Samo mycie rąk nie wystarczy. Historia epidemii, ostatnie odkrycia archeologiczne, postępujący kryzys klimatyczny i modele matematyczne uczą nas, że nadejdą kolejne pandemie, które pochłoną setki milionów istnień. Pod ich biczem świat człowieka zadrży w posadach. W minionych wiekach chwiał się wielokrotnie, tyle że ludzkość woli nie pamiętać o bolesnych lekcjach z przeszłości i chwytać dzień. Tak żyje się łatwiej.
Wiedza to młot na głupotę. Czerpanie wiedzy z historii ma sens podwójny. Możemy przeanalizować z jakich przyczyn i dlaczego w takich a nie innych miejscach pojawiały się ogniska epidemii oraz prześledzić wzorce zachowań społecznych w obliczu niewidzialnego zagrożenia, zabijającego na chybił trafił i lepiej przygotować się na Armagedon.
Naszym celem powinno być, choć częściowe, zabezpieczenie takich zdobyczy cywilizacyjnych jak prawa człowieka i międzynarodowa współpraca oparta na solidarności w obliczu zagrożenia. Pandemia COVID-19 pokazała, jak łatwo zamykamy się w naszych narodowych twierdzach, spisujemy na straty starszych ludzi i brutalnie wyrywamy sobie maseczki i respiratory, zapominając o międzynarodowej koordynacji i kierowaniu sprzętu tam, gdzie go brakuje. COVID-19 pokazał także jak kruche jest przekonanie, że rozwój i dobrobyt są gwarantowane. Cesarstwo Rzymskie za Justyniana czy królestwo Azteków za Montezumy też miało tą pewność. Epidemia zmieniła wszystko.
Jeśli czegoś się boję, to kolejnej pandemii, opartej o patogen, którego nie zna nasz system odpornościowy. Jest wyjątkowo skuteczny. Warto pamiętać, że wzmocniliśmy go dzięki Neandertalczykom, z którymi 50 tysięcy lat temu krzyżowaliśmy się i w efekcie tych związków z przeszłości uzyskaliśmy odporność na tyle silną, że po opuszczeniu Afryki trafiliśmy na wszystkie kontynenty. Neandertalczyków po drodze wytępiliśmy. Zostały nam po nich geny, zwiększające płodność kobiet, dzięki którym mamy jasną karnację skóry, niebieskie oczy, skłonność do melancholii i wrażliwość na sztukę. To nie homo sapiens tworzył malowidła naskalne. Robili to Neandertalczycy, z całą pewnością więcej niż 64 tysiące lat temu. Oznacza to, że Neandertalczyk uprawiał sztukę na długo przed pierwszymi kontaktami z człowiekiem. Zostawił też dla nas współczesnych swój odcisk dłoni. Kto wie. Może właśnie dzięki melancholii w przyszłości przetrwa humanizm i po raz kolejny przyjdzie nam Neandertalczykom dziękować i symbolicznie te dłonie uścisnąć.
Czarna dżuma przyszła do Europy nagle w 1347 roku i przez kolejne 4 lata uśmierciła od 30 do 50% Europejczyków. Trafiła do Europy ze wschodu wraz ze szczurami, które dotarły do portów na weneckich statkach handlowych. W 4 lata zabiła 200 milionów ludzi, powodując zapaść, z której kontynent europejski podnosił się przez kolejne 200 lat. Umierali wszyscy, bez względu na status społeczny i pochodzenie. Wystarczyło, że miałeś pecha i to właśnie Ciebie ugryzła przenosząca bakterię Yersinia pestis pchła, która przeskoczyła na Twoją nogę z zarażonego szczura. Po około pięciu dniach rozwoju choroby i zaatakowaniu węzłów chłonnych umierałeś w męczarniach.
To dżumie zawdzięczamy słynne obrazy tańca śmierci (z fr. danse macabre), symbolicznie pokazujące równość w obliczu śmierci, czy w tym przypadku zarażenia. Dramatyczne wspomnienia zapisane przez kronikarzy, mówią o końcu świata, karze Bożej i beznadziejnych próbach znalezienia przyczyny zarazy. Ludzie bali się chorych, którzy umierali w samotności. Ludzie bali się także tych którzy próbowali ich leczyć, czy grzebać ich ciała. Czy walczący z COVID-19 lekarze i pielęgniarki nie doświadczają dokładnie tego samego mechanizmu?
