Osłabła - i to znacząco - pozycja Polski w Parlamencie Europejskim. W poprzedniej kadencji europarlamentu polscy eurodeputowani kierowali czterema komisjami PE, w obecnym rozdaniu na czele komisji stanie tylko jedna Polka: była premier Beata Szydło. A szefostwo komisji to prawdziwa władza.
Mianowanie Szydło jest oczywiście ryzykowne, bo była szefowa polskiego rządu nie zna języków. W dodatku w komisji ds. zatrudnienia decydowane będą trudne dla Polski sprawy, np. dotyczące dostępu Polaków do zachodnich rynków pracy. Dlatego o sukces nie będzie łatwo.
Platforma Obywatelska postawiła natomiast w tym rozdaniu nie na realną władzę w europarlamencie, ale na "widoczność w kraju". Biorąc stanowisko wiceprzewodniczącej PE dla byłej premier Ewy Kopacz i stanowisko wiceszefa frakcji Europejskiej Partii Ludowej dla Jana Olbrychta, PO straciła możliwość wzięcia ważnych komisji. Wizerunkowo może mieć jednak łatwiej niż PiS, bo Kopacz - która podobnie jak Szydło nie zna języków - będzie miała łatwiejszą pracę: jej funkcja jest bowiem raczej jedynie reprezentacyjna.
Prawo i Sprawiedliwość - które jest liderem jednej z najmniejszych frakcji Parlamentu Europejskiego: EKR - w porównaniu z poprzednią kadencją zachowuje stan posiadania. Delegacja PO-PSL natomiast - która jest członkiem największej frakcji: EPL - ma funkcji o wiele mniej niż w poprzednim rozdaniu, kiedy to jej przedstawiciele stali na czele aż 3 komisji: Jerzy Buzek szefował komisji ds. przemysłu, Danuta Hübner - komisji ds. konstytucyjnych, a Czesław Siekierski - komisji rolnej.
Z PiS-u jedynie Anna Fotyga przewodniczyła w poprzedniej kadencji komisji PE: była to podkomisja ds. obrony, zaś Ryszard Czarnecki, a później Zdzisław Krasnodębski, pełnili funkcję wiceprzewodniczącego PE. Teraz natomiast tylko Beata Szydło będzie przewodniczyć komisji: ds. zatrudnienia. Delegacja PO-PSL ani jednej komisji nie wzięła.
PiS należy do Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, którzy są dopiero szóstą pod względem liczebności (62 członków) frakcją PE, czyli - mówiąc bardziej obrazowo - drugą od końca. Słabsi są tylko komuniści - a potem są już tylko tzw. niezrzeszeni.
W tej kadencji jednak różnice między frakcjami są o wiele mniejsze: kilka zaledwie głosów dzieli Zielonych, partie Mateo Salviniego i Marine Le Pen od Europejskich Konserwatystów i Reformatorów.
Jak na swoje rozmiary EKR dostaje więc całkiem dużo funkcji, a PiS będzie miał w tym rozdaniu stan posiadania porównywalny do tego z poprzedniej kadencji.
Kuluarowe zabiegi o poparcie większych frakcji nie wypaliły i partia Jarosława Kaczyńskiego straciła wczoraj przyznaną jej w wyniku parytetów funkcję wiceprzewodniczącego PE. Wielu w PiS wstrzymało oddech, bo jeszcze kilka tygodni temu rozważano, czy nie wystawić na to stanowisko byłej premier Beaty Szydło - a odrzucenie jej w głosowaniu byłoby znacznie bardziej bolesne niż odrzucenie Zdzisława Krasnodębskiego.
W ostatecznym rozrachunku jednak PiS i tak zachowuje całkiem dobry pakiet stanowisk.
Karol Karski został wybrany na kwestora, chociaż od porażki było o włos. W tajnym głosowaniu zajął piąte - ostatnie - miejsce, co oznacza również ostatnią pozycję przy dzieleniu się zakresem obowiązków.
PiS ma mieć jednak ponadto szefostwo bardzo ważnej komisji ds. zatrudnienia - a komisje to realna władza. To tam zapadać będą decyzje ws. kluczowych dla Polski kwestii - np. delegowania pracowników, czyli dostępu do zachodnich rynków pracy dla naszych pracowników.
Problem w tym, że to kwestie niesłychanie trudne, które stały się agendą coraz bardziej protekcjonistycznego Zachodu. Dlatego trudno tam będzie o widoczny i "przekładalny na kraj" sukces. Szefową tej komisji ma być Beata Szydło: czeka ją więc ciężka praca - tym cięższa, że - jak sama przyznała - z jej znajomością języków jest kiepsko.
Eurodeputowani PiS mają objąć także przewodnictwo dwóch interesujących z polskiego punktu widzenia delegacji: ds. Rosji i ds. Ukrainy.
Okazuje się, że będąc w mniejszej frakcji PiS bierze sporo, bo jako najsilniejsza delegacja narodowa rozdaje w EKR karty i zgarnia dla siebie najlepsze kąski.
Odwrotna jest sytuacja delegacji PO-PSL w Europejskiej Partii Ludowej. W tej frakcji dominują Niemcy, którzy muszą obdzielić wiele narodowych delegacji. W dodatku w tej kadencji EPL-owi przypadło do podziału tylko 7 komisji - w poprzedniej było ich kilkanaście.
Co więcej, Platforma postawiła tym razem nie na realną władzę w Parlamencie Europejskim, ale na prestiż i "widoczność w kraju".
Szef delegacji PO-PSL Andrzej Halicki zapewniał wprawdzie, że Ewa Kopacz - jako wiceprzewodnicząca - będzie teraz najważniejszą osobą w europarlamencie - problem jednak w tym, że funkcja wiceprzewodniczącego PE jest wyłącznie prestiżowa. Wiceprzewodniczący prowadzi obrady Parlamentu Europejskiego, reprezentuje europarlament na zewnątrz i zastępuje przewodniczącego PE, uczestniczy w posiedzeniach prezydium. Ma dodatkowy pokój na biuro i dwóch dodatkowych asystentów. To jednak funkcja bez realnej władzy czy wpływów.
Doświadczeni eurodeputowani Platformy wiedzą, że konkretna władza znajduje się w rękach szefów ważnych komisji - dlatego niektórzy członkowie delegacji PO-PSL są niezadowoleni, że szefostwo delegacji nie wywalczyło ani jednej komisji.
"Wtedy byliśmy mądrzy" - mówi o poprzedniej kadencji jeden z eurodeputowanych PO, dając do zrozumienia, że teraz jest inaczej. Jego zdaniem, wtedy liczyła się ciężka praca - teraz zaś ważniejszy jest tzw. przekaz do kraju.
W obecnej kadencji Platforma będzie miała dodatkowo szefostwo prestiżowej delegacji ds. stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. To funkcja ważna ze względu na napięte relacje Brukseli z Waszyngtonem. W tej chwili wszystko wskazuje na to, że na czele delegacji stanie Radosław Sikorski.
Szefostwo jednej z europarlamentarnych komisji przypadnie również Wiośnie Roberta Biedronia.
Już teraz - jak poinformował sam Biedroń - obejmie on funkcję wiceprzewodniczącego komisji ds. praw kobiet i równouprawnienia, zaś w drugiej połowie kadencji Parlamentu Europejskiego Wiośnie przypadnie stanowisko szefa tej komisji.