Nawet 1,5 miliarda złotych może stracić budżet państwa, jeśli rząd przychyli się do żądania Komisji Europejskiej i zawiesi podatek handlowy. Dziś poznać mamy decyzję ministerstwa finansów.
Decyzja Komisji Europejskiej w sprawie podatku handlowego to mieszanina interesów, emocji i polityki. Jest jasne, że podatek handlowy narusza interesy wielkich supermarketów z zagranicznym kapitałem. I jest jasne, że te supermarkety poskarżyły się Brukseli. Miały do tego prawo. Tak funkcjonuje KE i prawie wszystkie wszczynane przez nią dochodzenia są w sprawach konkurencji.
Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji już w czerwcu mówiła to, co oznajmiła Komisja Europejska. Taki finał był do przewidzenia. Zaskakuje natomiast szybkie tempo - podatek został zakwestionowany już w 19 dni od wejścia w życie. Jest jasne, że ostre zatargi polskich władz z Brukselą odbijają się teraz takim echem.
W Brukseli wszyscy wiedzą, że jeżeli zadziera się z Komisją, jeżeli obraża się jej urzędników (choćby Fransa Timmermansa), to trzeba się liczyć z konsekwencjami. Było oczywiste, że Bruksela będzie bacznie sprawdzać wszystko pod katem zgodności z unijnym prawem, wytknie każdy błąd. Tylko czekać, aż dopatrzy się drobnych nieprawidłowości i zacznie obcinać fundusze. Rząd powinien o tym wiedzieć i odpowiednio dobrze przygotować prawo o podatku handlowym. Żeby walczyć z Komisją Europejską, trzeba być po prostu najlepszym w klasie, takim prymusem, którego nie da się zagiąć. Trzeba każdą ustawę przygotować tak, żeby Bruksela nie miała się czego czepiać. Od tego są eksperci.
Można także próbować brać KE "pod włos" i wcześniej przesyłać jej projekty ustaw. Konsultować i grać w bardziej otwarte karty. Urzędnicy włączeni w taki dialog nie negują potem wszystkiego. Produkowanie ustaw, które potem rozjeżdża Bruksela, jest kontrproduktywne i mało profesjonalne.