Rząd zmienił strategię. Wiceminister Mikołaj Dowgielewicz nie jest już jedynym kandydatem polskiego rządu na najwyższe stanowisko u boku szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton. Z moich informacji wynika, że władze w Warszawie zaczęły promować także drugiego kandydata Macieja Popowskiego, obecnie szefa gabinetu Jerzego Buzka.
Co się kryje za tą zmianą? Otoczenie Ashton zaczęło się krzywić na Dowgielewicza. Nagle okazał się nie dość dobry. Walka o najwyższe stołki w europejskiej dyplomacji ostatnio bardzo się zaostrzyła. Polskiemu kandydatowi zaczęto wytykać brak doświadczenia w dyplomacji, młody wiek czy niskie, ostatnio zajmowane stanowisko w Komisji Europejskiej.
Dowgielewicz zaczął tracić szanse na fotel przy Ashton, natomiast rząd za wszelką cenę chce go mieć. Warszawa nie może sobie pozwolić na przegraną w tej sprawie, bo już dawno ogłosiła, że ważniejsza jest jakość, a nie na ilość stanowisk w europejskim korpusie dyplomatycznym (premier Tusk mówił nawet podczas jednego z unijnych szczytów, że "nie będzie biurem pośrednictwa pracy" dla setek Polaków). Dlatego jako ratunek pojawił się - Popowski.
To, czego brak Dowgielewiczowi - posiada - Popowski. Starszy, bardziej doświadczony w polityce zagranicznej i obrony, piastował dyrektorskie stanowisko. Dowgielewicz uchodzi za człowieka z narodowej dyplomacji, Popowski za człowieka z - europejskich instytucji. Mając dwóch kandydatów, którzy się uzupełniają Warszawa chce zwiększyć swoje szanse. Byleby nie przelicytowała.