W Brukseli bagatelizują rozmowę Morawiecki - Juncker. "Spotkanie? Nie było żadnego spotkania"

Niedziela, 25 listopada 2018 (16:39)

Rozmowa Morawiecki - Juncker - bez konkretnych rezultatów w kwestii wycofania z TSUE skargi dotyczącej ustawy o Sądzie Najwyższym. Na razie Polska cieszy się z pochwał, że dokonywane ws. SN zmiany "idą we właściwym kierunku" i że "to bardzo konstruktywny krok". "Poprzestanę na tym" - przyznał premier Morawiecki, pytany, czy uzyskał zapewnienie o wycofaniu skargi. "Zobaczymy, jaki będzie dalszy przebieg spraw" - stwierdził.

Na marginesie brukselskiego szczytu ws. Brexitu doszło do rozmowy szefa Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera z premierem Mateuszem Morawieckim. Była to pierwsza rozmowa po ustępstwie polskiego rządu ws. ustawy o Sądzie Najwyższym.

Strona polska była po tej rozmowie wyraźnie zadowolona. Chwilę po jej zakończeniu jeden z polskich dyplomatów przekazał polskim dziennikarzom pozytywną interpretację: Wyraźne ocieplenie i chęć przykrycia złych emocji z przeszłości. Dopytywany, dodał: Nowelizacja ustawy o SN to zasadnicza, kluczowa zmiana. Mamy z Komisją Europejską takie samo zdanie w tej sprawie.

Moi rozmówcy w Komisji Europejskiej bardzo jednak bagatelizowali znaczenie rozmowy Junckera z polskim premierem.

Spotkanie? Nie było żadnego spotkania - stwierdził wysoki rangą urzędnik KE, podkreślając, że nie było to "spotkanie", a jedynie krótka kuluarowa rozmowa. Wszyscy tutaj ze sobą rozmawiają i z reguły bardzo miło - komentował nieco ironicznie. Dopytywany przeze mnie, czy KE wycofa skargę na Polskę, zaznaczył, że sprawą zajmuje się wiceszef KE Frans Timmermans.

Również eurodeputowany CDU Elmar Brok (który ma świetne relacje z kanclerz Angelą Merkel), pytany przeze mnie o tę kwestię, powiedział, że "to Timmermans musi nam powiedzieć, czy to (zmiany w SN) wystarczy dla wycofania skargi lub artykułu 7".

Także sam Jean-Claude Juncker po rozmowie z Mateuszem Morawieckim dosyć chłodno stwierdził, że "szczyt poświęcony był Brexitowi, a nie Polsce".

Takie pełne rezerwy wypowiedzi świadczą o tym, że KE przynajmniej na razie nie śpieszy się z wycofaniem skargi z Trybunału Sprawiedliwości UE (chociaż samą nowelizację ustawy o SN przyjmuje z oczywistym zadowoleniem). Przerzucanie odpowiedzialności na Fransa Timmermansa sugeruje z kolei, że nie ma żadnego zakulisowego porozumienia w tej sprawie między Warszawą a trio: Merkel - Juncker - Selmyar (Martin Selmayr uważany jest za prawą rękę Junckera).

Nie ma więc co liczyć na podział w Komisji Europejskiej na "dobrego" Junckera i "złego" Timmermansa.

Co więcej, Timmermans, kandydat socjaldemokratów na szefa KE, nie ma żadnego powodu, by teraz wycofywać skargę na Polskę. Wręcz przeciwnie: ma dowód, że jego twarda linia przyniosła realne owoce. Dostał wiatru w żagle i jest przekonany, że tę linię trzeba kontynuować.

Zwłaszcza, że do rozwiązania pozostało wiele kwestii: od sprawy Trybunału Konstytucyjnego - poprzez mechanizm skargi nadzwyczajnej - po zmiany dotyczące wyboru członków Krajowej Rady Sądownictwa.

Co więcej, jeżeli KE nie wycofa skargi, to doprowadzi w ten sposób do rozstrzygnięcia przez TSUE zasadniczej sprawy dotyczącej jej kompetencji w kwestii wymiaru sądownictwa w krajach członkowskich. I w końcu - utrzyma presję na Polskę.

Urzędnicy KE coraz częściej dają do zrozumienia, że ich zaufanie do proeuropejskich deklaracji rządu PiS się wyczerpało. W dodatku przed wyborami do Parlamentu Europejskiego i przed wyborami parlamentarnymi w Polsce Bruksela raczej nie ma interesu w tym, by łagodzić kurs wobec Warszawy.

Polski rząd wyraźnie spóźnił się ze swoim ustępstwem ws. Sądu Najwyższego - o co najmniej pół roku. Gdyby ten sam krok wstecz zrobił w kwietniu lub maju, podczas ówczesnych negocjacji z KE - to wówczas byłby to sukces. Jean-Claude Juncker mówił wtedy, że Polska zbliża się nieco do stanowiska KE i Komisja zbliża się nieco do Polski. Wtedy możliwe były polityczne targi. Zabrakło jednak wyobraźni i woli politycznej - po obu stronach. Odkąd zaś sprawa Sądu Najwyższego trafiła do TSUE - targi stały się niemożliwe.

Teraz ruch jest już jednostronny. Polska "zbliżyła się" do stanowiska Komisji po to, by uniknąć kar finansowych. Na inne rezultaty raczej nie ma co liczyć.


Artykuł pochodzi z kategorii: Katarzyna Szymańska-Borginon - komentarze

Katarzyna Szymańska-Borginon