"Była i piękna, i brzydka zarazem. Demoniczna i niezwykła. Dobra i zła. Było w niej absolutnie wszystko. (...) Tacy bywają geniusze" - mówi Iza Michalewicz, która wraz z Jerzym Danielewiczem napisała książkę "Villas. Nic przecież nie mam do ukrycia". Dokumentuje ona burzliwe i często trudne życie zmarłej piosenkarki. Z twórcami biografii rozmawiała reporterka RMF FM Katarzyna Sobiechowska-Szuchta.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Iza Michalewicz: To, co myśmy się starali zrobić w tej książce, to pokazać pewien rodzaj prawdy o Violetcie. Czyli odmitologizować legendę, którą - owszem - ona sama tworzyła, ale której dziennikarze przez długie lata nigdy nie sprawdzili. Nikt się nigdy nie zainteresował, co tak naprawdę stoi za tą przepiękną fasadą z loków i wielkiego głosu. Ona była zjawiskiem, fenomenem, ale była przede wszystkim genialną wokalistką, absolutnie na poziomie światowym. I opowiadanie o niej teraz jakiś niestworzonych rzeczy, że Szpilman wymyślił jej pseudonim, co było nieprawdą.... Odsyłamy państwa do naszej książki, nam zajęło naprawdę dużo czasu odkłamanie tego, co przez te wszystkie lata narosło wokół Violetty Villas.
Jerzy Danielewicz: Violetta Villas sama tworzyła swoją legendę - jest to zrozumiałe, bo każda gwiazda o to dba i ma prawo to robić. Nasza książka nie jest pozbawianiem Violetty Villas tej legendy, raczej tę legendę uzupełnia, albo pokazuje nowe, nieznane strony. Jeśli piszemy w tej książce o jakiś sprawach kontrowersyjnych, to nie po to, żeby wzbudzać tylko sensację, a po to, aby Violettę lepiej zrozumieć. Jej skomplikowane życie osobiste miało bardzo bezpośrednie przełożenie na karierę, na jej wzloty i upadki. Dlatego naszym zdanie musieliśmy to zrobić.
Katarzyna Sobiechowska-Szuchta: To było tak, że ona nie była w stanie udźwignąć kariery?
I.M.: Właśnie my sobie próbujemy na tych 288 stronach odpowiedzieć na to pytanie. Ta odpowiedź nie jest ani prosta, ani jednoznaczna. Tak jak Violetta Villas była i niełatwa, i toksyczna, i wieloznaczna. Oczywiście na to, dlaczego nie zrobiła tej kariery złożyło się bardzo wiele przyczyn. Jak mówił Jerzy, ogromny wpływ na to miała jej trudna osobowość, jej życie osobiste, które w dużej mierze zaważyło na tym, że musiała wrócić z Las Vegas. I musiała, i chciała, o czym też piszemy. I oczywiście ogromnie nieudane życie estradowe w Polsce. Między innymi dlatego, że obok niej nie znalazł się drugi Meneghini, tak jak znalazł się obok Marii Callas, żeby rzucić wszystko i się absolutnie dla niej poświęcić, mimo że ta osobowość była tak straszliwie trudna, że było to trudne. Szczególnie dla ludzi w tamtym okresie, kiedy te siermiężne lata PRL-u w ogóle nie wyobrażało sobie kogoś takiego na scenie, ona była po prostu rajskim ptakiem. Motyl na pustyni - tak my to nazywamy.
J.D.: Nie znalazł się nikt taki, gdyż trudno było z Violettą współpracować. Wcześniej czy później dochodziło do jakiś konfliktów i ta współpraca się zwykle kończyła. Tak jest w zasadzie z każdą historią, z każdą jakąś sytuacją w jej życiu kontrowersyjną, że jak zaczniemy opowiadać co się stało, to potem się okazuje, że jest też ta druga strona medalu. W zasadzie przy każdej okazji, kiedy mówi się o Violetcie to widać tę sprzeczność. Cały czas pojawiają się argumenty za i przeciw, z których można ułożyć jakiś jej życiorys, który jest bardzo skomplikowany i prawdopodobnie myśmy wszystkiego nie napisali. Uważamy wręcz, że o Violetcie Villas powinny powstawać książki, filmy, bo jej życie to jest gotowy scenariusz.
