Jutro w Luksemburgu odbędzie się posiedzenie unijnych ministrów spraw wewnętrznych. Zapowiada się wielka awantura. Jak ustaliła nasza korespondentka Katarzyna Szymańska-Borginon, w Brukseli słabnie poparcie dla planów zaostrzenia unijnego prawa do swobody przemieszczania się pracowników. W kwietniu Wielka Brytania, Niemcy, Holandia i Austria zażądały zmiany istniejącego prawa pod pretekstem, że imigranci z innych krajów Unii żerują na ich systemie socjalnym.
Polscy pracownicy otrzymają najmocniejsze wsparcie od Komisji Europejskiej, a także od Szwecji, Finlandii i Portugalii. Wystąpienie szwedzkiego ministra ma być bardzo zasadnicze. Szwecja nie widzi żadnego powodu, by renegocjować dyrektywę o swobodnym przepływie osób - powiedział dziennikarce RMF FM unijny dyplomata.
Francja, która ma problemy z Romami, chce skuteczniejszej walki z biedą w krajach pochodzenia imigrantów, ale nie popiera zamiaru zmiany unijnych zasad. Ta sprawa nie jest we Francji tak upolityczniona, jak dwa lata temu za czasów prezydenta Sarkozy'ego - mówi jeden z unijnych dyplomatów. Francuzi twierdzą, że "nie ma jednej odpowiedzi na ten problem". Łagodnieje także Berlin. Jak się dowiedziała dziennikarka RMF FM, żądań niemieckiego ministra spraw wewnętrznych nie popiera kanclerz Niemiec Angela Merkel. Minister Hans Peter Friedrich nie chce więc już zmiany dyrektywy, żąda natomiast wzmocnienia funduszu socjalnego.
Z Polski na posiedzenie ministrów przyjeżdża tylko wiceminister, co interpretowano jako decyzję o nie angażowaniu się w ten problem. ale jak zapewniają polscy dyplomaci, ma on zająć twarde stanowisko. Do tej pory rząd się nie wypowiadał. Mimo apeli eurodeputowanych o zajęcie stanowiska, milczał także minister Bartłomiej Sienkiewicz. Dominowała teza: "Po co być adwokatem we własnej sprawie?". Przedstawiciele władz mówili, że lepiej walkę pozostawić Komisji Europejskiej. Dzisiaj już polscy dyplomaci zapewniają jednak, że wiceminister zajmie "twarde stanowisko".