musi się zastanowić, jak tę sprawę na Szczycie poprowadzić". Tusk ma w zasadzie tylko dwie możliwości - mówi jeden z dyplomatów Rady UE.

Wariant niekorzystny dla Polski

Tusk może zaproponować unijnym przywódcom, żeby - w związku z tym, że sprawa ciągnie się już dwa lata - zlecili decyzję radzie ministrów ds. wewnętrznych. Oznaczałoby to jednak pozbawienie Polski czy Węgier prawa weta (czyli w konsekwencji - przegłosowanie). Byłoby to zgodne z Traktatem UE, który przewiduje, że w tego typu kwestiach decyzje podejmuje się kwalifikowaną większością głosów. Zbyt długo już próbowaliśmy osiągnąć jednomyślność i nie udało się, więc pozostaje podjęcie decyzji w głosowaniu większościowym - przekonuje jeden z dyplomatów UE.

Takie postawienie sprawy utrwaliłoby jednak podział w UE i rozbudziło antyeuropejskie nastroje w krajach naszego regionu. Tusk nigdy zresztą nie popierał obowiązkowej relokacji. W grudniu zeszłego roku pisał nawet do unijnych przywódców, że jest ona nieskuteczna i podzieliła UE. W dodatku, jeżeli szef Rady Europejskiej myśli o karierze politycznej w Polsce, musiałby odpierać zarzuty, że ulega niemieckim naciskom.

Każda zwłoka - korzystna dla Polski

Tusk może także uwzględnić interesy naszego regionu i grać na zwłokę, np. zaproponować kolejny termin na znalezienie konsensusu. Kolejne przesuwanie terminu decyzji może jednak oznaczać, że w związku z przyszłorocznymi wyborami do PE sprawa zostanie w ogóle odłożona, a nawet "trafi do kosza".

Jeden z dyplomatów powiedział dziennikarce RMF FM, że takim "ostatnim momentem" na podjęcie decyzji mógłby być nieformalny szczyt UE we wrześniu, już pod przewodnictwem Austrii. Każde przesunięcie poza ten termin oznaczałoby jednak fiasko całego projektu reformy systemu azylowego (ustanowienie stałego mechanizmu jest tylko jednym z elementów tej reformy). Dla Polski byłoby to korzystne, jednak większość krajów uznałaby to za porażkę Unii. Porzucenie tej kwestii to byłaby kompletna klęska - mówi dyplomata jednego z krajów UE. Nie sądzę, żeby ta opcja wchodziła w grę, bo tu chodzi nie tylko o relokację, ale o cały pakiet dotyczący reformy systemu azylowego - dodaje.

Na razie nikt nie wie, co zdecyduje szef rady Europejskiej. Jedno jest pewne - to w dużej mierze od Tuska będzie zależało, czy Polska i kraje Europy Środkowej zostaną przymuszone do przyjmowania w przyszłości uchodźców.

(ł)