Ale to nie dżuma była najbardziej śmiercionośna. To nie dżuma zasługuje na miano jeźdźca apokalipsy. Był nim Krzysztof Kolumb i niedługo po nim Hernan Cortes.
Gdy w 1492 Kolumb i jego 90 marynarzy dotarło do Ameryki, przywieźli ze sobą coś maleńkiego i niewidocznego - europejskie patogeny, na które etniczni mieszkańcy Ameryk nie mieli odporności. Wirus ospy prawdziwej i dziś niegroźna Salmonelloza do 1520 roku zabiła 87% etnicznych mieszkańców Ameryki. Ospa i Salmonelloza zabiły 9 na 10 osób w imperiach Azteków, Inków i Majów. Tę największą i najbardziej śmiercionośną epidemię w historii Nowego Świata Aztekowie nazywali "cocoliztli".
W efekcie stolica Azteków Tenochtitlan licząca 1519 roku ponad 200 tysięcy osób została zdobyta dwa lata później, a wiele miast Majów i Inków zostało opuszczonych, bo nie było już ludzi, który mogliby utrzymywać i dbać o infrastrukturę i budynki użyteczności publicznej. Gdy wymarło prawie 90% ludzi, upadła także cywilizacja Majów, Azteków i Inków. Opuszczone miasta i rozległe pastwiska zarosła puszcza, co po drugiej stronie Atlantyku miało wpływ na ochłodzenie klimatu. Tak zwana "mała epoka lodowa" trwała od XIV do połowy XIX wieku. W zimie można było przejechać saniami Bałtyk. Naukowcy wiążą to zjawisko z dwoma czynnikami, osłabieniem aktywności słonecznej i upadkiem amerykańskich cywilizacji rolniczych. Najpierw Azteków, Majów i Inków a później Indian zamieszkujących Amerykę Północną.
To europejskie choroby ułatwiły kolonizację Ameryk przez Hiszpanów i Portugalczyków a później Francuzów i Anglików. Późniejszy handel niewolnikami z Afryki dodał do tej mieszanki rasę czarną.
Czy jesteśmy dziś w stanie sobie wyobrazić ogrom tragedii, którą spowodowali Kolumb i konkwistadorzy? Czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, że na 10 najbliższych nam członków rodziny i przyjaciół umrze dziewięciu? Czy możemy sobie wyobrazić Polskę, której populacja spada z 38 milionów do niecałych 4 w przeciągu 30 lat? Historia pokazuje, że to już miało miejsce i że może się powtórzyć.
Ospę pokonaliśmy w 1980 roku dzięki programowi szczepień, ale jeszcze w 1963 zaatakowała Wrocław. Przywiózł ją pracownik służby bezpieczeństwa, który wrócił z Indii, a miasto Wrocław objęto kwarantanną i aż do wygaszenia epidemii stało się miastem zamkniętym. To wtedy nosiliśmy maseczki i ćwiczyliśmy izolacje społeczną. Zmarło tylko 7 osób, a zachorowało 99. Epidemię udało się zdusić w zarodku. Nie była też tak zabójcza, bo my Europejczycy już się wcześniej z ospą prawdziwą zetknęliśmy i mamy relatywnie wysoką odporność stadną.
Nie trzeba sięgać kilka wieków wstecz. Grypa hiszpanka szalała dokładnie 100 lat temu, w latach 1918-1919 zabijając od 40 do 50 milionów ludzi. Powinna nazywać się amerykanką, bo to w USA pojawiły się pierwsze ogniska epidemii i wraz z żołnierzami amerykańskimi wysłanymi na front do Europy rozprzestrzeniła się, zabijając miliony.