To była żmudna praca, przygotowywanie tej książki, docieranie do tych materiałów, jak pani mówi - odkłamywanie tych różnych historii, które powtarzają niektórzy, nie weryfikując ich w ogóle. Czyli taka żmudna, dziennikarska, reporterska robota.
I.M.: Tak i trochę niewdzięczna, dlatego, że do tej pory wszyscy, i my głównie jako dziennikarze, byliśmy nijako zmuszeni, przez niezwykłą osobowość uwodzicielską Violetty Villas, do rozmawiania z nią na kolanach. Mogliśmy pytać wyłącznie o to, na co ona pozwalała i na co chciała odpowiadać. Oczywiście, każdy ma prawo do swoich tajemnic, ale osobowość tak fascynująca jak ona, to jest osobowość ciekawa. Więc my też napisaliśmy książkę z ciekawości. Ale trudna i żmudna. Dlaczego? Dlatego, że bardzo wiele osób odmówiło nam rozmowy, kierując się różnymi powodami, o których tu już nie sposób mówić. Znaleźli się tacy, którzy nam zaufali - bardzo im dziękujemy. Państwu Nowotnikom, którzy przyjaźnili się z Violettą w okresie jej pobytu w Magdalence i Januszowi Ekiertowi, który był jej największą miłością w życiu. I między innymi dlatego, że ten związek był taki skomplikowany i trudny Violetta też, można powiedzieć, zawaliła tę swoją karierę. Wie pani, to jest tak szalenie skomplikowane i trudne zbierać materiał o tak toksycznej osobowości, bo zawsze ma się poczucie, że nie wszystko się wie do końca. Tak jak Jerzy powiedział, ona była tak pełna sprzeczności. Była i piękna, i brzydka zarazem. Demoniczna i niezwykła. Dobra i zła. Było w niej absolutnie wszystko. Było wiele osobowości niemalże w jednym człowieku. Ale taka jest sztuka. Tacy bywają geniusze. Nie możemy odbierać Violetcie tego, że nie była geniuszem, bo była. Była wielkim geniuszem wokalnym i możemy tylko płakać nad tym, że my jako kraj, jako Polacy, zmarnowaliśmy tak wielki talent, że nikt się nie znalazł, kto by ją był w stanie poprowadzić. Bo ja słyszałam o masie trudnych osobowości, które robiły te wielkie kariery, pomimo wszystko no niestety nie w naszym kraju. Nasz kraj nie lubi geniuszy.
J.D.: Violetta Villas była ponad to wszystko, co o niej mówiono. Ona miała poczucie własnej wartości. Myślę, że dobrym zakończeniem byłoby przytoczenie fragmentu kończącego książkę. To jest właściwie to, co można powiedzieć na zakończenie.
I.M.: Ja tylko przeczytam taki fragment właśnie. Nasza książka kończy się tak: "Stara kobieta siedzi w pokoju swojego dzieciństwa. Przez okna widać wysoki wiadukt, po którym już nie jeżdżą pociągi. Tylko lewińskie wzgórza jak dawniej okrywają się to śniegiem, to zielenią. Ale kobieta już tego nie dostrzega. Ma bardzo spuchnięte nogi. Wolno pali papierosa. Mądrość - myśli - polega na tym, by nie tracić bezrozumnie sił na tym targowisku próżności. Nie rozdrabniać swojego talentu. Bywa, że ci wielcy nie przebijają się, wolą usunąć się w cień. Ale przecież i tak są wygrani, mają talent. W końcu zwyciężają". To jest taki fragment wywiadu, którego Violetta kiedyś, przed laty udzieliła. I myśmy uznali, że taki jest koniec książki - oczywiście, później pojawia się również taki rozdział zamiast epilogu, jak wyglądała nasza przygoda ze spotkaniem z Violettą. Polecamy państwu tę książkę, bo to jest wielka elegia o marnowaniu talentu. Jesteśmy jakoś takim dziwnym krajem, w którym nie szanuje się ludzi, nie szanuje się ludzi za ich talent. Po prostu.