Warto przypomnieć, że polegli i zmarli podczas I wojny światowej to 8,5 miliona. Grypa zabijała wtedy głównie osoby młode i w pełni sił. Wniosek. Nie zawsze będzie tak że tylko starsze pokolenie i osoby ciężko chore są w grupie ryzyka.
Pod naporem wirusów padały królestwa i cesarstwa. Cesarstwo Wschodniorzymskie (Bizantyjskie) zostało rzucone na kolana gdy w 541 wybuchła plaga Justyniana. Trwała rok i zabiła od 30 do 50 milionów ludzi.
W obliczu COVID-19 zapominamy o innej pandemii, która trwa od 1981 roku. Wirus HIV wywołujący chorobę AIDS zabił od 25 do 35 milionów ludzi na całym świecie. Nie mamy na HIV szczepionki. Są obecnie leki, na które stać jedynie bogate społeczeństwa globalnej północy. Biedne południe umiera na HIV w dalszym ciągu z powodu biedy i braku edukacji.
Na dzień 7 czerwca i w oparciu o dane WHO COVID19 zabił 400 tysięcy ludzi, zachorowało prawie 7 milionów i objął cały świat.
Pandemia cały czas trwa. Już dawno COVID zostawił w tyle wirus Ebola, który w latach 2014-2016 zabił ponad 11 tysięcy, MERS z 2012 roku z 850 ofiarami, czy SARS z 2002 który pochłonął 770 osób. Zapewne ludzkość zdobędzie się na zbiorowy wysiłek i szybko opracuje szczepionkę na ten typ wirusa. Zapewne po globalnej traumie COVID-19 wyszczepialność wzrośnie a atrakcyjność ruchów antyszczepionkowych spadnie. Zapewne WHO wybroni się przed atakami populistycznych polityków, próbujących zrzucić na WHO, czy szerzej na ONZ odpowiedzialność za swoje zaniechania, brak wiedzy oraz ostentacyjnie okazywany brak szacunku dla wiedzy i autorytetów naukowych.
Słynny atak Prezydenta Donalda Trumpa na WHO i uparte określanie wirusa z Wuhan "chińskim wirusem" nie jest niczym nietypowym. W XVI wieku Anglicy twierdzili, że syfilis pochodzi z Francji i określali go mianem "franca". Z kolei Francuzi twierdzili, że przywleczono go z Neapolu i określali go jako choroba neapolitańska. W Rosji uważano syfilis za chorobę polską, a w Polsce za turecką. W Turcji natomiast była ona określana jako zaraza chrześcijańska. COVID-19 też jest osierocony i historia pokaże, komu ją ostatecznie przypiszemy.
Zapewne jako ludzkość COVID-19 przetrwamy i szybko zapomnimy także o tej pandemii prąc do przodu w agresywnym rozwoju. Ale przestrzegam, z każdym kolejnym kilometrem kwadratowym wycinanej puszczy amazońskiej otwieramy się na wyizolowane tam patogeny, z każdą kolejną toną rozmarzającego lodu wiecznej zmarzliny wracają do naszego świata uwięzione w lodzie od dziesiątek i setek tysięcy lat zagrożenia.
WHO od dekad przestrzega, że odzwierzęcy wirus nadejdzie i będzie zabójczy. COVID19 to jedynie preludium. Gdy nadejdzie wirusowy Armagedon nie będzie kilku jeźdźców apokalipsy. To już nie będzie Kolumb i Cortez przepływający Atlantyk na maleńkich stateczkach. Dziś to będą setki milionów zdobywców spragnionych wrażeń i emocji odkryć.
Przesadzam? Ależ skądże. Odsyłam to danych UN WTO. W 1995 roku mieliśmy 525 milionów turystów. W 2019 to już 1,4 miliarda. Większość z nich podróżowała samolotami. To samo UN WTO prognozuje, że po COVID-19 sytuacja w branży turystycznej zacznie się poprawiać i po chwilowym spadku o 900 milionów, znów wzrośnie do poziomu zbliżonego do 2019 pod koniec 2021 roku. Przy kolejnej pandemii rozprzestrzenimy ją my sami. Bez niczyjej pomocy. Motywatorem będzie oferta last minute, all inclusive i drink z palemką.